Sukces polskiego hitu za granicą. Nie chodzi tylko o seks
- Chcieliśmy stworzyć prawdziwie równy świat, w którym kobietom nie przychodzi nawet do głowy, że czegoś nie mogą zrobić ze względu na swoją płeć - mówią producenci "Sexify". Serial Netfliksa zdobył ogromną popularność na całym świecie. Teraz twórcy ogłosili, że pracują nad drugim sezonem. W rozmowie z WP mówią, jak radzą sobie z presją i oczekiwaniami, które mają wobec nich widzowie nie tylko w Polsce.
Artur Zaborski: Spodziewaliście się takiego sukcesu?
Jan Kwieciński: Oczywiście, że nie. To było ogromne zaskoczenie. Serial trafił na top listę w ponad 80 krajach, w 20 zajął pierwsze miejsce. W dniu premiery nie zakładaliśmy takiego scenariusza, choć na pewno robiliśmy ten serial bez kompleksów. Sądzę, że takie combo działa. To była szczera, ciężka praca, nie było to wykalkulowane. Teraz przekonujemy się, że robiąc coś bez kompleksów, możemy trafić tak szeroko.
Jak się czujecie przed wejściem na plan drugiego sezonu? Presja wywołana oczekiwaniami widzów musi być ogromna.
Agata Gerc: Staramy się jej nie poddawać. Chcemy pozostać uczciwi przede wszystkim wobec siebie. Skupiamy się nie na oczekiwaniach, tylko na tym, jakie historie chcemy opowiadać, niezależnie od tego, ile osób je ogląda. To nasz klucz do tego, aby zachować spokój umysłu.
JK: Wspaniała grupa ludzi pracowała na to, aby widzowie pokochali nasze bohaterki. Jesteśmy szczęśliwi, że to się udało, że Natalia, Paulina i Monika podbiły serca ludzi nie tylko w Polsce. Stoimy przed wyzwaniem, jakie towarzyszą drugim sezonom, nie chcemy zawieść fanów. Wkładamy ogromną pracę w to, abyśmy sami pokochali na nowo te postacie, bo wierzymy, że nasza miłość przekłada się także na uczucia widzów.
Czy kiedy robiliście pierwszy sezon, zakładaliście, że pracujecie nad serialem dla widzów na całym świecie, czy myśleliście głównie o polskich odbiorcach?
JK: Razem z Netfliksem na początku zgodziliśmy się, że chcemy skupić się na Polsce, na lokalności i tym, co jest dla nas charakterystyczne. Mnie to podejście przekonywało, bo jako producent uważam, że silenie się na próbę zawojowania świata i dopasowania się do niego nie zdaje egzaminu. Staraliśmy się stworzyć projekt prawdziwy i lokalny. Pokazać widzom uniwersalne problemy, przedstawione w lokalnym kontekście.
AG: Jeśli chodzi o drugi sezon, to w tym aspekcie podążamy tą samą drogą. Na pierwszym miejscu są dla nas autentyczność postaci i ich przeżyć. Ale, mimo że nasza opowieść jest osadzona w polskim tu i teraz, to zachowuje też swój uniwersalny przekaz. I tak jak powiedział Jan, wierzymy, że "polska egzotyka" w połączeniu z uniwersalnymi treściami jest jednym z powodów ogromnej popularności "Sexify" na całym świecie.
JK: Świat "online" sprawił, że granice naszych realiów się zatarły. Z każdego zakątka możemy oglądać treści z całego świata, on jest dostępny na wyciągnięcie ręki. To, czego szukamy, to lokalna prawda.
Czytaliście komentarze, jakie ludzie w różnych częściach świata piszą na temat "Sexify"? Wiele osób zachwyca się w nich językiem polskim. Piszą, że świetnie brzmi i polecają oglądanie serialu z napisami.
AG: W Polsce posiadamy naprawdę mocne karty i dzięki Netfliksowi dostaliśmy możliwość, by je właściwie wykorzystać. Bardzo nas cieszy to, że możemy się przysłużyć promocji Polski. Pokazać, że warto oglądać nasze produkcje.
Czy współpracując z takim gigantem jak Netflix, da się zachować autorskie spojrzenie, czy trzeba się dostosować do narzuconych z góry reguł?
AG: Od pierwszego do ostatniego dnia pracy mieliśmy całkowitą autonomię. O wielkości Netfliksa nie stanowi presja, którą nakłada, tylko to, że stwarza środowisko twórcze, w którym wszystko jest możliwe. Ten serial na pewno nie byłby taki, jaki jest, gdyby nie Netflix, który też dodał nam odwagi. Nie wyobrażam sobie lepszego przebiegu tych prac, a im bardziej zacieśniały się nasze więzi, tym to wzajemne zaufanie było jeszcze większe.
JK: Gdyby nie Netflix, ten serial w Polsce by po prostu nie powstał.
Dlaczego?
JK: Bo nikt nie odważyłby się go zrealizować. Jeżeli mielibyśmy wskazać jakąś zasadę, którą kieruje się Netflix, to tę, że głos twórców ma wybrzmieć najpełniej, jak to możliwe. Wszystko jest temu podporządkowane. Proces twórczy jest nieustannym dialogiem. My dostaliśmy ogromne możliwości, ale to nie jest takie oczywiste, że każdy twórca chce mieć taką swobodę. Jest to także ogromna odpowiedzialność i presja, by nie zawieść własnych marzeń. Nas to akurat zmotywowało do pracy.
Podejmujecie temat seksualności młodych kobiet, który wciąż jest u nas tabu. Podejrzewam, że musieliście podwójnie uważać. Z jednej strony widzowie chcieli czegoś odważnego, z drugiej nie mogliście przekroczyć granicy dobrego smaku.
