Po latach odezwało się sumienie filmowców. Szkoda, że nie bolało ich 40 lat temu
Akademia Filmowa przyznająca Oscary wyrzuciła ze swojego grona Polańskiego. Ta decyzja musi boleć reżysera. A powinna zostać podjęta dużo wcześniej. Jakieś kilkadziesiąt lat temu.
Dlaczego dopiero teraz? Na to pytanie nikt nie odpowie poprawnie. Nawet ci, którzy zasiadając w wygodnych fotelach gdzieś w Hollywood podjęli decyzję, by Romana Polańskiego wyrzucić ze swojego grona, do końca tego nie potrafią wytłumaczyć. Polański do spółki z Billem Cosbym został usunięty za "nieprzestrzeganie zasad etycznych".
Zasad etycznych nie przestrzegał 40 lat temu. To właśnie wtedy powinien być pociągnięty do odpowiedzialności. Nie tylko karnej. Środowisko filmowców, którzy dziś chcą piętnować przestępstwa seksualne w branży, wtedy siedziało cicho. Polański został oskarżony w 1978 roku o zgwałcenie 13-letniej Samanthy Geimer, zawarł ugodę z prokuraturą i przyznał się do wszystkiego. Sąd pozwolił mu dokończyć film, a reżyser niedługo później uciekł do Paryża. Był gwałt, było przyznanie się do winy (!). A sprawa ciągnęła się latami i do dziś – jak widać – są jej odpryski.
To jedna z najbardziej kontrowersyjnych spraw o gwałt ostatnich kilkudziesięciu lat. Rażące błędy w postępowaniu, przerzucanie winy z Polańskiego na Geimer, i z powrotem, oddalanie zarzutów, wyciąganie ich na nowo, areszty domowe, ekstradycje, ponowne rozprawy.
A przecież powinno liczyć się to jedno zdanie z 1978 roku: przyznał się do stosunku z nieletnią.
„Me too”, które wydarzyło się „too late”
Jest taki mem w sieci, który pokazuje, jak szybko reagują różne internetowe przeglądarki. Pierwszy odzywa się Google Chrome, gdzieś na szarym końcu po czasie informacja dociera do Internet Explorer. Akademia Filmowa przyznająca Oscary i uważająca się za jedną z najbardziej prestiżowych instytucji na świecie jest właśnie jak Internet Explorer. Przykurzona, z opóźnionym zapłonem, tracąca powoli resztki szacunku. Polańskiego powinni ocenić już wtedy, gdy wydano wyrok w jego sprawie. Nie dziś. Ale jak mówi Agnieszka Holland w rozmowie z WP, wtedy zamiatano takie sprawy pod dywan. „Erotyczne rozpasanie” trwało w najlepsze i gdyby rozliczyć wszystkich podejrzewanych o molestowanie seksualne, to zupełnie inaczej wyglądałoby środowisko filmowców. Nikt nie chciał grzebać w śmierdzącym bagnie.
Czasy w końcu się zmieniły. Rozliczamy przeszłość, bo kiedyś nie było to możliwe. Odcinamy się od tego, co przez lata drążyło sumienia pewnie dziesiątek osób w Hollywood. Tniemy do kości.
Równie brutalnie brzmi wyrok dla Billa Cosby’ego. On też został wyrzucony z Akademii Filmowej. Koszykarka Andreia Constand oskarżyła 80-letniego aktora o to, że w 2004 roku odurzył ją tabletką gwałtu, a następnie zgwałcił. O podobnych historiach opowiedziało 60 innych kobiet. Prokuratura po latach zajęła się sprawą. Cosby został uznany za winnego. Spędzi resztę życia w więzieniu.
I tu też można byłoby drążyć, dlaczego tak późno. – To zwycięstwo nie tylko wszystkich kobiet, które zostały zgwałconego przez Cosby’ego, ale wszystkich, które dotknęła taka tragedia. Czuję, że moja wiara w ludzkość została przywrócona – powiedziała w rozmowie z dziennikarzami jedna z oskarżycielek, Lilly Bernard.
