Obejrzałem "Pulp Fiction" 30 lat po premierze. Czy hit Tarantino nadal jest smaczny jak royal z serem?

"Pulp Fiction" wkradło się do popkultury 30 lat temu, wnosząc ostre dialogi, słynny twist, sporo krwi, kawę, burgery i bohaterów co chwilę rzucających mięsem. Po premierze w Cannes widzowie nie byli pewni, czy widzieli najlepszy, czy może najgorszy film w życiu. Ale to właśnie ten film zgarnął Złotą Palmę i stał się kultowy, a z Quentina Tarantino zrobił ikonę.

"Pulp Fiction" to klasyka filmowego postmodernizmu
"Pulp Fiction" to klasyka filmowego postmodernizmu
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.

Konkurencja w 1994 r. w Cannes była mocna. Do Złotej Palmy nominowane były m.in. "Spaleni słońcem" Nikity Michałkowa i "Żyć!" Zhanga Yimou – filmy nie tylko artystyczne, ale również zaangażowane, w przejmujący sposób opowiadające o czystkach w stalinowskiej Rosji oraz rewolucji kulturalnej w Chinach. Na liście znalazł się też francuski dramat historyczny "Królowa Margot" Patrice’a Chereau, który zebrał entuzjastyczne recenzje. Jednym z faworytów był również "Czerwony", czyli ostatnia część trylogii trzech kolorów Krzysztofa Kieślowskiego.

Ale to Quentin Tarantino za "Pulp Fiction" zgarnął Złotą Palmę. Harvey Weinstein zawrócił reżysera z lotniska. Tarantino nie bawił się najlepiej podczas festiwalu we Francji, ale najważniejsza nagroda europejska bez wątpienia poprawiła mu humor. Podczas odbioru twórca zachował się w stylu bohaterów swojego najsłynniejszego filmu - pokazał środkowego palca w reakcji na przekleństwa ze strony części niezadowolonej widowni. Był to pewnie pierwszy fuck pokazany w trakcie przemowy w Cannes, ale to "Pulp Fiction" odmieniło historię kina.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Filmowy fast food czy coś więcej?

Dzisiaj wydaje się, że zdecydowana większość dziennikarzy kocha "Pulp Fiction". W 1994 r. opinie były dość podzielone – szczególnie po przyznaniu filmowi Złotej Palmy. Jeden z najbardziej cenionych krytyków amerykańskich Roger Ebert był wyraźnie zakłopotany i nie umiał stwierdzić, czy dzieło mu się podoba, choć potem w swojej recenzji dał maksymalną ocenę. Stanley Kauffman, który nie bał się ostro ocenić "Ojca chrzestnego" i roli Marlona Brando, także miał problem. Nie atakował bezpośrednio Tarantino, czuć było, że nie zachwycił się "Pulp Fiction". Podobnie jak Howie Movshovitz dostrzegał w tym obrazie pustkę, próżność moralną i oportunizm. Reżyserowi zarzucono też brak autentyczności.

Jednak wielu nie odstraszyły spore ilości przekleństw (słowo "fuck" pada prawie 300 razy), zażywanie heroiny czy rozwalanie ciał. Fanom spodobało się to, że "Pulp Fiction" nie udaje prawdziwego życia, a Tarantino po prostu bawi się z widzem. W kasach kinowych film zarobił ponad 200 milionów dolarów. Wszyscy – łącznie z krytykami – zgadzali się, że ten reżyser, jeszcze niedawno pracujący w wypożyczalni kaset wideo, oddycha kinem.

"Pulp Fiction" jest mozaiką filmowych inspiracji. Możemy znaleźć nawiązania do konkretnych tytułów jak "Bonnie i Clyde", "Amatorski gang" czy "Śmiertelny pocałunek". Niechronologiczne sceny, skakanie między trzema wątkami to z kolei wyraz fascynacji reżysera francuską Nową Falą. Nie ulega wątpliwości, że Tarantino kocha opowiadać historie w taki sposób, by sprawiać frajdę sobie i widzom. Jednak zdaniem skądinąd niewielkiej części krytyków, "Pulp Fiction" jest trochę jak zestaw składający się z burgera, frytek i mlecznego szejka, taki fast food premium. Ładnie opakowany, z kreatywnym marketingiem, ale w środku nie ma za wiele wartości.

"Pulp Fiction" i Quentin Tarantino 30 lat później

Można się spierać o "Pulp Fiction", ale 30 lat po ceremonii w Cannes nadal rozmawiamy o tym filmie. Mówienie o Złotej Palmie dla drugiego filmu Tarantino jako wielkim sukcesie kina niezależnego jest trochę przesadzone. Budżet nie był zbyt wysoki, ale jednak na planie pojawiły się same gwiazdy. Dzięki "Pulp Fiction" Bruce Willis i John Travolta złapali drugi oddech w karierze, natomiast Samuel L. Jackson utwierdził widzów oraz krytyków, że jest wielkim aktorem. Natomiast "Czerwonego" Kieślowskiego pamięta już coraz mniej osób. Fanom polskich akcentów przypominam za to, że chwalone przez dziennikarzy zdjęcia do "Pulp Fiction" zrobił Andrzej Sekuła, za co dostał nominację do nagrody BAFTA.

Czy się to komuś podoba, czy nie - dzisiaj nie nosimy koszulek z nadrukiem plakatu "Spalonych słońcem" czy "Żyć!", nie cytujemy tekstów z "Królowej Margot". Częścią popkultury stała się scena słynnego twista Johna Travolty i Umy Thurman, inspirowana tańcem z "Amatorskiego gangu". Fani kina na pamięć znają też rozmowę o royalu z serem czy historię złotego zegarka boksera Butcha Coolidge’a. Do tego dochodzi świetna ścieżka dźwiękowa z takimi hitami jak "Girl, You’ll Be a Woman Soon" czy "You Never Can Tell", które już zawsze będą kojarzyły nam się z "Pulp Fiction".

Obecnie Tarantino pracuje nad swoim ostatnim filmem w karierze. Choć pozostaje jednym z najsłynniejszych reżyserów, żaden z jego kolejnych tytułów nie wywołał takiego zamieszania w branży. Trzy dekady po premierze "Pulp Fiction" nadal robi wrażenie tego, z jaką lekkością poprowadzona jest cała opowieść, jej komiksowy charakter, a przecież przedstawia obraz dość ponury. Nie tak zabawny, jak mogłoby się wydawać. Nie spłycałbym tego filmu do fast foodu, ale nie znajduję w nim też odpowiedniej głębi. To najwyraźniej nie moje kino. Jeśli oglądacie "Pulp Fiction" i z irytacją czujecie, że nie rozumiecie fenomenu, spokojnie – Godard i Haneke też nie.

Obchodzący swoje 30-lecie "Pulp Fiction" obecnie jest dostępny na Netfliksie, ale niedługo zniknie.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" przestrzegamy przed wyjściem z kina za wcześnie na "Kaskaderze", mówimy, jak (nie)śmieszna jest najnowsza komedia Netfliksa "Bez lukru" oraz jaramy się Eurowizją. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Źródło artykułu:MK
pulp fictioncannesfilm
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)