Przez wysokie trawy
Marko i Jacob spotykają się w spółdzielni rolnej. Żaden z nich nie marzył o zawodowym uprawianiu ziemi, ale pokręcone ścieżki losu doprowadziły ich właśnie tam, choć każdego inną trasą. Marko (Lucas Steltner) jest zdanym na siebie społecznym sierotą z dysfunkcyjnej rodziny. Jacobowi (Kai-Michael Müller) brak jeszcze pomysłu na siebie, zaczepia się to tu, to tam, niczego nie kończąc. Choć dzieli ich wiele, obaj są w pewnym sensie wyrzutkami, którzy wzbudzają zaciekawienie grupy. Marko zdrowo się odżywia i nie pije, Jacob jest cichy, nieco nieporadny i introwertyczny. No i żaden z nich nie podrywa dziewczyn... Kilka wakacyjnych miesięcy okaże się podróżą przez ukradkiem rzucane spojrzenia, wstyd, dezorientację i wzajemne przyciąganie. Na jej końcu młodzi mężczyźni dowiedzą się, czy chcą – i potrafią – otwarcie przyznać się przed sobą, że między nimi jest coś wyjątkowego.
28.08.2012 13:58
Emocje między chłopakami są równie niepowstrzymane, co niechciane. Żaden z nich nie jest gotów na takie motyle w brzuchu, żaden nie wie, czego może się spodziewać. Ta niepewność, niedopowiedzenie zostały pięknie przetłumaczone na warstwę wizualną. W pojedynczych starannie skomponowanych kadrach, w subtelnej, minimalistycznej ścieżce dźwiękowej kryje się klimat wakacyjnej tajemnicy, rejonów niepoznanych i fascynujących, które na własna rękę odkrywają bohaterowie. A także symboliczny ciężar decyzji, które mają powziąć. Decyzji, które w małym miasteczku, gdzie obaj żyją, mogą budzić zdziwienie, niechęć, albo śmiech.
„Żniwa” nie są typowym filmem gejowskim; nie portetują żadnej grupy, nie tłumaczą fenomenu. W tę strattegię pewnej przezroczystości doskonale wpasowują się Steltner i Müller. W ich grze nie ma śladu afektowanego "przegięcia", tak lubianego przez kino "wydelikacenia": gestów, min, póz. Dzięki temu widz niemal równocześnie z bohaterami odkrywa kierunek, w jakim podąża akcja. "Żniwa" to także film bez tezy i ogórnie wdrukowanego przesłania, które atakowałoby z ekranu. Raczej oniryczna, osadzona w surowej rzeczywistości, ale jednak na swój sposób bajkowa opowieść o dorastaniu do własnych pragnień. O trudnej nauce bycia szczerym z samym sobą. O codziennej odwadze w akceptowaniu własnych pragnień.
Benjamin Cantu prowadzi swoją prostą, ale wymowną historię pewną ręką. Nie panikuje, nie szuka na siłę spektakularnych rozwiązań. Pozwala jej się rozwijać swoim tempem, bez udziwnień, prób budowania nachalnych metafor. Opowieść o Marko i Jacobie jest subtelna, stonowana, spokojna. Pozbawiona rozpraszaczy pozwala widzowi nawiązać z obrazem intymną, bliską relację, sprzyja budowaniu atmosfery skupienia. Oglądając „Żniwa”, poświęca się mu pewien rodzaj natężonej uwagi, chce się z tego bezpretensjonalnego, dokumentalnego z ducha obrazu wypatrzeć wszystkie emocjonalne niuanse, nie roniąc ani kropli.