Kto z nas nie był Johanne z "Faceta na święta", niech pierwszy rzuci kamieniem
W grudniu 2020 r. miała miejsce premiera 2. sezonu tej przezabawnej norweskiej produkcji. I dobrze, bo tak sympatyczny i trzymający za serduszko serial zasługiwał na kontynuację. W Johanne zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Myślę, że spodoba się osobom, które słuchają podcastów "Moje przyjaciółki idiotki" Joanny Okuniewskiej, ale też każdej 20 i 30-latce, która chociaż raz usłyszała "a masz już może jakiego kawalera?".
Johanne ma 31 lat i wszystko poza związkami wychodzi jej w życiu dobrze. Jest atrakcyjną, zabawną i inteligentną pielęgniarką, która kocha swoją pracę i jest w niej świetna. I choć ma na koncie tak wiele sukcesów wśród rodziny, a nawet przyjaciół, definiowana jest gównie przez "bezdzietne singielstwo". Gdy podczas przedświątecznej, rodzinnej kolacji mama sadza ją w części stołu przeznaczonej dla dzieci, Johanne nie wytrzymuje. Kłamie, że ma chłopaka. To niewinne, mijające się z prawdą wyznanie ma swoje konsekwencje. Rodzina chce poznać jej wyimaginowanego ukochanego na świątecznej kolacji. 31-latka ma kilkanaście dni na to, aby znaleźć odpowiedniego kandydata.
Być może nakreślona fabuła zabrzmi bardzo znajomo. W Johanne jest jednak niewiele z klasycznej bohaterki komedii romantycznej. Wygląda jak my, normalne dziewczyny. Popełnia podobne gafy i błędy. Jest człowiekiem z krwi i kości, dlatego ma szansę wzbudzić więcej emocji, niż budząca się o 6. rano w pełnym makijażu blond lala.