Choroba psychiczna nie jest nowym tematem w kinie. Całkiem niedawno gościły na ekranie dwa filmy, których bohaterami byli schizofrenicy. Mowa o Niżyńskim Paula Coxa i Pięknym umyśleRona Howarda. Jednak były to wyjątkowe przypadki. U Wacława Niżynskiego i Johna Nasha szaleństwo szło w parze z geniuszem. Bohater Cronenberga, Cleg jest zwykłym schizofrenikiem. Zupełnie wyobcowanym ze świata, poruszającym się po pajęczynie, utkanej ze wspomnień, urojeń i omamów.
O ile jednak postać Pająka można określić - na tle innych przypadków choroby - mianem zwykłej, przeciętnej, o tyle film Cronenberga jest wyjątkowy. Przede wszystkim w porównaniu do wcześniejszych dokonań tego reżysera, nazywanego mistrzem horroru i baronem grozy. Jego poprzednie obrazy, choćby "Videodrom", "Mucha" czy ostatni, "eXistenZ" były pełne efektów specjalnych, opowiadały o zagrożeniu, jakie niesie ze sobą najnowsza technologia.
Pająk jest skrajne różny od tego, co do tej pory robił Cronenberg. W filmie nie ma żadnych efektów komputerowych. Zamiast ciałem człowieka reżyser zajął się jego umysłem. Ze znakomitym rezultatem.
Wszystko dzieje się w zamkniętej przestrzeni - zarówno materialnej, jak i psychologicznej. Są tylko dwa miejsca akcji - dom pani Wilkinson i jego okolice oraz umysł Clega-Pająka.
Wypuszczony z zakładu zamkniętego, udaje się do przytułku. Już pierwsza scena sugeruje, ze Pająk żyje poza rzeczywistością, w swoim własnym świecie. Z pociągu wysiadają ludzie. Szybko, sprawnie idą przez peron. Cleg idzie ostatni, niepewnie, jakby stąpał po bardzo kruchym lodzie. Cały jego dobytek mieści się w jednej walizce i skarpecie ukrytej w spodniach. Ma w niej schowany notes, cały zamazany nieczytelnymi znakami. To jego pamięć, miejsce, gdzie zapisuje kolejne wspomnienia z dzieciństwa. Dzieciństwa szczególnego, dramatycznego, którego wydarzenia Cleg obsesyjnie usiłuje odtworzyć.
Razem z nim przenosimy się w przeszłość. Obserwujemy sceny z życia małego Pająka, w których jest obecny i duży Pająk.
Cały świat widzimy jego oczami, także ten zewnętrzny. Delikatnie świecone wnętrza domu pani Wilkinson, wyblakle kolory ścian i mebli - takimi je widzi Pająk, takimi widzimy je my.
Kadry filmu są zaciemnione, podobnie jak umysł bohatera przez chorobę.
Granica miedzy prawdziwymi wspomnieniami Clega, a urojonymi jest cienka jak pajęcza nitka. Trudno stwierdzić, co jest rzeczywiste, a co wyobrażone. Taki trop daje reżyser, w scenie, w której Cleg powoli wchodzi po schodach do swojego pokoju. Otwarte drzwi dzielą ekran na dwie pozornie jednakowe części. Chorowicie blada ściana, drewniana rama. Jeden tylko szczegół różni te połówki - postać Pająka.
Opowieść o nim można czytać w kontekście wielu koncepcji człowieka, choćby freudowskiej czy kafkowskiej. Przestrzegałabym jednak przed zamykaniem się tylko na jedna interpretacje. Dużo można stracić patrząc na Clega przez pryzmat konkretnej teorii.
Najbardziej fascynuje w Pająku sposób, w jaki postrzega on świat i uświadomienie sobie jak płynna może być granica miedzy normalnością a szaleństwem.
Wielka w tym zasługa Ralpha Fiennes'a, który gra dorosłego Clega. Jest to jedna z najlepszych ról w jego karierze. Fiennes znakomicie oddaje dezintegracje swojego bohatera, który jest, ale którego nie ma. Mamrocząc, wykonując czynności z obsesyjną, rytualną wręcz dokładnością, stworzył niemal podręcznikowy przykład człowieka chorego psychicznie. A mimo to Cleg wydaje się zwyczajny, przypomina normalnego bezdomnego, którego każdy z nas kiedyś minął na ulicy. Jednocześnie budzi niechęć, odrazę i współczucie.
Kreacje Gabriela Byrne'a i Mirandy Richardson - rodziców pająka - są znakomite, ale to Fiennes znacząco wyróżnia się swoją rolą.
Pająk to film naprawdę warty polecenia. Nie jest to kino lekkie, ani przyjemne. Clegowi bliżej niż do Johna Nasha jest do Niżyńskiego, który nigdy nie wydostał się z otchłani szaleństwa. Tyle, że miejsce, w którym znajduje się Pająk jest o wiele bardziej ciasne, przerażające i mroczne.