Była u szczytu sławy. Nagle TVP zerwała z nią umowę

Nic nie zapowiadało tej kariery. Na studia prawnicze w Lublinie Bożena Marki przyjechała z małego miasteczka nad Sanem. Już na pierwszym roku wpadła w oko koledze z wydziału, Jackowi Popiołkowi. On działał w studenckiej kulturze, był kompozytorem i dziennikarzem radiowym. Po skończeniu studiów zamierzał przenieść się do Warszawy i pracować w telewizji. Ona nie miała jeszcze sprecyzowanych planów na przyszłość. Wzięli ślub.

Kadr z TVP 1Bożena Marki na antenie TVP 1
Źródło zdjęć: © Dawno Temu W TV, Youtube

Przeprowadzka do Warszawy nie była łatwa. Na przeszkodzie stały bariery meldunkowe, obowiązujące w tamtych latach, udało się jednak je obejść. Ona znalazła zatrudnienie w biurach prawnych. On dzielił czas między podyplomowe studia dziennikarskie w stolicy i etat kierownika muzycznego teatru im. Osterwy w Lublinie.

Pieniędzy, które zarabiali, wystarczało na życie i wynajęcie małej kawalerki. Ona zgłębiała tajniki prawa obrotu gospodarczego. On zrobił dyplom na UW i rozpoczął dziennikarski staż w TVP. Niespodziewany zwrot w ich życiu nastąpił w połowie lat 70. Bożena Marki dowiedziała się o konkursie na spikerkę TVP. W tajemnicy przed rodziną i znajomymi poszła na przesłuchanie i... wygrała.

Zawodu musiała się jednak dopiero nauczyć, a było to trudne zadanie. Pani Bożena nie miała odporności na stres i łatwo ulegała gwałtownym emocjom. Opanowanie tych cech wymagało ciężkiej pracy. Godzinami ćwiczyła głos, oddech, artykulację słów i zdań, ale nigdy nie osiągnęła takiej swobody, lekkości i wdzięku, jak ci, którzy byli dla niej wzorem – Edyta Wojtczak i Jan Suzin. Chyba o tym wiedziała.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz też: Mickiewicz stracił dla niej głowę. Po latach wypowiedziała się o poecie jednoznacznie

Telewizja nie dysponowała wtedy w zespole emisyjnym teleprompterem, czyli monitorem wyświetlającym tekst spikerowi. Trzeba było opanować trudną sztukę czytania z kartki z jednoczesnym patrzeniem w kamerę, ale zawsze groziło to przejęzyczeniami i utratą wątku.

Tylko Krystyna Loska, z wykształcenia aktorka, mówiła swoje teksty z pamięci. To podobało się widzom. Takie umiejętności bardzo się liczyły: wśród spikerów trwała nieustanna rywalizacja, każdy starał się o jak najwięcej dyżurów na antenie. Wprawdzie były słabo opłacane, ale przekładały się na popularność, a ta dawała angaże koncertowe poza telewizją i związane z nimi wysokie honoraria. Opuszczenie wyznaczonego dyżuru nie było możliwe. Życie jednak potrafi sprawiać niespodzianki nawet najbardziej obowiązkowym pracownikom, istniała więc praktyka wzajemnych zastępstw: ja wezmę dyżur za ciebie jutro, ty za mnie pojutrze... Taką przysługę można było też wykorzystać do osłabienia czyjejś pozycji i to spotkało raz p. Bożenę. Jej zmienniczka nie przyszła na dyżur.

Wkrótce Marki zainteresowała się realizacją felietonów filmowych i rozpoczęła podyplomowe studia dziennikarskie. Dla "Dziennika Telewizyjnego" robiła cykl ostrych, społecznych felietonów: "Sprawa do załatwienia". Była jedyną spikerką zajmującą się także dziennikarstwem telewizyjnym. Zręcznie omijała politykę, jednak polityka sama przyszła po nią.

13 grudnia 1981 r. o świcie do drzwi jej kawalerki załomotał dyrektor generalny TVP w mundurze i w asyście uzbrojonego żołnierza. - Stan wojenny – powiedział. – Pakuj rzeczy. Czekamy w samochodzie. Tego dnia Bożena Marki miała wyznaczony wcześniej dyżur spikerski. Z zapasowego studia wojskowego TVP zapowiedziała wystąpienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Potem trudno było już przekonać kogokolwiek, że to był przypadek. Jedni uznali występ za kolaborację, inni – za powód do dumy.

