Na wszelki wypadek
14 lipca 2003 roku doszło do sytuacji bezprecedensowej. Dziennik Washington Post, powołując się na informacje pozyskane od ówczesnego zastępcy sekretarza stanu George’a Armitage’a, zdekonspirował agentkę CIA Valerie Plame. Konsekwencje tej decyzji śledzić możemy na dwóch odległych biegunach: z jednej strony na niebezpieczeństwo, upokorzenie i całkowitą utratę wiarygodności narażona została sama Plame, z drugiej zaś załamała się rozległa siatka wywiadowcza na Bliskim Wschodzie, którą feralna agentka dowodziła. Przeciek, według sprzecznych donosów, mógł doprowadzić nawet do 80 egzekucji zwerbowanych przez nią informatorów w irackim Bagdadzie i krajach okolicznych.
27.05.2011 16:09
Film Douga Limana, powstały w oparciu o dwie autobiograficzne książki, jedną napisaną przez samą Plame, drugą przez jej męża - Josepha Wilsona, spogląda za kulisy tych wydarzeń, doszukując się w działaniach ówczesnego rządu znamion brutalnej premedytacji.
Faktem jest, że Wilson – były ambasador amerykański w Nigrze – został w 2002 roku wysłany do Afryki z misją zbadania doniesień brytyjskiego wywiadu na temat rzekomej sprzedaży uranu rządowi Saddama Husajna. Potwierdzenie tej informacji miało dla administracji Busha znaczenie strategiczne, stanowiąc definitywne usprawiedliwienie inwazji na Irak. Tymczasem Wilson nie tylko nie znalazł żadnych dowodów, ale wręcz zakwestionował działania swoich zwierzchników m.in. publikując głośny artykuł w New York Timesie, zatytułowany „Czego nie znalazłem w Afryce”.
Zdaniem poszkodowanego małżeństwa, decyzja o kontrolowanym przecieku stanowić miała swoisty odwet i próbę zdyskredytowania kolejnych działań Wilsona. Powstałe zamieszanie okazało się skuteczne. Kilka miesięcy później, bazując na nigdy niepotwierdzonych przesłankach, Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Irakowi.
„Fair Game” to quasi-dokumentalna, pieczołowita dekonstrukcja całej afery. Ciekawa o tyle, że pod pretekstem klasycznego thrillera politycznego Liman przedstawia szerokiej widowni suche, płynące z pierwszej ręki fakty. W jego filmie padają różne nazwiska, miejsca i daty, ale po napisach nikt nie udaje, że „wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i wydarzeń jest przypadkowe”. Liman mówi wprost: Irak nigdy nie miał broni atomowej, o czym przed szturmem na Bagdad wiedziało zarówno CIA, jak i Biały Dom.
Rzeczywistość jest tu oczywiście nieco podrasowana: główną rolę gra śliczna Naomi Watts, jej mężem jest Sean Penn, a sama fabuła ma dynamiczną strukturę szpiegowskiego thrillera, co najpewniej tyleż sprzyjać ma fikcjonalizacji całej afery, co wzmożeniu nią zainteresowania.
Czy ma to sens?
Dzisiaj, gdy medialna machina dawno już przeżuła kontrowersje związane z niejasnymi pobudkami amerykańskiego rządu, „Fair Game” nikogo nie zszokuje, ani nawet nie zdziwi. Wiedza dotycząca ataku na Irak jest każdemu znana - bo ropa, bo wolność i demokracja, bo walka z terrorem, bo za słona zupa. Ale Liman, korzystając z rozlicznych doświadczeń upokorzonego małżeństwa (chwilowy rozłam w ich relacji to materiał na film sam w sobie, zwłaszcza przy energicznej kreacji Naomi Watts), zwraca uwagę na jeszcze jedną, znacznie ważniejszą rzecz: szok i zdziwienie kosztują.
Wilsonowie okazują się czarną owcą w stadzie, które dawno już obrało swój kierunek. Po zamachach z 11 września, Stany Zjednoczone ochoczo korzystają z bezwarunkowego prawa do mieszania się w sprawy Bliskiego Wschodu, podczas gdy reszta świata, na wszelki wypadek, przytakuje. Nigdy nie wiadomo - a nuż gdzieś w Afganistanie czy Iraku rodzi się bio-nuklearna potęga. Kto, jak nie Stany, nas przed nią ustrzeże?
Dystrybutor wprowadza „Fair Game” do kin w bardzo dobrym momencie. Niedawny samosąd na Osamie bin Ladenie potwierdza, że oskarżycielska (ale nie napastliwa!) w duchu wymowa filmu Limana wcale nie zdezaktualizowała się wraz z upadkiem reżimu Husajna. Polityczno-militarna autonomia Stanów Zjednoczonych pozostaje niepodważalna. Jedno tylko od czasu skandalu z Valerie Plame się zmieniło – nikogo już to nie dziwi. Ani nawet nie obchodzi.