''Sami swoi'': piękne spotkanie po latach
Mimo upływu czasu Kuśmierska i Janeczek trzymają się doskonale – i z nostalgią wspominają pracę na planie filmu, który zapewnił im nieśmiertelność.
Ilona Kuśmierska, czyli Jadźka Kargulówna, i *Jerzy Janeczek, Witia Pawlak, chętnie skorzystali z okazji, by spotkać się z kolegami z obsady. Oboje byli świetnie zapowiadającymi się aktorami *– ale żadne z nich nie zrobiło oszałamiającej kariery.
Co się stało, że Kuśmierska niespodziewanie zniknęła z ekranów? Dlaczego Janeczek rzucił wszystko i wyjechał do Ameryki? Zobaczcie, jak potoczyły się losy ekranowej pary.
Aktorskie marzenia
Ilona Kuśmierska o aktorstwie początkowo nie myślała – mama od dawna namawiała ją,* by została lekarzem.*
- Mama przez dwa lata była na studiach medycznych. Przerwała naukę, kiedy się urodziłam – wspominała Kuśmierska w „Rewii”.
Z tych planów nic jednak nie wyszło. Nastolatkę ciągnęło na scenę - w szkole należała do kółka teatralnego i doskonale sobie radziła.
A kiedy zadebiutowała w filmie "Lenin w Polsce" Sergiusza Jutkiewicza, zrozumiała, że chce zostać aktorką z prawdziwego zdarzenia.
Film jej przeszkodził
To wtedy postanowiła, że po maturze pójdzie do szkoły aktorskiej.
Ale jeśli sądziła, że doświadczenie zdobyte na planie filmowym pomoże jej w jakikolwiek sposób, była w błędzie.
Niedługo potem otrzymała rolę, która zapewniła jej nieśmiertelność, w kultowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego.
Wczesne macierzyństwo
Na drugim roku studiów Kuśmierska zaszła w ciążę i wkrótce wyszła za mąż za swojego ukochanego Ireneusza Kocyłaka. Profesorowie nie byli z tego powodu zachwyceni.
- Jako pierwsza studentka w historii ośmieliłam się mieć dziecko. Urodziłam bliźniaczki. Do szkoły wróciłam po dziekance – opowiadała w „Kurierze Lubelskim”.
Nigdy nie uważała, by założenie rodziny negatywnie wpłynęło na jej karierę; nie żałowała też, że tak wcześnie zdecydowała się na macierzyństwo.
- Ja czułam się dostatecznie dojrzała. I dzięki temu teraz mam sześcioro wnuków – śmiała się w „Rewii”.
Poważny wypadek
Co zatem sprawiło, że Kuśmierska nagle zniknęła z branży?
- W 1998 roku miałam poważny wypadek samochodowy. Wjechałam autem pod tramwaj* – opowiadała w „Rewii”. *- Byłam połamana, skasowana jak samochód. Trzy miesiące leżałam w szpitalu, do domu wróciłam na noszach, Jeździłam na wózku inwalidzkim, uczyłam się chodzić. To mnie całkiem odsunęło od grania.
Kuśmierska przestała pojawiać się na ekranie, ale była aktywna zawodowo – została reżyserem dubbingu i świetnie czuła się w nowej roli.
- Ten wypadek powiedział mi coś ważnego: żeby nie żyć za szybko – dodawała w „Kurierze Lubelskim”. - Robić tyle, ile się może. Cieszyć się każdym dniem życia. Każdym faktem. Codziennie budzę się i mówię: dziękuję ci, Boże.
''To ich uspokoiło, że aktorem nie będę''
Gdyby Jerzy Janeczek posłuchał rodziców, pewnie zostałby lekarzem, inżynierem albo księdzem. Ale on nie miał zamiaru zakładać sutanny – od najmłodszych lat marzył o karierze filmowej.
I faktycznie. Nawet kiedy oblano go w Warszawie i Krakowie, Janeczek się nie poddał. Do szkoły aktorskiej dostał się dopiero za trzecim razem, rozpoczynając naukę w łódzkiej filmówce.
