Trwa ładowanie...
dvfm21d
24-11-2011 18:27

Sztuka pretensjonalna [dvd]

dvfm21d
dvfm21d

Trzy minuty, a właściwie sto dwadzieścia trzy. Spięta papieską klamrą, składająca się z trzech nowel rozprawa na temat „ludzkiej kondycji”. Z Bogusławem Lindą w roli sparaliżowanego malarza. Z koniem będącym ekwiwalentem wolności ducha. W reżyserii Macieja Ślesickiego, naszego nadwiślańskiego Luca Bessona (tego późnego).

Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości – w całej naszej kinematografii nie ma drugiej takiej rzeczy.

Pamiętam bardzo dobrze zeszłoroczny pokaz prasowy „Trzech minut” na festiwalu w Gdyni. Koledzy i koleżanki opuszczali go tłumnie, nerwowo chichocząc, głośno komentując i obmyślając już pierwsze zdania kąśliwych recenzji. Ja zostałem do końca. Co więcej, dobrze się bawiłem. Rozpasany, absurdalny i nieznośnie pretensjonalny film Ślesickiego z jakiegoś powodu zapewnił mi frajdę, jakiej w zalewie przewidywalnych festiwalowych średniaków cały czas brakowało.

Fabuły Ślesickiego nie sposób przewidzieć. Jest tu wszystko, co tylko sobie wymyślimy.

dvfm21d

Papieskie ołtarzyki idą pod rękę z wendetą skrzywdzonego przez Urząd Skarbowy mściciela, romans reżysera-alkoholika przeplata się z pejzażem ubogiej wsi, zaś tragedię sparaliżowanego artysty uzupełnia morze czarnego humoru (inna sprawa, że często chybionego). Ślesicki miesza wątki (początkowo miały powstać trzy osobne filmy), zapożycza podejrzane na zachodzie pomysły (przekrój jest dość szeroki – od „Między słowami”, po „Motyla i skafander”), ciągle się przy tym popisując – jak nie długim ujęciem, to mozaikowym zacięciem na kształt Inarritu i Arriagi. Dość powiedzieć, że clou programu jest jakże pomysłowe ujęcie z perspektywy pijanego konia…

Są tu oczywiście dobre elementy – przede wszystkim znakomita kreacja Bogusława Lindy czy kilka operatorskich patentów Andrzeja Ramlaua. Ale czy to możliwe, że ten film powstał na serio? Nie chcę, nie potrafię w to wierzyć. To musi być jakaś (auto)ironia, pastisz, manifest wymierzony w katolicyzm i nas – widzów… Musi!

Sama tylko data polskiej premiery kinowej (1 kwietnia – Prima Aprilis z jednej strony, z drugiej przeddzień rocznicy śmierci Jana Pawła II) wydaje się tu równie bezczelna i brawurowa, co koncept wyjściowy. Do czegóż bowiem odnoszą się tytułowe trzy minuty? 9 kwietnia 2005 Polska pogrążyła się ponoć w ciemnościach – wyłączając światło rodacy masowo oddawali się żałobie po Ojcu Świętym. Już w kuriozalnym prologu przypomina nam o tym narrator, by chwilę później dodać: „Jednocześnie wyzwoliła się wtedy energia o niespotykanym potencjale – mógł się zdarzyć każdy ziemski cud”. No i zdarzył się – nastał moment, w którym nie potrafię przypisać filmowi konkretnej oceny.

O wydaniu dvd

Dźwięk pięciokanałowy. Obraz panoramiczny, aczkolwiek miejscami dziwnie wyblakły (zamierzony efekt?). Na płycie znajduje się też kilka dodatków.

dvfm21d

Najważniejszym z nich jest komentarz Macieja Ślesickiego – treściwy, użyteczny, przybliżający proces realizacji filmu (i niektóre decyzje), ale też miejscami zwyczajnie irytujący (oczywiście dziennikarze w Gdyni nic nie zrozumieli, a „co złego to nie ja”). Spośród przytaczanych przez reżysera anegdotek z planu warto wyłowić zwłaszcza te dotyczące polskiego katolicyzmu – przykładowo, gdy filmowcy chcieli usunąć będący dekoracją olbrzymi, ułożony ze zniczy krzyż, spotkali się z ostrym sprzeciwem ze strony lokalnej starszyzny.

Komentarz uzupełniają dwa materiały filmowe. Pierwszy z nich, Na planie (14:10), to w rzeczywistości krótki making of, zawierający tyleż ujęcia z rzeczonego planu, co wypowiedzi aktorów i twórców. Drugim materiałem jest Relacja z premiery (5:24), zawierająca kilka skrótowych wypowiedzi i migawek z bankietu. Na deser zostaje zwiastun.

dvfm21d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dvfm21d