Recenzje"Mission: Impossible - Fallout" - strzał w dziesiątkę [Recenzja]

"Mission: Impossible - Fallout" - strzał w dziesiątkę [Recenzja]

Myśleliście, że seria "Mission: Impossible" niczym was już nie jest w stanie zaskoczyć? Myśleliście, że znacie już wszystkie chwyty Ethana Hunta? Pewnie mieliście rację. Ale na "Mission: Impossible – Fallout" i tak będziecie świetnie się bawić. To najlepszy film akcji tego lata!

"Mission: Impossible - Fallout" - strzał w dziesiątkę [Recenzja]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

03.08.2018 | aktual.: 03.08.2018 14:40

Tom Cruise powraca, by balansować na krawędzi dla naszej uciechy. Po raz kolejny musi uratować świat przed zapędami znanej z poprzednich części, śmiertelnie groźnej organizacji, która tym razem przy użyciu dwóch bomb i cennego plutonu chce zniszczyć jedną trzecią ludności. Ethan Hunt podejmuje wyścig z czasem, by odzyskać substancję. Jak chce to zrobić? "Coś wymyślę" – to jego odpowiedź na wszystko. Niby fabuła prosta, ale po drodze czeka nas mnóstwo zwrotów akcji, które przyprawiają o zawrót głowy. Kto jest sprzymierzeńcem, a kto wrogiem? Kto ma dobre a kto złe intencje? Sytuacja jest… płynna – nie wiadomo, co nas czeka w kolejnej scenie. A kultowe maski Hunta i jego załogi wprowadzają dodatkowe zamieszanie. Tutaj niczego (ani nikogo) nie można być pewnym!

Złośliwi twierdzą, że Tom Cruise nie potrafi grać. Ale co z tego – 55-letni aktor serwuje nam w "Mission: Impossible – Fallout" takie popisy kaskaderskie, że włos się jeży na głowie. Bieganie po dachach, wyskakiwanie z okien, wspinaczka po niemal pionowej skale – chyba nie ma rzeczy, których Cruise nie potrafi. W dodatku wygląda świetnie – chyba nawet młodziej od 35-letniego Henry'ego Cavilla. Dorzućcie do tego świetne zdjęcia, piękne plenery (od Paryża po Kaszmir), doskonałe sceny walk, pościgi niemal wszystkim, co możliwe – od ciężarówek przez motory po helikoptery – i macie kino akcji, które przez dwie i pół godziny będzie was trzymać na skraju fotela. To wszystko to też powód, by zobaczyć ten film w kinie, na dużym ekranie.

Adrenalina to nie jedyna rzecz, którą zapewnia seans. Scenarzyści co rusz puszczają do fanów serii oko – doskonale żonglują ogranymi już przecież motywami, nadając im lekkiego rysu. Dystans i poczucie humoru dodają powiewu świeżości i sprawiają, że bardziej pompatyczne sceny ogląda się bez zażenowania. A wszelkie absurdy przyjmujemy z uśmiechem, oczarowani szaloną pomysłowością twórców.

Wychodząc z seansu widziałam same uśmiechnięte twarze. Nic dziwnego - sama dawno tak dobrze nie bawiłam się w kinie. "Mission: Impossible – Fallout" to chyba najlepszy film akcji tego lata. A pewnie długo nie dostaniemy równie dobrego. W swoim gatunku – to strzał w dziesiątkę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)