Nikt go nie zauważał
Los nie był dla niego łaskawy i Janeczek ciągle musiał walczyć o swoje. Nawet rolę w „Samych swoich” dostał po ciągnących się w nieskończoność przesłuchaniach.
- Ja byłem wtedy po II roku Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi* – opowiadał w „Echu Dnia”. *- Były wakacje, dowiedziałem się od kolegów, że asystent Sylwestra Chęcińskiego potrzebuje młodych ludzi do polskiej komedii “Było święto". Taki był pierwotny tytuł “Sami swoi".
Niestety, jak wspominał, gdy zjawił się w wytwórni, nikt nie zwracał tam na niego uwagi.
- Dopiero moja koleżanka, aktorka Ewa Żukowska się za mną wstawiła – dodawał. - I tak pojechałem na próbne zdjęcia. Potem pojechałem jeszcze raz i jeszcze raz. I po trzech próbach mnie wybrano.
Posypało mu się życie
Wydawało się, że po „Samych swoich” Janeczek nie będzie mógł się opędzić od propozycji. Tymczasem życie aktora wcale nie wyglądało tak kolorowo. Stracił pracę w warszawskim Teatrze Dramatycznym.
- Pierwszy raz ktoś mnie zwolnił. Zbigniew Zapasiewicz powiedział: "Pan sobie pracę znajdzie", ale ja wiedziałem, że nigdzie nie dostanę angażu. Był 1987 rok, redukcje, trudny czas – opowiadał w „Super Expressie”.
Wtedy też podjął decyzję o wyjeździe z kraju. Jak opowiadał, życie całkowicie mu się posypało i nie wiedział, jak mógłby ratować swoją karierę. Dopiero po kilku latach na nowo odnalazł siłę i chęci do działania.
- Wyjechałem do USA z jedną walizką, z kabaretem na tournée i do pracy. Przez pięć lat byłem zgorzkniały, sfrustrowany, no i ta nostalgia, niepewność – wspominał. - Nigdy nie chciałem zostać, ale spotkałem Milę, moją obecną żonę, która też była po przejściach. I tak pomyśleliśmy, że razem raźniej będzie nam iść przez życie.
Powrót do domu
W Stanach Janeczek imał się najróżniejszych zajęć.
- Robiłem meble, wycinałem elementy, z których układałem później ozdobne podłogi, takie, jak w zamkach czy drogich domach. Rozwoziłem książki telefoniczne i pizzę – opowiadał w „Super Expressie”.
Aktorem być nie próbował – śmiał się, że „znał swoje możliwości” i sądził, że nie ma szans przebić się na obczyźnie. Grywał tylko w polonijnym teatrze, by „nie zwariować”. Do kraju wrócił w 2007 roku.
- Jesteśmy szczęśliwi, że wróciliśmy! - zapewniał i dodawał, że na nowo próbuje odnaleźć się w branży. - Jestem w agencji aktorskiej. Gram trochę w radiu, trochę w kinie niezależnym, czekam na propozycje. Odrzucam role bzdety. I nie narzekam.
Spotkanie po latach
Mimo upływu czasu Kuśmierska i Janeczek trzymają się doskonale – i z nostalgią wspominają pracę na planie filmu, który zapewnił im nieśmiertelność.
Choć po premierze na jakiś czas zostali zaszufladkowani, nigdy nie żałowali decyzji u udziale w „Samych swoich”. Wiedzieli, że ten film stanie się jedną z ważniejszych pozycji w polskiej kinematografii.
- Na sukces tej komedii złożyło się kilka elementów. Jest świetny scenopis Andrzeja Mularczyka, świetne dialogi, dobrzy aktorzy, dobre zdjęcia. Tam nie ma niepotrzebnej gadaniny, zbędnych gagów. Wszystkiego jest w sam raz – mówił w „Echu Dnia” Janeczek, pytany o fenomen filmu Chęcińskiego. - I to jest nasze, polskie. Ciągle odkrywamy w tej komedii rzeczy, których wcześniej nie zauważyliśmy. (sm/gk)