Romeo i Julia na Bałkanach
„Romeo i Julia“ to chyba ulubiony dramat szekspirowski Emira Kusturicy. Często parafrazuje go w swoich filmach. Co prawda przy „Gucza! Pojedynek na trąbki“ Dusana Milica Kusturica pełnił tylko funkcję producenta. Ale nawet jako producent miał sporo do powiedzenia i do niego wyraźnie należało ostatnie słowo.
Bo „Gucza!...“ stylem narracji, nastrojem i konwencją bardzo przypomina kino Kusturicy. A do tego jest uwspółcześnioną wersją „Romea i Julii“.
Romeo jest romskim chłopakiem, który świetnie gra na trąbce. Julia blondwłosym dziewczęciem. Na drodze do szczęścia staje ojciec dziewczyny, który cierpi na ostry przypadek cyganofobii i nie dopuszcza możliwości mezaliansu. Jednak zamiast krwawego finału mamy pojedynek na trąbki, rozegrany między młodym Romem i ojcem Julii.
Akcja filmu rozgrywa się bowiem podczas festiwalu orkiestr dętych, który co roku odbywa się w serbskiej Guczy. Muzycznych sekwencji w „Gucza!...“ więc nie brakuje. One też są z całego filmu Milica najlepsze. Mają tempo, mają rytm. Czego nie da się powiedzieć o reszcie „Guczy!...“.
Miłosne perturbacje bałkańskich kochanków urozmaicono pseudoobyczajowymi wstawkami i doprawiono pseudofolklorem. Całość sprawia wrażenie chaosu, nad którym nikt nawet nie próbuje zapanować, bo po co?
Intryga wyraźnie jest tylko pretekstem dla scen muzycznych. Wyszedł z tego długi teledysk. Czy więc nie lepiej było darować sobie tę grę pozorów i po prostu sfilmować sam festiwal?