AG: Tak było. Decyzje, które były do podjęcia, były szalenie trudne. Czuliśmy, że mamy w ręce klejnot i trzeba było dobrać jakiś rodzaj szlifu dla tej tematyki. To było stresujące. Z drugiej strony była to szansa na to, by w końcu wybrzmiał głos, który był tłumiony. Wiedzieliśmy, że potrzeba nam lekkiej formy. Nie wyobrażaliśmy sobie serwowania komukolwiek kaganka oświaty. Chcieliśmy pokazać wycinek rzeczywistości i powiedzieć: "Hej, to jest część naszego życia i to jest okej. Seks jest okej". W Polsce powiedzieliśmy to w ten sposób jako pierwsi. I cieszymy się z tego, bo widać, jak bardzo było to Polakom potrzebne.
JK: Serial dla młodego widza to jest w Polsce gatunek bardzo słabo eksploatowany. Druga sprawa to dialogi o seksualności, które też mogą stanowić prawdziwe pole minowe. Gdzie nie pójdziesz, czeka niebezpieczeństwo.
AZ: Jak z tego wybrnęliście?
Włożyliśmy dużo pracy w scenariusze, mieliśmy dużo sesji z seksuologami i konsultantami ds. intymności. To jest bardzo dobrze przepracowany serial. Wiedzieliśmy, że to, co wychodzi spod naszych rąk, musi być odpowiedzialne. To był prekursorki serial. Nie tylko dla nas.
AG: Musieliśmy wyjść od dyskusji na temat tego, na jakim poziomie znajduje się w Polsce debata na temat seksualności, zwłaszcza młodych ludzi.
Do jakich wniosków doszliście?
AG: Że jesteśmy w przedszkolu, więc nie możemy od razu pisać z tego tematu matury. Chcieliśmy zbudować grunt. Postawić jakiś pierwszy krok. Nie nauczamy nikogo, jak i co ma robić. Chcemy tylko dać znać, że sięganie po przyjemność jest okej. Że być może to, z czym się mierzysz, nie dotyczy tylko ciebie, ale spotyka wiele osób w młodym wieku.
Bardzo żałuję, że w mojej młodości nie było takiego serialu. W kraju bez edukacji seksualnej wydaje się naprawdę potrzebny.
JK: Z drugiej strony, żeby nie popadać w patetyczne tony, ubraliśmy to wszystko w komediową formę. Kolejna polska mina! Ale światło było nam bliższe niż noc i mrok.
W serialu jest chyba tylko jedna scena, gdzie bohaterka płacze. W innych momentach Paulina, Monika i Natalia, choćby im się walił świat, szukają rozwiązań. Nie twierdzę, że łzy to coś złego, ale wy pokazujecie dziewczyny, które nie wpadają w histerię, tylko skupiają się na zwalczaniu problemów.
JK: Zgadzam się, że płacz to nie jest słabość, ale naszym bohaterkom staraliśmy się dać siłę. Płacz nie jest też najłatwiej przenoszoną na ekran emocją. Często takie proste emocje nie działają, trzeba dozować pewną subtelność.
AG: Tak, w serialu obecna jest cała gama zachowań związana z tym, kogo w ogóle powołaliśmy do życia, kim są te postaci i dlaczego. Staraliśmy się, by stany emocjonalne wynikały z tego, jakie te dziewczyny są, chcieliśmy stać jak najbliżej człowieka. Postawiliśmy wszystko na te postaci, na nich staraliśmy się wszystko zawiesić. To, co je łączy, to to, że każda z bohaterek, w swoim stylu i tempie, zwraca się ku sprawczości. Chcieliśmy stworzyć prawdziwie równy świat, w którym kobietom nie przychodzi nawet do głowy, że czegoś nie mogą zrobić ze względu na swoją płeć.
JK: Chcieliśmy być trochę dalej, także ponad podziałem na płci. Zależało nam, aby podejść do wszystkich inaczej niż poprzez stereotypy i role społeczne. My sami czujemy się dzięki temu komfortowo. Może umożliwienie widzom zbliżenia się do bohaterek, pozwoli im na więcej niż taplanie się w konfliktach i polsko-polskich wojenkach?
Łamiecie też inne stereotypy. W "Sexify" gej grany przez Sebastiana Stankiewicza też przeczy utartym wyobrażeniom na temat homoseksualistów.
JK: Dokładnie o to nam chodziło. Musimy zacząć uczłowieczać stereotypy, bo w nich się nie da egzystować.
AG: Nasze założenie było takie, aby pokazać, postawić przed nosem widza różne stereotypy tylko po to, aby zaraz potem je zburzyć. Bo stereotypy są tylko elementem rzeczywistości i ona się do nich nie ogranicza. Chcielibyśmy stworzyć serialową przestrzeń, która ludziom w Polsce pozwoli spojrzeć na wiele rzeczy szerzej.
W drugim sezonie będziecie walczyć z kolejnymi stereotypami?
AG: Tematy, które chcemy tam poruszać, są polem chyba jeszcze bardziej zaminowanym! Ale pracujemy nad tym, aby we właściwy sposób te bomby rozbroić. Myślę, że dla widzów, dalsza podróż dziewczyn będzie totalnie zaskakująca. Na razie mogę zdradzić tylko tyle, że mimo przegranej w konkursie nasze bohaterki nie mają zamiaru się poddać i dalej pracują nad apką. Mają wszystko, czego potrzebują do jej stworzenia - świetny pomysł Natalii, pasję Pauliny i pieniądze Moniki. A przynajmniej tak im się wydaje...
Czyli jest na co czekać?
JK: Zdecydowanie. Sami jesteśmy podekscytowani. To jest najlepsze w tworzeniu takiego serialu, aby się samemu nim zajarać.