Narkotyki to był najmniejszy z jej problemów. Życie Brittany Murphy było koszmarem
Na temat życia i okoliczności śmierci aktorki Brittany Murphy pojawiło się wiele teorii. Jednak bledną one przy tym, co ujawniono w dokumencie HBO Max "What Happened, Brittany Murphy?". Okazuje się, że aktorka musiała zmagać się nie tylko z uzależnieniem od narkotyków i dramatycznymi problemami z wagą, ale także żyć z mężem socjopatą.
Brittany Murphy zmarła 20 grudnia 2009 r. w wieku 32 lat. Wbrew obiegowej opinii nie odeszła, gdy była u szczytu sławy. Jej dobry czas zakończył się kilka lat wcześniej. Pod koniec życia grała właściwie wyłącznie w tanich horrorach i filmach wydanych bezpośrednio na rynek kina domowego. Mimo to jej śmierć była dla wielu szokiem, bo nikt nie jest przyzwyczajony do tego, że ktoś umiera tak młodo.
Gdy w lutym 2010 r. koroner poinformował, że aktorka zmarła na skutek nieleczonego zapalenia płuc, połączonego z anemią i zatruciem lekami na receptę oraz bez recepty, w tym środkami przeciwbólowymi i lekami na przeziębienie, wydawało się, że za jej śmiercią nie stoi żadna tajemnica. Tym bardziej że w jej organizmie nie znaleziono narkotyków.
Przedziwne teorie spiskowe
Wszystko zmieniło się po tym, jak mąż Murphy Simon Monjack zmarł pięć miesięcy po niej z podobnych przyczyn (ostre zapalenie płuc i anemia). Zaczęły namnażać się przeróżne teorie spiskowe. Ojciec aktorki, Angelo Berolotti, do końca życia (zmarł w 2019 r.) był przekonany, że jego córka i zięć zostali otruci. Zlecił nawet badanie, które wykazało, że w ich organizmach wykryto kombinację 10 metali ciężkich.
Inna szeroko rozpowszechniana teoria dotyczyła tego, że za śmierć Murphy odpowiada jej matka, Sharon. Kobieta miała mieć romans z Simonem. Pojawiły się też głosy, że aktorkę i jej męża zabiła… wentylacja w ich willi, w której odkryto toksyczną pleśń.
Można by tak przytaczać jeszcze inne domysły, ale do tej pory jedyne co mieliśmy, to sporo pytań, a mało odpowiedzi. Tak się składa, że udostępniony 14 października dokument HBO Max "What Happened, Brittany Murphy?" rzuca nowe światło na życie niegdysiejszej gwiazdy kina. Ujawnia przy tym sporo przerażających faktów, o których wcześniej właściwie nie mieliśmy pojęcia. W niektóre z nich aż trudno uwierzyć.
Walka Brittany z narkotykami
Brittany Murphy nie była określana za życia jako ktoś, kto ma problemy z używkami. Jednak w Hollywood wiedziano, że coś musi być na rzeczy. W dokumencie HBO Max wiele osób przyznało, że widzieli Murphy w stanie dużej nietrzeźwości na różnych branżowych wydarzeniach.
Wspomniano także o tym, że aktorka wraz z mężem regularnie zażywała w nocy antydepresanty, a rankiem stymulanty, by dalej być "na chodzie". Podczas takich całonocnych imprez Monjack zachęcał żonę do udziału w niepokojących sesjach zdjęciowych, w których przebierał… ją za lalkę.
Dramatyczny spadek wagi
Produkcja HBO Max ukazuje drogę do sławy aktorki i zarazem jej radykalną przemianę wyglądu. W pewnym momencie Murphy zaczęła w szybkim tempie tracić na wadze, co wyjątkowo interesowało tabloidowe media. Po części za jej radykalną przemianę miał być odpowiedzialny niewymieniony z nazwiska agent gwiazd. Według relacji miał w niecenzuralny i seksistowski sposób wypowiedzieć się na temat jej wyglądu.
