Pascal Brodnicki: "Nie jadam psów"

Pascal Brodnicki to kucharz otwarty na nowe, nierzadko bardzo ekstremalne, doznania smakowe. Jako gospodarz programu „Smakuj świat z Pascalem” miał już okazję spróbować jak smakuje pszczoła, szczur, a nawet wiewiórka! Jedyna rzecz, której, jak zapewnia, nie zjadłby za żadne skarby świata to pies, ponieważ sam jest właścicielem czterech uroczych piesków. Ostatnio jednak największym wyzwaniem Pascala był dubbing do filmu *„Na tropie Marsupilami”, w którym wszyscy próbują wytropić tajemniczego stwora. Na szczęście nie musiał go zjeść!*

Pascal Brodnicki: "Nie jadam psów"
Źródło zdjęć: © AKPA

25.09.2012 16:22

- Niedawno miałeś okazję oderwać się od gotowania i zaszyć w studiu nagrań, aby użyczyć swojego głosu w filmie *„Na tropie Marsupilami”. To Twój pierwszy dubbing?*

Dubbing to dla mnie fajne, nowe doświadczenie. Na początku zdziwiłem się, że muszę naśladować kogoś, kto mówi moim językiem – a po francusku mówię poprawnie bez żadnego błędu – w języku polsku, którym nie władam aż tak doskonale. Ciekawe przeżycie. Chętnie zrobiłbym to jeszcze raz.

- Stresowałeś się?

W ogóle. Wiedziałem, że nie idzie to na żywo. Zawsze można poprawić. Poszło szybko.

- Kim jest Twój bohater?

Mój bohater, Mateo, jest szefem gangsterów. Na czole ma wytatuowanego wielkiego, czarnego pająka. Szantażuje weterynarza Pablito, który tropi Marsupilami. To jedyny ssak, który znosi jaja. Niesamowite, dziwne zwierzę - ni to kot, ni tygrys, trochę małpa.

- Czy jesteś miłośnikiem kina familijnego?

Tak. Lubię chodzić do kina z moim synem. Lubię też komiksy. Wywodzę się z kultury francuskiej, zawsze lubiłem „Asterixa i Obelixa”, „Marsupilami”, „Gaston Lagaffe”, „Spirou et Fantasio” – napisała to ta sama osoba, która stworzyła Marsupilami, czyli Andre Franquin. To bardzo stary komiks z lat 50-tych. Lubię ten rodzaj filmów. To taki skok do przeszłości. A jak masz dziecko, to chcesz mu pokazać bohaterów, którymi sam byłeś zafascynowany w dzieciństwie.

- Przy okazji tego dubbingu przypomniało Ci się Twoje własne dzieciństwo?

Tak. Doceniam fakt, że reżyser „Na tropie Marsupilami” to ta sama osoba, która wyreżyserowała „Asterixa i Obelixa”, czyli Alain Chabat. Doskonały aktor i komik, znany od lat 80. Druga postać, którą bardzo lubię, to Jamel Debbouze – aktor niezwykle żywiołowy. Nigdy nie wiadomo, co wpadnie mu do głowy.

- A co Ciebie najbardziej śmieszy, jakie masz poczucie humoru?

To może być gag - ktoś się przewróci, gra słów, nieporozumienie, qui pro quo, ironia, ale nie zjadliwa, lekka. Lubię czarny humor. Jestem otwarty, lubię się śmiać z wielu rzeczy. Z wielką chęcią obejrzę z moim synem ten film.

- A co oglądaliście ostatnio razem?

„Epokę lodowcową 4”. Bardzo się śmialiśmy na tej kreskówce, w której pokazują prehistorię. Mój syn ma 4,5 roku, dalej jesteśmy na etapie oglądania dinozaurów.

- Marsupilami przepada za piraniami, a Ty co byś mu przygotował do zjedzenia?

Jeśli lubi małe rybki, to mam wybór (śmiech). Prywatnie chętnie bym spróbował, jak smakuje pirania. Prowadzę teraz taki program - jeżdżę po świecie i próbuję, co mi dają. Jak mi się nie podoba, to wypluwam. Dyskretnie, żeby nie popełnić faux pas. Marsupilami żyje w Amazonii. W Brazylii jest mnóstwo owoców, zrobiłbym mu rybę z grilla ze świeżym mango albo ananasem. Wiem też, że ten stwór lubi orchideę, która, pomieszana z wodą, przywraca młodość. Podałbym mu może coś z kwiatkami (śmiech).

- Co najbardziej lubi Twój synek Leo, co mu gotujesz?

