Wywiad z Orleańską
**
Pani sama po ponad dekadzie budowania kariery aktorskiej zmieniła nazwisko z okazji 10. rocznicy ślubu. Mimo wszystko, czy nie bała się pani tej zmiany, że być może w jakimś stopniu skomplikują się przez to sprawy zawodowe?**
Bałam się i dodatkowo spotykałam się z negatywnymi reakcjami ludzi, z którymi też pracuje. Kiedy mówiłam, że noszę się z zamiarem zmiany nazwiska i odczuwam coraz mocniej tą potrzebę, wszyscy odradzali mi ten krok. Mówili „Dobrze, zmień sobie nazwisko. W papierach bądź Orleańska, ale też się nie wygłupiaj… Po tylu latach pracy i po serialu Złotopolscy, ludzie kojarzą Cię z nazwiskiem Pierzak”. Ja się tego bałam, ale przyszedł też taki czas w moim życiu, że sobie powiedziałam: „Czy ja żyje dla innych, żeby inni byli zadowoleni z tego jak ja postępuje? Czy ja żyję dla samej siebie?” I jeżeli mam potrzebę, którą chcę zrealizować, to nie mogę patrzeć na innych i zastanawiać się nad tym. Poza tym myślę, że jest to dla mnie taki motor, żeby szybciej zapracować na to nowe nazwisko. Los przyniósł też taką możliwość, że obecna jesień jest dla mnie bardzo pracowita – coraz częściej będzie pokazywany w telewizji serial „Licencja na wychowanie”, 2-go września miał premierę mój kolejny serial, w którym występuję –
„Szpilki na Giewoncie”. Mam też zrobione cztery filmy, które czekają na swoją premierę na dużym ekranie. I to jest dokładnie to, co mówiłam wcześniej w kontekście „Huśtawki”, że nigdy nie wiemy co dla nas może będzie lepsze. Jeżeli intuicyjnie jesteśmy przekonani do czegoś i w to bardzo wierzymy, to powinniśmy to robić. Poza tym poczucie przynależności do mojej rodziny, narodziny córki – to wszystko dało mi chęć i energię do zmiany swojego nazwiska.