Problem tylko pogorszył jej mąż, nieustannie ją krytykujący. Nakłaniał ją m.in., by poddała się operacji plastycznej i… jeszcze bardziej schudła. Monjack nie zabrał jej też do lekarza, gdy tuż przed śmiercią poważnie zachorowała. Pomijając anemię spowodowaną głodzeniem się, to niedopuszczalne zaniedbanie ze strony Monjacka miało mocno przyczynić się do jej śmierci. Przekonany jest o tym koroner występujący w dokumencie.
Mąż Brittany był potworem
To właśnie o Monjacku słyszymy najwięcej rewelacji w "What Happened, Brittany Murphy?". Anglik za życia był niespełnionym scenarzystą filmowym. Rekompensował sobie swoje niepowodzenia w osobliwy sposób – nałogowo kłamał i oszukiwał. Brittany nie wiedziała chociażby o jego dzieciach z poprzednich związków. Swojej byłej partnerce, Elizabeth Ragsdale, wmówił, że cierpi na raka kręgosłupa, stąd musi leczyć się wyciągiem z chrząstki rekina.
Reżyser Allison Burnett zdradził z kolei, że Monjack podczas jednej z imprez w 1999 r. przedstawił się zgromadzonym gościom jako miliarder z… największą na świecie kolekcją obrazów Jana Vermeera. Na tym nie poprzestał. Były historie o związku z Madonną, kolekcją 17 aut Ferrari, a także o umieraniu na raka mózgu, którego wyleczył oczywiście za pomocą wspomnianego wyżej suplementu.
Monjack do cna wykorzystywał swoją partnerkę. Żył na jej koszt, przepuszczając w niecałe trzy lata trzy miliony dolarów z jej oszczędności. Kontrolował praktycznie każdy aspekt jej życia. Jak typowy socjopata, odciął ją od wszystkich znajomych. Przejął jej konto mailowe i zabrał telefon. Chwilę po ich ślubie w 2007 r. zwolnił osoby odpowiedzialne za karierę małżonki i sam uczynił się jej menadżerem.
Najdziwniejszy jest jednak wątek związany z Monjackiem i matką Brittany, Sharon. Oboje mieli się do siebie bardzo zbliżyć po śmierci aktorki. Według jednego z reporterów regularnie spali w tym samym łóżku, przytuleni do siebie w żalu. Pośmiertna sesja zdjęciowa, w której Sharon i Monjack trzymali się za ręce i wpatrywali głęboko w oczy, wyglądała zdaniem jednego z informatorów, jakby byli "rodzicami pogrążonymi w żałobie".
Choć w dokumencie nie pada ani jedno słowo wyjaśniające naturę ich relacji, to trudno nie uznać jej za niesmaczną. Ragsdale jest wręcz przekonana, że musiało ich łączyć coś więcej niż przyjaźń.
A co z samą śmiercią Monjacka, która dla wielu osób była tajemnicza? Swoją rolę odegrały leki. Koroner wyjawił, że odnaleziono przy jego nocnym stoliku ok. 90 butelek na receptę. Na wielu z nich widniało nie tylko nazwisko jego żony, ale także różne pseudonimy.
Bloger przewidział śmierć Brittany
Na koniec trzeba wspomnieć o innej dziwnej sprawie, którą poruszono w produkcji. Jedną z osób, które się w niej pojawiają, jest Perez Hilton, bloger znany z agresywnego "oceniania" celebrytów. Mężczyzna w 2009 r. powiedział pewnej radiostacji, że Murphy umrze w przeciągu roku. Dziś się wstydzi swojej przepowiedni, która się niestety spełniła. – Po tych wszystkich latach żałuję, że to powiedziałem. To ohydne, ale wiele mówi o tamtym czasie – wyznał Hilton.
Można jedynie stwierdzić, że po 12 latach od śmierci aktorki jest już nieco za późno na tego typu refleksje.