Leo lubi owoce morza – krewetki, kalmary, kraby. Ostatnio pojechaliśmy do Paryża, zamówiliśmy wielką paterę owoców morza na kruszonym lodzie - były tam m.in. malutkie ślimaki. Je również dużo warzyw. Brokuł to dla niego świętość. Poza tym słodkie ziemniaki, marchew. Dobrze się odżywia.

- Zdrowo…

Dostarczamy mu dużo witamin. Wierzymy z Agnieszką, że trzeba mu dać jak najwięcej rzeczy do spróbowania teraz, kiedy ma otwarty umysł. Nasz syn je też mięso. W ogóle jest łasuchem. Ma problem tylko z zieloną sałatą. Zawsze wracamy do smaków, które mu nie smakują. Ostatnio zrobiłem zupę z sałaty. Smakowała mu. „Dobra była, tato” – powiedział.

- 4-letni malec zajadający się owocami morza, to jednak rzadkość…

Wszystko zależy od rodziców. Ja na przykład nienawidzę podrobów, zwłaszcza móżdżku. Moja mama, kiedy byłem dzieckiem, przeczytała w jakiejś gazecie, że podroby są bardzo zdrowe dla dzieci. Sama ich nie lubiła. Karmiła mnie więc zatykając sobie nos i patrząc w drugą stronę. Niechęć do podrobów mam do dziś. Z drugiej strony mam szczęście, że żyję w takim kraju, gdzie mam luksus wyboru…

- …i nie musisz jeść tłustych, wijących się larw albo chrupiących robali…

Ale jak mogę, to jem. W lutym robiłem program w Azji – byłem tam ponad miesiąc – gdzie jadłem owady, pszczoły, wiewiórkę, szczura. Próbowałem wielu rzeczy.

- Co było dla Ciebie najbardziej ekstremalne?

Wiewiórka! Wszedłem do restauracji i poprosiłem o danie szefa kuchni. Przyniesiono mi kilka różnych potraw. Wśród nich był motyl, jeszcze w kokonie, podsmażony i bardzo oleisty. Potem podano mi kawałek mięsa, okazało się, że to wiewiórka.

- Takie miłe, puszyste zwierzątko…

Nie chcę się chwalić, że jadłem takie rzeczy. Chcę pokazać widzom, że świat nie kończy się na Europie. Są kraje, gdzie przez długi czas nie było co jeść, ludzie musieli więc łapać to, co wokół nich chodziło. My, mówiąc o wiewiórce, wyobrażamy sobie, że jesteśmy w parku i karmimy to miłe zwierzątko orzechami, wołając: „Basia, basia”. Sam robię to z moim synem.

- A czego nie zjadłbyś za żadne skarby świata?

Kiedy pojechałem do Wietnamu, chciałem poznać ludzi, którzy jedzą psy. Dla mnie to nie do pojęcia, że można zjeść psa!

- Zwłaszcza że sam jesteś właścicielem psa…

Czterech psów: Klusek, Pepito, Anuk i Miód. Klusek to staruszek, ma już prawie 16 lat, ale wciąż wygląda jak młody piesek.

- Na szczęście sam możesz decydować o swoim menu…

Tak. Kuchnia to moja pasja i praca. Mam to szczęście, że nie muszę biegać po parku, żeby złapać wiewiórkę. Zdaję sobie jednak sprawę, że gdyby zaszło coś strasznego, na przykład wojna, pewnie zjadłbym i wiewiórkę. Poszedłbym na polowanie i przyniósł, żeby syn miał co jeść. Myślę, że każdy rodzic by to zrobił.

- Gdyby każdy jadł to, co sam byłby w stanie upolować, pewnie byłoby mniej ludzi mięsożernych na świecie…

Żyjemy w luksusie. Idziemy do sklepu i wybieramy. Ludzie tracą świadomość, że mięso, które kupują, to zabite zwierzę. Nie szukam sensacji. Od roku jem o wiele mniej mięsa. Kiedyś byłem bardzo mięsożerny – wołowina, baranina. Odpuściłem. Teraz jem mięso nie częściej niż dwa razy w tygodniu.

- Często razem podróżujecie?

Tak. Odbywamy 4-5 podróży w roku. I wcale nie muszą to być drogie wakacje. To może być podróż camperem, namiot. Podróże kształcą. Ja bardzo dużo uczę się od ludzi, lubię z nimi rozmawiać. Jestem dość otwartą osobą. Teraz wróciłem z Grecji, gdzie kręciliśmy piękny odcinek z pasterzem, który 30 lat sam mieszka w górach. Niezły facet.

_**Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz/AKPA**_

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)