"Mój dziadek przeżył Holocaust". Reżyserka "Tatuażysty z Auschwitz" staje w obronie serialu

"Tatuażysta z Auschwitz" był globalnym, książkowym hitem. Historycy podważyli wiele zawartych z książce wydarzeń i opisów obozowej rzeczywistości. Przekłamania, błędy i kontrowersje – temu musiały stawić czoło twórczynie nowego serialu.

"Tatuażysta z Auschwitz" na SkyShowtime
"Tatuażysta z Auschwitz" na SkyShowtime
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

07.06.2024 | aktual.: 07.06.2024 11:26

O tym, jakim przeżyciem było ogolenie głowy dla roli i założenie obozowego pasiaka, mówiła w rozmowie z WP Anna Próchniak. W serialu wciela się w Gitę - dziewczynę osadzoną w obozie Auschwitz-Birkenau, która podczas tatuowania więziennego numeru na przedramieniu, poznaje Lalego Sokolova i coś zaczyna między nimi iskrzyć. Z czasem ich relacja przeradza się w prawdziwą miłość, która jest w stanie pokonać obozowe piekło. Lali po latach decyduje się w końcu wyjawić swoją historię pewnej pielęgniarce. Ona jeszcze nie wie, że wysłuchanie i spisanie wspomnień byłego więźnia, uczyni ją gwiazdą światowej literatury.

Wraz z początkiem czerwca na SkyShowtime można oglądać serial o tym samym tytule, co książka, która sprzedała się w milionach egzemplarzy na świecie. Jak jednak twórcy poradzili sobie z licznymi kontrowersjami wokół książki Heather Morris?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Światowy fenomen

Pierwsze wydanie "Tatuażysty..." to rok 2017. - Nagle wszyscy czytali tę książkę - wspomina Clare Mundalle. - Gdzie nie pojechałam, tam widziałam osoby z tą książką w dłoniach. Nawet, jeśli ktoś nie czytał, to dobrze kojarzył tytuł. Szybko "Tatuażysta z Auschwitz" trafił na wszystkie listy bestsellerów i w Europie, i w Stanach Zjednoczonych. Intrygowało mnie to, że historia z książki przyciąga tak wiele ludzi z różnych zakątków świata - wspomina producentka serialu.

- Gdy poznałam historię Lalego i Gity, którzy poznali się w piekle na ziemi, jakim był obóz Auschwitz-Birkenau, to zrozumiałam, dlaczego tak wiele osób ciągnie do tej książki. Bo to historia miłości, której wszyscy poszukujemy, nawet jeśli jesteśmy w najmroczniejszych miejscach, w najmroczniejszym momencie swojego życia. Widziałam w tej historii mnóstwo nadziei, której łakniemy - mówi Mundell w rozmowie z WP.

Jej ekipa produkcyjna zajęła się kwestią praw do serialu, przygotowaniem scenariusza, potem trafił on w ręce Tali Shalom-Ezer. Reżyserka nie będzie znana szerokiej publiczności. Na koncie ma, poza "Tatuażystą...", tylko trzy inne produkcje. Ostatnia to film z 2017 r. - "Moje dni z Mercy", w którym grali Elliot Page i Kate Mara.

- W moich poprzednich filmach ważny był temat przepracowywania traum. Dla mnie to fascynująca sprawa, jak ludzie wracają do życia po traumatycznych wydarzeniach, głównie dzięki nawiązaniu odpowiednich relacji z drugim człowiekiem, który pomoże w procesie uzdrawiania. Dlatego od razu zaangażowałam się emocjonalnie w historię z "Tatuażysty..." - mówi reżyserka.

- Mój dziadek przeżył Holocaust. Cała jego rodzina została wymordowana w Auschwitz. Dziadek absolutnie nigdy nie mówił o Holocauście. Nigdy nie był gotowy na to, by mówić, co przeżył w trakcie wojny. Gdy rozmawialiśmy o tym z członkami ekipy serialu, niemal każdy z nas ma żyjącego krewnego, który doświadczył Holocaustu, ale większość z tych ludzi nie chce o nim opowiadać. Dlatego fakt, że Lali był gotowy podzielić się ze światem swoimi doświadczeniami, był bardzo inspirujący. Chciałam być częścią tego projektu i opowiedzieć jego historię - przyznaje.

Jak zaznacza Shalom-Ezer, w adaptacji książki nie da się rozdzielić wątku miłosnego, od historycznego. - Lali był więźniem obozu koncentracyjnego. Nie myślał, że może spotkać tam miłość swojego życia. Doświadczył okrucieństwa, odczłowieczania i bał się o swoje życie. Uczucie do Gity było niczym system obronny. Akt oporu przeciwko nazistowskiej machinie śmierci. Będę kochał. Zostanę człowiekiem. Nawet w tak okrutnym miejscu - mówi.

