Balansowanie na graniczy śmieszności i dramatyzmu bywa niebezpieczne, a niekiedy nawet tragiczne w skutkach, zwłaszcza w filmie zdarza się to nader często. Inwazję barbarzyńców Denysa Arcanda zareklamowano mi jako smętny film o umieraniu i dlatego na wstępie muszę przestrzec przed takim beznadziejnie zgubnym zawężeniem tematu. Wszyscy, którzy widząc szpitalną pidżamę stwierdzą, że mają do czynienia z łzawą historią o chorobie nowotworowej, pomylą się.
Inwazja... otrzymała w Cannes nagrodę za najlepszy scenariusz oraz dla najlepszej aktorki dla Mari-Josee Croze (Nathalie). Podczas tegorocznego WMFF zajęła 2 miejsce w plebiscycie publiczności. Do polskich kin film wchodzi w ramach cyklu Klub Koneserów i to jest z pewnością odpowiednia dla niego etykietka. Film Arcanda to kino inteligentne, kameralne i naznaczone indywidualizmem twórcy, w którym z błyskotliwych dialogów wyłania się portret przemijającego pokolenia rozczarowanych i niepogodzonych ze współczesnością intelektualistów.
Kilkoro jego przedstawicieli zebrało się przy łóżku szpitalnym, aby towarzyszyć w trudnym momencie śmiertelnie choremu Remy'emu. Są tu stare kochanki, kolega homoseksualista, a także była żona i syn, Sebastien przybyły specjalnie na tę okazję z Londynu - cała galeria barwnych postaci, którymi podczas swego bujnego i ciekawego życia otaczał się Remy. 50-letni nauczyciel akademicki reprezentujący hedonizm w najczystszej postaci potrafił cieszyć się życiem i korzystać z uroków chwili. Jak się miewa mój stary erotoman - pyta jedna z jego przyjaciółek.
Remy leży w miłym pokoju z szerokim łóżkiem, które to wygody zdobył dzięki staraniom bogatego syna. Dokonując podsumowań, kładzie na szale sukcesy i porażki i zastanawia się, jaką wartość miało jego życie. Toczy intelektualne spory z przyjaciółmi na temat miłości, przyjaźni, dzieci, religii, seksu, podczas których przywoływane są najbardziej intymne szczegóły z przeszłości.
Wraz z jego śmiercią przemija jakaś cząstka ich wspólnej rzeczywistości, dlatego bliscy nie pozwolą, aby Remy odszedł w samotności. Dzięki nim umieranie zamieni się w złożony proces i niepozbawiony akcentów humorystycznych rytuał pełen nostalgii za drugą połową XX wieku, przemyśleń, ścierania się rozmaitych przekonań i wzorców. Odchodzące pokolenie zafascynowane rozmaitymi izmami, które dzisiaj wyliczają z rozbawieniem - egzystencjalizm, konstruktywizm, racjonalizm, marksizm aż do kretynizmu, który być może ich ominął - jeszcze raz spojrzy w przeszłość i spróbuje zdać pytanie - jacy byliśmy? Czy wychodzimy z teatru życia przegrani? Dlaczego tak bolą zawiedzione ideały? Wszak moda na ideologie minęła bezpowrotnie.
Teraz nadciągają barbarzyńcy. Kim są? Remy od dawna przewiduje upadek zachodniej cywilizacji i wie, że wydarzenia 11 września zwiastują koniec kolejnego imperium, a więc to terroryści, a oprócz nich emigranci, czyli tzw. obcy, Amerykanie, kapitaliści, za sprawą których wzmaga się poczucie zagrożenia. Wraz z barbarzyńcami zbliża się kres pewnej epoki pogłębiający frustracje i stan niezrealizowania.
Mój syn jest kapitalistą pełnym ambicji i determinacji. Jest doskonale zorganizowany i zdyscyplinowany - stwierdza Remy. Pracujący na giełdzie Sebastien należy do tych, którzy nie przeczytali żadnej książki, bo dla niego stare prawdy i przekonania są już bezużyteczne. Naprzeciw siebie stają przedstawiciele dwóch jakże odmiennych rzeczywistości - ojciec - intelektualista, antyglobalista, były marksista (można by mnożyć izmy) nieoszczędzający żadnych autorytetów (w jego wypowiedziach dostaje się nawet papieżowi) i syn - młody yuppi, który nie rozstaje się ze swoją komórką i z pobłażliwym zdziwieniem traktuje wszelkie intelektualne wywody i popisy starych erudytów.
Zupełnie odmienną postawę reprezentuje inna przedstawicielka młodego pokolenia - narkomanka Nathalie. To prawdziwe wybawienie dla Remy'ego, ponieważ dostarczając mu regularnie heroinę, przynosi prawdziwą ulgę w cierpieniu. Nathalie niewiele ma wspólnego z wyścigiem szczurów i daleko jej do doskonałości. Poszukuje i wątpi, zdając sobie sprawę z chybionych wyborów. To właśnie ona odziedziczy księgozbiór prawdziwego konesera literatury i życia pełen nazwisk wspaniałych pisarzy. Być może odmieni swoje życie i postanowi sięgnąć po te książki.
Inwazja barbarzyńców bez patosu i łzawych moralizatorskich wstawek dotyka spraw ostatecznych i najgłębszych, a co więcej, rozprawia się z tragedią w niezwykle pogodny sposób, co powoduje, że film bawi i wzrusza. Opowiada o umieraniu, ale robi to w sposób wyjątkowy, bo za zasłoną wszechobecnego dramatyzmu czai się intelektualny nostalgiczny uśmieszek.