Michael Moore: 'A piratujcie sobie mój film!'
Najprawdopodobniej najbardziej kontrowersyjny reżyser filmów dokumentalnych na świecie Michael Moore ma misję. Tak bardzo zależy mu na tym, aby George Bush nie wygrał wyborów prezydenckich, że zgadza się nawet na... piratowanie swojego filmu 'Fahrenheit 9.11'!
Demaskatorski obraz Moore'a, przez niechętnych reżyserowi określany manipulacją, święci triumfy na ekranach amerykańskich kin, przyciągając tłumy, jakie normalnie pojawiają się raczej na superprodukcjach z Hollywood. W taki komercyjny sukces nie dowierza nawet sam reżyser, który miliony wpływów z dystrybucji 'Fahrenheita' skomentował w następujący sposób:
"To tak, jakby w tym tygodniu pierwsze miejsce na liście przebojów Billboardu zajęła składanka bułgarskiej muzyki folkowej.”
Jednak Moore'owi ciągle mało. Nie pieniędzy, a widzów. Dlatego skłonny jest zrezygnować z kolejnych milionów dolarów, gdyby dzięki temu jak najwięcej Amerykanów poznało prawdę o Bushu. W wywiadzie dla Sunday Herald powiedział:
"I tak nie zgadzam się z ochroną praw autorskich i nie widzę nic złego w wymienianiu się w sieci moim filmem, pod warunkiem, że żaden pirat nie czerpie z tego zysków za moim plecami!"
Po czym dodał: "Mnie chodzi głównie o to, aby jak najwięcej ludzi zobaczyło mój film. Ja chcę zmienić ten kraj. Ten świat. Wierzę, że każdy, kto zobaczy 'Fahrenheita' to zrozumie i pomyśli podobnie. I tylko o to mi chodzi"
Tymczasem polski dystrybutor filmu robi, co może, by podgrzać atmosferę przed premierą. Tym bardziej, że w Polsce aż takiego ciśnienia wokół filmu nie ma...
Teraz na przykład ogłoszono, że rzekomo 'nie wiedzą, kiedy będą mogli wypuścić film do kin' z powodu tajemniczych nacisków. "Trybuna" donosi, że "wbrew zapowiedziom, polska premiera nagrodzonego Złotą Palmą i nagrodą krytyków Fipresci na tegorocznym festiwalu w Cannes filmu Michaela Moore'a "Fahrenheit 9.11" nie odbędzie się 16 lipca. Na razie przesunięto ją o tydzień".