Obecność Bożeny Marki na antenie pierwszego dnia stanu wojennego była jednak decydująca dla dalszych losów prezenterki. Wśród znajomych miała licznych aktorów, piosenkarzy, muzyków. Często występowała z nimi, prowadząc koncerty estradowe. Teraz wielu z nich zwracało się do niej z prośbą o pomoc, by – wykorzystując swoje znajomości i kontakty w "obozie władzy" – zdobyła rekomendacje dla ich programów estradowych. Dokument taki nazywano w zawodowym żargonie ludzi estrady glejtem. Poświadczał on walory artystyczne i ideowe koncertu estradowego, pomagał też załatwić pomoc w jego realizacji i finansowanie. Liczył się, rzecz jasna, mocny podpis ze szczytu władzy.

W tym okresie Bożena Marki miała wszystko. Mocną pozycję zawodową, etat dziennikarski w redakcji telewizyjnej "Cameraty" i swój cykl felietonów poświęcony ratowaniu zabytkowych instrumentów. Do tego stałe dyżury spikerskie, prestiżowe wywiady i prowadzenie dni telewizji innych krajów na antenie TVP.

Ostatni zwrot w jej telewizyjnej karierze nastąpił, gdy wsiadła z ekipą znajomych artystów do autobusu i ruszyła w Polskę. Glejt działał i owocował kolejnymi koncertami. Początkowo tygodniami, a potem miesiącami nie było jej w Warszawie. Przywoziła ogromne honoraria.

I nagle telewizja rozwiązała z nią umowę o pracę. "Wyrzucono mnie z dnia na dzień. Bez słowa wyjaśnienia" - żaliła się. Mąż zażądał rozwodu. Dopiero po jakimś czasie związała się z jazzmanem, perkusistą Januszem Trzcińskim. W następnych latach zajęła się handlem dziełami sztuki i biżuterią, stworzyła autorską galerię w warszawskiej kawiarni Telimena. Wyszła za mąż za Trzcińskiego. On zmarł ponad 15 lat temu, a we wrześniu 2018 roku, w wieku 70 lat, Bożena Marki dołączyła do męża. Pochowano ich na cmentarzu parafialnym w Nieporęcie. Telewizja Polska nie poświęciła jej żadnego wspomnienia.

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
"Czułem się jak dzi*ka". Chory aktor o przykrym doświadczeniu z planu
"Czułem się jak dzi*ka". Chory aktor o przykrym doświadczeniu z planu
Zagrał Bonda sześć razy. "To jak życie w akwarium"
Zagrał Bonda sześć razy. "To jak życie w akwarium"
Była żona Kevina Costnera wychodzi za mąż. Dopiero co się rozwodziła
Była żona Kevina Costnera wychodzi za mąż. Dopiero co się rozwodziła
Mocne zakończenie. Od szamba do betonu w polskim serialu o sprawach ostatecznych
Mocne zakończenie. Od szamba do betonu w polskim serialu o sprawach ostatecznych
"Idź do diabła". Hollywoodzki gwiazdor nie przebierał w słowach
"Idź do diabła". Hollywoodzki gwiazdor nie przebierał w słowach
Do obejrzenia w domu. Świetne opinie i ponad 350 tys. widzów w kinach
Do obejrzenia w domu. Świetne opinie i ponad 350 tys. widzów w kinach
Cisza na sali. Na to, co pokazał Netflix, nie mogło być innej reakcji
Cisza na sali. Na to, co pokazał Netflix, nie mogło być innej reakcji
Jacob Elordi drastycznie schudł do roli. "Bolało całe ciało"
Jacob Elordi drastycznie schudł do roli. "Bolało całe ciało"
"Gniew ludu". 7 milionów osób. Protesty w całych Stanach Zjednoczonych
"Gniew ludu". 7 milionów osób. Protesty w całych Stanach Zjednoczonych
Dzieci Hackmana niewspomniane w testamencie. Majątek gwiazdora idzie pod młotek
Dzieci Hackmana niewspomniane w testamencie. Majątek gwiazdora idzie pod młotek
Podbija Polskę i świat. "Przerażający i nieprzewidywalny"
Podbija Polskę i świat. "Przerażający i nieprzewidywalny"
Gwiazdor "Stranger Things" był ciągle pytany o orientację. Miał 12 lat
Gwiazdor "Stranger Things" był ciągle pytany o orientację. Miał 12 lat