„Miles Davis i ja”: geniusz muzyki społecznej [RECENZJA DVD]

To nie jest biopic. Filmowa biografia jednego z najwybitniejszych muzyków XX wieku, ukazująca najważniejsze wydarzenia z życia Milesa Davisa. Wbrew pozorom nie jest to też film stricte o muzyce, bo chociaż dźwięki trąbki mistrza towarzyszą niejednej scenie, to Don Cheadle podszedł do przedstawianej postaci bardzo przewrotnie. Skupił się na okresie w latach 70., kiedy Miles Davis zniknął ze sceny muzycznej na pięć lat.

„Miles Davis i ja”: geniusz muzyki społecznej [RECENZJA DVD]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

29.01.2017 21:36

Don Cheadle (reżyser, współscenarzysta i oczywiście odtwórca głównej roli) z miejsca odrzucił estetykę filmów biograficznych na rzecz niezwykłej mieszanki thrillera, gorzkiej komedii, dramatu. Swoim filmem chciał postawić Davisowi pomnik wolny od retuszu i szlifowania krawędzi. To nie jest laurka i pochwała wielkości, a raczej portret człowieka samotnego, cierpiącego, zniewolonego nałogami. Jego Miles Davis ukrywa się przed światem w luksusowej pustelni, a jedyną motywacją do opuszczenia czterech ścian jest nieproszona wizyta dziennikarza „Rolling Stone” (w tej roli Ewan McGregor)
, który podążając tropem historii do opisania, towarzyszy zgorzkniałemu geniuszowi w drodze do jego wytwórni.

Wątek z lat 70. ubrany w estetykę kina akcji, ze strzelaninami i pościgami, przecinają liczne retrospekcje, które pokazują zupełnie innego Milesa Davisa. Zakochanego, twórczego. Zerwanie z chronologią pozwala skupić uwagę widza na złożoności charakteru muzyka. I chociaż ważny wątek miłosny wydaje się być nazbyt przewidywalny i momentami przesadnie dramatyczny, to bardzo dobrze spełnia swoją rolę. Pokazuje, dlaczego Miles z lat 70. jest takim, a nie innym człowiekiem, podkreśla jego lęki i demony. Tłumaczy przyczynę pozornego zerwania ze sztuką.

W rzeczywistości Miles Davis nigdy nie rozstał się z muzyką, gdyż był to, mówiąc trywialnie, sens jego życia. Ciągły progres, przekraczanie granic, wytyczanie nowych kierunków, eksperymentowanie – tym wsławił się genialny trębacz, a faktycznie multiinstrumentalista. Don Cheadle odrzucając na samym początku nurt biopic w pewien sposób naśladował swego mistrza – stawiał na impresję, doświadczenie, którego nie sposób ukazać w schematycznym obrazie „od kołyski po grób”. Tak jak Davis nie chciał, by jego muzykę nazywać jazzem (wolał określenie „muzyka społeczna”), tak Cheadle spróbował nakręcić film, który wymknie się zaszufladkowaniu. Skutecznie.

Obraz
© Materiały prasowe

Przed seansem „Miles Davis i ja” miałem spore obawy co do odtwórcy głównej roli – aktora nominowanego w 2004 roku do Oscara za rolę w „Hotelu Ruanda”, ale obecnie kojarzonego z drugim planem w filmach Marvela (Cheadle już kilka razy przywdziewał zbroję War Machine'a i stawiał u boku Iron Mana). Jak się okazało, moje obawy były całkowicie nietrafione. Don Cheadle sprawdził się genialnie w roli Milesa Davisa, i to nie tylko dzięki wrodzonemu talentowi, ale przede wszystkim za sprawą długich i żmudnych przygotować. Cheadle musiał imitować głos Davisa, jego zachowanie sceniczne, chód, a nawet technikę grania na trąbce. Co najważniejsze – wszystko, co Don Cheadle robi z tym instrumentem, nie jest przypadkowe, gdyż aktor nauczył się wszystkich pokazanych w filmie solówek mistrza. Cheadle przyznał, że w młodości grał na saksofonie, więc miał pewne podstawy, jednak imitowanie gry Davisa było efektem długich i żmudnych przygotowań. Odtwórca głównej roli nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek zarzucił mu brak realizmu w tej materii, za co należy mu się ogromny szacunek.

Obraz
© Materiały prasowe

„Miles Davis i ja” zawiedzie fanów genialnego trębacza, którzy pragnęli obejrzeć filmową biografię, ze wszystkimi wzlotami i upadkami, zachowaną chronologią i naciskiem na muzyczne dokonania Davisa. Zerwanie ze schematem biopic nie jest jednak żadną wadą, gdyż dzięki autorskiemu podejściu Don Cheadle wykreował wyjątkowy, zaskakujący i bardzo osobisty portret mistrza. Film, w którym pozornie muzyka Milesa Davisa jest zepchnięta na drugi plan, ale w rzeczywistości to obraz tętniący jazzowymi czy funkowymi brzmieniami. Don Cheadle, dla którego był to debiut reżyserski, jeśli chodzi o pełny metraż, wywiązał się ze swojej roli znakomicie.

Wydanie DVD oprócz filmu z polską wersją językową (napisy i lektor) zawiera kilka interesujących dodatków. Po pierwsze, całe dzieło można obejrzeć z komentarzem reżysera i współscenarzysty Stevena Beigelmana. Poza tym bardzo dużo na temat produkcji filmu dowiadujemy się z dwóch około 20-minutowych nagrań. Pierwsze jest zapisem wystąpienia części obsady na festiwalu w Sundance (panel Q&A po emisji filmu), zaś w drugim Don Cheadle oraz najbliżsi członkowie rodziny Milesa Davisa zdradzają kulisy powstawania obrazu. Oba dodatki nie posiadają polskiej wersji językowej (wyłącznie oryginalna ścieżka dźwiękowa i angielskie napisy).

Ocena: 8/10
Jakub Zagalski
Obraz
© Materiały prasowe
Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)