Sam pchał się na scenę
Śmiał się, że aktorstwo miał we krwi – choć nie dane mu było poznać ani pradziadków, którzy robili karierę na scenie, ani babci, Anny Jaraczówny, grywającej w filmach u najlepszych polskich twórców. Mimo to wiele czasu spędzał w teatrze, gdzie jego mama pracowało jako suflerka. Rozmawiał z artystami, oglądał przedstawienia i coraz bardziej fascynował się branżą artystyczną. Wreszcie zwrócił na siebie uwagę Jerzego Gudejko.
- Gdy w ostatniej chwili okazało się, że jeden z dzieciaków nie może zagrać w filmie "Kapitan Conrad", przypomniał sobie o mnie, elokwentnym maluchu, który sam pcha się na scenę i w ogóle się nie peszy. I tak dostałem swoją pierwszą rolę – opowiadał w książce „Gdzie są gwiazdy z tamtych lat?”.