Najważniejszą kwestią było to, czy twórcy współpracowali z historykami z Muzeum Auschwitz w Polsce. Jak zaznaczają reżyserka i producentka, taki kontakt utrzymywano przez cały okres kręcenia serialu.

Claire: - Gdy tylko uzyskaliśmy prawa do ekranizacji, skontaktowaliśmy się z Muzeum i spotkaliśmy się z ekspertami. Byliśmy świadomi analiz książki, które przeprowadzili pracownicy Muzeum, ich komentarzy na temat tej historii i tego, że uczulali ws. nieścisłości. Pierwsze spotkanie odbyło się sześć lat temu i w trakcie dalszych prac nad serialem pozostawaliśmy z nimi w kontakcie. Przy serialu współpracowali z nami konsultanci, eksperci ds. żydowskiej kultury i historii.

Anna Próchniak na planie "Tatuażysty z Auschwitz"
Anna Próchniak na planie "Tatuażysty z Auschwitz"© Materiały prasowe

Przypomnijmy, że swego czasu głośno mówiło się o zarzutach stawianych autorce książki m.in. przez badaczkę dr Wandę Witek-Malicką. W wywiadach zaznaczała, że książka reklamowana była jako publikacja nieomal historyczna, że miała przedstawiać autentyczne historie z życia więźnia KL Auschwitz.

- W rzeczywistości okazała się zawierać bardzo liczne oczywiste błędy faktograficzne i opisywać wydarzenia, które nigdy nie miały miejsca i w KL Auschwitz nie mogłyby się wydarzyć. Przede wszystkim zaś książka ta prezentuje całościowy zupełnie nieautentyczny obraz realiów Auschwitz. Mówiąc wprost, zakłamuje ona obraz obozowych relacji i życia więźniów; przedstawia w sposób daleki od rzeczywistości lagrową codzienność oraz zasady i praktykę funkcjonowania obozu koncentracyjnego i zagłady - mówiła dr Witek-Malicka w wywiadzie dla Onetu.

Jedną z książkowych scen, którą naświetlała badaczka, była ta, w której Lali wchodzi do komory gazowej, by zidentyfikować ciała pomordowanych. Dr. Witek-Malicka wskazywała, że do czegoś takiego nie mogło dojść w obozie. Scenę taką można zobaczyć w serialu.

Jak na kontrowersje odpowiadają twórczynie?

- Trzeba zaznaczyć, że składamy tu hołd opowieści, wyznaniom Lalego, osoby, która przeżyła Holocaust. Bierzemy na tapet pogruchotane wspomnienia. Jak można zauważyć już w pierwszych odcinkach serialu, są takie momenty, w których pokazujemy, że Lali nie o wszystkim chciał rozmawiać z Heather, że jego pamięć była zawodna. Moim zdaniem jest to naturalne dla ludzi, którzy przeżyli traumę - mówi Claire Mundell.

- Jest taka scena, w której Lalemu, który opowiada o sytuacji z latryny, ukazuje się przed oczami strażnik obozu i mówi: "Starcze, czy na pewno dobrze to zapamiętałeś?". To się powtarza kilka razy. Można też zauważyć, że niektóre historie Lali opowiada Heather w kilku wersjach. Taka jest natura pamięci naznaczonej traumą. Co jest tragedią samą w sobie. Trzeba pamiętać, że Lali był starszym człowiekiem, opowiadał o wydarzeniach sprzed 60 lat. Był na tyle dzielny, że opowiedział Heather wszystko, co tylko pamiętał. Nawet te historie, których najbardziej się wstydził - zaznacza dobitnie reżyserka.

Producentka dodaje: - Wiele wspomnień byłych więźniów jest ze sobą rozbieżne. Musimy podkreślić, że opowiadamy historię jednego człowieka. Nie tworzymy filmu dokumentalnego o tym, co działo się w obozie. Gdy Heather poznała Lalego, nie była historyczką. Była zwykłą pielęgniarką, której przyszło wysłuchanie osoby, która przeżyła Holocaust. Dlatego nie robimy z Heather historyczki. To nigdy nie była jej rola w życiu Lalego. Była jego powierniczką i tak ją pokazujemy – jako pełną empatii osobę, która wysłuchuje traumy drugiego człowieka.

Widzowie – i z pewnością także historycy - mogą sami ocenić pracę całej ekipy "Tatuażysty z Auschwitz". Sześcioodcinkowy serial dostępny jest na SkyShowtime od 7 czerwca.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" przestrzegamy przed wyjściem z kina za wcześnie na "Kaskaderze", mówimy, jak (nie)śmieszna jest najnowsza komedia Netfliksa "Bez lukru" oraz jaramy się Eurowizją. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)