Zdaniem żony Cosby’ego, aktor padł ofiarą „nieprawdziwych oskarżeń” i „społecznego linczu”. Camille porównuje historię męża do tej, która wydarzyła się w 1955 roku. Czarnoskóry chłopiec – Emmett Louis Till miał 14 lat, gdy został oskarżony o napaść seksualną. Zanim zapadł wyrok, został pobity, a następnie zamordowany przez rodzinę ofiary gwałtu. Po wielu latach kobieta przyznała, że kłamała. Camille w obronie męża posuwa się za daleko. Nie o rasizm chodzi, podobnie jak nie o polowanie na czarownice po latach. W końcu mamy czasy, w których o nadużyciach można mówić głośno i piętnować je. Tyle że rozliczamy dziś starców, którzy przez lata byli bezkarni. Uspokajamy sumienie, no bo w końcu sprawiedliwości stało się za dość i taki Cosby posiedzi w więzieniu ostatnie lata życia.
Jak klocki domina
Może wcale nie „too late”, a „rychło w czas”? Kiedyś sprawy Polańskiego, Cosby’ego, Kevina Spacey i całej plejady innych aktorów oskarżanych o molestowanie seksualne musiały wyjść na jaw. Za późno jednak jest pod jednym względem, zdążyliśmy utwierdzić się w przekonaniu, że nawet jeśli jakieś oskarżenia o molestowanie, o nieodpowiednie zachowanie się pojawiają, to szybko się rozmywają. A my wracamy do uwielbiania swoich aktorów i reżyserów z pierwszych stron gazet.
Wszyscy wymienieni panowie przez lata zyskali ogromną sympatię rzeszy widzów na całym świecie. I oni dziś nie dadzą się przekonać, że ich ulubieńcy są czemuś winni. Przecież przez tyle lat nikt nie brał na poważnie tego, że mogli zrobić coś złego, złamać prawo itd. Ci będą dziś mówili o polowaniu na czarownice i linczu na niewinnych. Nie wszystkich po #metoo boli dziś sumienie. Wręcz przeciwnie.
Nikt nie spodziewał się pewnie, że kilka wpisów w mediach społecznościowych z hasztagiem #metoo tak się rozwinie. Że tysiące kobiet dołączy do tych kilku pierwszych wpisów. Że pojawią się organizacje wspierające kobiety molestowane, że gwiazdy będą otwarcie mówić o tym, co przeżyły w hotelowych pokojach, że powstaną telefony zaufania, że w końcu powstanie platforma do tego, by osądzić kilku znanych osób z branży filmowej. Nie, tego nie można się było spodziewać. Błaha sprawa tak sobie wpisać na Facebooku i Twitterze, że #metoo, #jateż… A doszło do rewolucji.
I ta rewolucja rozlicza dziś przestępców seksualnych. Gdy tak debatujemy o Polańskim i Cosbym, bohater najgłośniejszej seksafery siedzi w klinice leczenia uzależnień. Harvey Weinstein został oskarżony o molestowanie przez blisko 100 kobiet. Za jeden dzień w klinice uzależnień płaci 60 tys. dolarów. Joga, medytacje, zielona herbata. A prokuratura w Nowym Jorku przygotowała już akt oskarżenia. Proces może ruszyć lada moment. Ta sprawa z całą pewnością nie będzie się ciągnąć ani przez 40 lat, ani przez 14. Weinsteina odcięto od firmy, od dawnych wpływów w branży, od festiwali filmowych, które były jego prywatnym folwarkiem, od Akademii Filmowej, która wielbiła go przez lata.
Trudno dziś oburzać się na sprawy tych filmowców. Po latach poszliśmy jako społeczeństwo po rozum do głowy. - Kobiety powiedziały dość. Media społecznościowe sprawiły, że nie były z tym same. Bo wcześniej te aktorki mówiły o molestowaniu swoim chłopakom, agentom... - mówi Agnieszka Holland. Teraz w końcu przestanie się o tym szeptać, a zacznie głośno mówić.