Syzyfowe prace
Jak na film określany mianem "jednego z najbardziej pomysłowych dreszczowców ostatnich lat" (cytat z plakatu), "Piąty wymiar" bazuje na pomyśle dość popularnym i stosunkowo leciwym. Nie pierwszy to, i pewnie nie ostatni, przypadek kiedy bohater(ka) wpada w pętlę czasową, z której nie może się wydostać. Reżyser Christopher Smith znany jest zresztą z podobnych "rewolucji". Gdy na ekrany wchodziły jego "Lęk" - horror o monstrum z otchłani... metra i "Redukcja" - konceptualna czarna komedia, towarzyszyły im podobne slogany. Że z polotem, że z klimatem. Horror jako konwencja dość hermetyczna ma jednak to do siebie, że wszelkie pomysły szybko przeżuwa. Jeśli więc wyjściowy koncept "Piątego wymiaru" traktować odkrywczo, to tylko pod warunkiem, że na półkę z horrorami zaglądamy sporadycznie.
02.12.2010 09:39
Ale nawet wtedy film Smitha potrafi zagwarantować dreszczyk emocji. Fabuła jest tu czysto pretekstowa, a rozwój wydarzeń - jeśli się zastanowić - dość idiotyczny, a jednak całość broni się. Przynajmniej tak długo, jak długo reżyser podejmuje ryzyko i w pełni zawierza swojej aktorce. Melissa George, urodziwa Australijka zaprawiona w gatunkowych bojach ("30 dni mroku", "Amityville", 'Turistas") potrafi przekonująco oddać dramat swojej bohaterki - uwięzionej w serii powtarzających się zdarzeń, bezsilnej i zdesperowanej. Cała sytuacja nie ma swojego początku - wydaje się syzyfowym czyśćcem, złośliwym sposobem na odpokutowanie win. Jakich? Dlaczego? George gra tak, jakby sama nie wiedziała co się dzieje. Albo więc jest utalentowaną aktorką zdolną w pojedynkę pociągnąć pełnometrażowy film, albo... to wszystko nie ma zbyt wiele sensu.
Prawda zdaje się leżeć gdzieś pośrodku. Najlepsze sceny w całym filmie to te, w których chodzi o wyrażenie emocji. Rozpacz, zagubienie, determinacja - skrajności udarzają w bohaterkę falami tak obfitymi, że wszelkie fabularne zwroty są tu swego rodzaju rozpraszającym suplementem. W pewnym momencie przestaje mieć znaczenie co się właściwie dzieje. W tym kalejdoskopie zdarzeń (zaczyna się od wyprawy łodzią na otwarte morze, kończy masakrą na pokładzie wycieczkowego jachtu) wszystko zbudowane jest na zasadzie niezawodnego mechanizmu - co ma się stać, to się stanie. Nie ma na to rady. Konfrontacja z tą złośliwością wydaje się w tym kontekście najciekawsza. I jest.