"Good Time", 2017
Po zakończeniu pracy na planie "Zmierzchu" Robert Pattinson zaczął rozglądać się za ambitniejszymi i niezależnymi filmami. Nie potrzebował rozgłosu ani pieniędzy, bo te zapewniła mu rola Edwarda. Zaufał braciom Safdie – duetowi reżyserów nowojorskiego kina arthouse’owego. Wiedział, że twórcy "Good Time" nie obsadzą go w roli typowego przystojniaka. I miał rację.
Kreacja Connie’ego, który napada na banki razem z bratem z niepełnosprawnością, była strzałem w dziesiątkę. Przefarbowany na platynę, nieogolony, momentami odrzucający Pattinson w niczym nie przypomina posągowego emo-wampira. "Good Times" trafiło na festiwal w Cannes, a bracia Safdie stali się jednymi z najciekawszych twórców amerykańskiego kina. Kilka lat później wydobyli wszystko, co najlepsze z – wydawałoby się – zaszufladkowanego w marnych komediach romantycznych Adama Sandlera, z którym nakręcili "Nieoszlifowane diamenty".