Recenzje"Rebel Moon Część 1: Dziecko ognia". "Gwiezdne wojny", które mamy w domu

"Rebel Moon Część 1: Dziecko ognia". "Gwiezdne wojny", które mamy w domu

Zapewne żart ten zestarzeje się jeszcze przed postawieniem kropki na końcu zdania. Jednak rzeczywiście pierwszym, co nasuwa się po obejrzeniu "Rebel Moon Część 1: Dziecka ognia", a może nawet już po kwadransie, jest konkluzja, że to są właśnie te "Gwiezdne wojny", które mamy w domu.

Kadr z filmu "Rebel Moon Część 1: Dziecka ognia"
Kadr z filmu "Rebel Moon Część 1: Dziecka ognia"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Bartosz Czartoryski

22.12.2023 | aktual.: 22.12.2023 20:03

I nie chodzi o to, że blockbuster Zacka Snydera do kin nie trafił, choć to też całkiem zgrabna ironia, ale że faktycznie film ten narodził się jako pomysł na spin-off słynnej kosmicznej sagi. Tyle że się na nim zwyczajnie nie poznano.

Nic nowego, jako że Snyder cierpi nie od dzisiaj na syndrom niezrozumianego geniusza. Miłośnicy jego kina często mają go za kogoś rangi demiurga, którego słowo obrazem się stało. Chyba deczko zbyt wcześnie wyniesiony na popkulturowe ołtarze, nigdy nie spełnił swych obietnic, nie dźwignął na barkach odpowiedzialności za franczyzowe dziedzictwo, jakie na niego zrzucono.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ale mimo wszystko trudno jest mu odmówić indywidualnego stylu, choćby był to styl równy wdziewaniu krzykliwych koszulek polo z nazwami brandu na pół klaty. Noszonych bynajmniej nieironicznie.

Snyder, pisząc scenariusz "Rebel Moon" - do spółki ze swoimi dobrymi znajomymi Kurtem Johnstadem i Shayem Hattenem - dorzucił tam chyba wyłącznie onomatopeje, które przekuł na szereg eksplozywnych scen, obowiązkowo spowolnionych. Ba, nawet z pozoru zwyczajne ujęcie siania zboża jest tutaj nakręcone z niemalże nabożną czcią.

I nie chodzi tu o symbole, bo na płaszczyźnie interpretacyjnej jest pustawo, ale o uwielbienie Snydera do patosu. O podkreślenie wagi i powagi wszystkiego, co się dzieje na ekranie. Męczące są jednak te wszystkie deklaratywne kwestie, ten brak humoru, te ciosane dwuręcznym toporem archetypy zamiast ludzi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rebel Moon – część 1: Dziecko ognia | Oficjalny zwiastun | Netflix

Ale najbardziej męczący jest filmowy recykling, jakiego Snyder się tu dopuszcza. Choć zapowiadał, że początek jego sagi (to bowiem jedynie pierwsza część filmu, a docelowo ma powstać cała heksalogia takich połówek) będzie remiksem "Gwiezdnych wojen" i kina Akiry Kurosawy, to trudno było sądzić, że aż tak dosłownym. Praktycznie wszystko, od fabularnego zarysu, do samego wizualnego klucza podprowadzone jest od George’a Lucasa i luźno naniesione na intrygę z "Siedmiu samurajów". Posłuchajmy.

Oto młoda rolniczka ze skromnej, acz szczęśliwej agrarnej planety, rusza w galaktykę na poszukiwanie najemnych wojowników, którzy zdolni i skłonni będą bronić jej ludu przed żołnierzami agresywnie nastawionego imperium - funkcjonującego tu jako Macierz - ale nie jest przy tym byle kim, bo prędko okazuje się biegła w sztuce władania spluwą i pięścią. Rychło trafi i do speluny, gdzie chadzają wyjęci spod prawa, zwerbuje kobietę-cyborga władającą mieczami emitującymi wiązki energii, i pozna przystojnego przemytnika. A jej nemezis to w gruncie rzeczy ktoś, kto mógłby powiedzieć, że jest jej ojcem.

I nie są to przykłady wybrane pod tezę, nic z tych rzeczy. "Rebel Moon" to po prostu składak ze wszystkiego, co już kiedyś było, i to było bardziej i lepiej. Ale przy tym wszystkim nie sposób jednak nie docenić, choćby tylko na trzewiowym poziomie, bezczelności Snydera, jego dezynwoltury i chęci pokazania, jak zrobiłby to samo, co inni, ale po swojemu. A że przy tym strzela kapiszonami? No cóż, huk jest tak czy siak.

Drugą część "Rebel Moon", z podtytułem "Zadająca rany" (tak brzmi przydomek głównej bohaterki), trafi do oferty Netfliksa w kwietniu, a wcześniej mamy zobaczyć rozszerzoną wersję omawianego filmu. Założenia Snydera, te komercyjne, są cokolwiek ambitne, bo planuje przecież łącznie kilkanaście godzin spędzonych w świecie Macierzy, a do tego mają powstać gry, komiksy i książki. Cóż, jak już obierać kurs prosto na górę lodową, to chociaż na pełnej prędkości.

Bartek Czartoryski dla Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" wskazujemy Najlepsze filmy i seriale, Największe rozczarowania, afery i skandale oraz Największą bekę 2023 roku. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (43)