Ostatni dzwonek
„Czerwony i niebieski” to kontrapunkt dla kina spod znaku „Młodych gniewnych”; słodko-gorzka, wakacyjna opowiastkach o nauczycielach i ich podopiecznych, próbujących przełamać ograniczenia systemu edukacji. Różnica polega na tym, że tym razem nauczyciel nie okazuje się zbawcą i przewodnikiem, a uczeń – gąbką, chłonącą jego wizję świata. Włoski reżyser Giuseppe Piccioni decyduje się porzucić ten schemat i rozrysować fabułę bliższą życiu.
Poznajemy troje dorosłych nauczycieli. Giovanni (Ricardo Scamarcio), nauczyciel na zastępstwie, to młody idealista, żyjący mrzonkami. Uczący historii sztuki Fiorito (Roberto Herlitzka)
jest z kolei podstarzałym i wypalonym fachowcem, niewierzącym już ani w oświatę, ani w swoich uczniów. Jest też Giuliana (Margherita Buy)
, dyrektorka szkoły, przekonana, że jej obowiązki kończą się wraz z ostatnim dzwonkiem. Piccioni w prosty sposób poprzestawia ich poukładane podejście do świata, wyłuskując z niepokornej masy uczniowskiej troje outsiderów.
Giovanni zauważa Angelę, klasową piękność, niepokorną, trawioną swoimi problemami. Młoda dziewczyna bez pardonu z nim flirtuje, ale Giovanni odrzuca zaloty, chcąc wyłuskać drzemiący w niej potencjał. Fiorito niespodziewanie wpada na byłą uczennicę, która niespodziewanie wyznaje mu, że jego lekcje zmieniły jej życie, nauczyły jak patrzeć na świat. Giuliana z kolei przejmuje się losem krnąbrnego prymusa, który przed rodzinnymi problemami chowa się na sali gimnastycznej.
Te trzy relacje, nieoczywiste, niełatwe, stają się dla obu stron sposobem na poznanie siebie, przekroczenie granic pokoleniowych i etycznych. Ale to nauczyciele są ważniejszą częścią, dlatego Piccioni trochę zaniedbuje postacie uczniów, czyniąc je ledwie pretekstem do światopoglądowego trzęsienia ziemi u dorosłych. Giovanni odkryje więc, że nie każdego da się zarazić ideałami, Fiorito odzyska wiarę w sens edukacji, a Giuliana porzuci wizerunek służbistki. To trzy sprawnie zakreślone postaci, bez szarżowania odegrane przez troje włoskich aktorów o ugruntowanym emploi, dlatego choć fabuła nie przynosi wielu zaskoczeń, jest podbudowana żywymi emocjami.
Piccioni nie udaje, że ma do opowiedzenia ponadczasowej historii o wadliwym systemie szkolnictwa czy straconym pokoleniu ignorantów. Jego wnioski są dalece bardziej subtelne – nie tylko nie wskazuje nikogo palcem, ale wręcz dowodzi istnienia pewnego porządku rzeczy. Nadziei Piccioni upatruje w sile jednostki, którą czasem trzeba pokierować, a czasem po prostu jest to niemożliwe. Wizja włoskiego reżysera jest idealistyczna – ot, nauczyciel może być dla swego ucznia kompanem – ale nie naiwna. W końcu, jak głosi monolog z początku filmu, gdy w końcu przyjdzie dorosłość, licealne doświadczenia okażą się fundamentem na resztę życia. I lepiej, by pomógł go budować ktoś, kto ma w tym doświadczenie.