Trwa ładowanie...
d40tar4
16-12-2010 11:58

Tango z diabłem

d40tar4
d40tar4

„Parnassus” powstawał w cieniu osobistej tragedii, która odbiła się szerokim echem na całym świecie. Nagła śmierć odtwórcy jednej z najważniejszych ról – Heatha Ledgera, w połowie kręcenia zdjęć, prawie uniemożliwiła dokończenie prac nad filmem. Twórcy postanowili jednak mimo wszystko ukończyć produkcję – dla zmarłego kolegi. Zaowocowało to powstaniem zupełnie odmiennego od pierwotnych zamierzeń, ale niezwykłego obrazu. Zaangażowano nowych aktorów i dokręcono zdjęcia, a potem wykorzystano materiał, który Ledger zdążył nagrać. Wszyscy pracujący przy „Parnassusie” zgodnie twierdzili potem, że ich pomysły, ich cały wysiłek zainspirował aktor, który przedwcześnie ich opuścił. Ostatni film Heatha Ledgera jest więc produkcją powstałą dla niego, ale i też pod jego wielkim wpływem. Wielka szkoda, że on sam nie mógł dokończyć swojej roli. Nam pozostaje tylko zastanawiać się, jak wyglądałby ten obraz, gdyby do końca pracował przy nim Heath. Film opowiada o niesamowitym doktorze Parnassusie, wędrującym po świecie wraz
ze swoim objazdowym przedstawieniem. Podróżuje z nim jego nastoletnia córka Valeria, marząca o ucieczce i normalnym życiu w idealnym domu; ironicznie i pesymistycznie patrzący na świat karzeł Percy oraz przygarnięty przed laty gdzieś po drodze młody chłopak Anton, zajmujący się magicznymi sztuczkami. Tworzą oni zgraną trupę kuglarzy, próbujących jakoś związać koniec z końcem. Mimo nieprzeciętnych umiejętności Parnassusa wszędzie towarzyszy im niepowodzenie. Mało kto zwraca uwagę na coś tak tandetnego, archaicznego i tajemniczego jak cyrkowa buda, którą wędrują. A przecież doktor ma naprawdę wiele do zaoferowania. W swoim niezwykłym „Imaginarium” tworzy baśniowe światy zbudowane z ludzkich marzeń i lęków. Ktokolwiek, oczywiście za opłatą, przejdzie przez przygotowane przez niego lustro (niczym bajkowa Alicja), może dostąpić wizji, przygotowanej dla niego przez Parnassusa. A w niej spełniają się skryte pragnienia i żądze. Tylko, że mało kto spośród współczesnych potrafi w to uwierzyć i decyduje się wstąpić.
Parnassus jest człowiekiem z zupełnie innej epoki i może dlatego, nie nadążając za zmieniającymi się czasami, nie umie przyciągnąć widzów. Zły los odwraca się, gdy Valeria z pomocą Antona i Percy’ego ratuje przed niechybną śmiercią pewnego człowieka. Okazuje się nim być młody, przystojny oszust Tony, uciekający przed wyrzutami sumienia i ... rosyjską mafią. Za udzieloną pomoc, nie wiedząc, w co się właściwie wplątuje odwdzięcza się on unowocześnieniem „Imaginarium”. Dzięki temu ściąga do niego nie widzianych od dawna klientów. A Parnassusowi bardzo na nich zależy. Choć sam nie jest zły, tworzona przez niego rzeczywistość „po drugiej stronie lustra” może stać się śmiertelną pułapką. Za każdym razem doktor stawia ludzi przed jakimś wyborem: jeśli podejmą złą decyzję, mogą stracić duszę. Parnassus bowiem od wielu, bardzo wielu lat toczy pojedynek z ... diabłem, występującym pod niewinnym przezwiskiem Pan Nick. Przed tysiącem lat wygrał z nim zakład i został obdarowany nieśmiertelnością. Nie umiał jednak dobrze
korzystać z niej i życie stało się dla niego koszmarem. Dopiero gdy dużo później spotkał pewną kobietę, wszystko się odmieniło. Wierząc w swą przebiegłość i moc Parnassus, niczym doktor Faust zawarł pakt ze znajomym diabłem, dzięki któremu zdobył ukochaną. Jednak wszystko ma swoją cenę – Parnassus obiecał, że odda mu swoje dziecko, gdy skończy ono szesnaście lat. Teraz zbliżają się właśnie szesnaste urodziny Valerii, a Parnassus nie może się pogodzić z jej bliskim odejściem. Nagłe pojawienie się Tony’ego przynosi niespodziewaną nadzieję. Jego obecność sprawia, że doktor podejmuje kolejny zakład z Panem Nickiem, wierząc, że tym razem uda się diabła oszukać. Ale jak dużo trzeba będzie poświecić? „Parnassus” to współczesna baśń dla dorosłych. Rzeczywistość ukazana w tym filmie przypomina nieco groteskowy świat z powieści Michaiła Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. W tych realiach nic nas nie zdziwi, a przechadzający się od tak sobie diabeł jest całkowicie normalną sprawą. Takie wizje potrafi tworzyć tylko
niezrównany Terry Gilliam. „Parnassus” powstał poza Hollywood, dzięki czemu reżyser mógł rozpuścić wodze fantazji. Stworzył spektakularne dzieło, pełne znakomitych efektów specjalnych i wspaniałych dekoracji. „Parnassus” to film bardzo widowiskowy, ale jak w większości obrazów Gilliama, efekty to tylko środek artystyczny, tło, na którym rozgrywają sie szalone historie, a nie główna wartość i cel produkcji. Nie oznacza to jednak, że są przez reżysera niedoceniane, wręcz przeciwnie. W „Parnassusie” są dopracowane do najmniejszego szczegółu, wiele z nich po prostu zachwyca swoim rozmachem (wszystkie koncepcje artystyczne stworzył sam reżyser we współpracy z Davem Warrenem). Dotyczy to także drobiazgowo wykonanych kostiumów (Monique Prudhomme) i scenografii (Anastasia Masaro). Dużą zaletą filmu jest także interesujący scenariusz, oferujący intrygującą historię, błyskotliwe dialogi oraz dyskretny i niebanalny humor. Pełno jest w nim odniesień literackich i kulturowych. Dzięki temu doskonale się ten obraz ogląda.
Ale tak naprawdę o sile tego filmu decydują świetni aktorzy. Wspomniany już Heath Ledger, grający Ton’ego, mimo tego, iż nie dane mu było ukończyć pracy, stworzył bardzo dobrą kreację: efektowną i pełną ekspresji. Jako Parnassus wyśmienicie sprawdził się wciąż zachwycający Christopher Plummer, a grająca Valerię delikatna Lily Cole idealnie pasowała do swojej roli. Odtwarzający Pana Nicka Tom Waits zasługuje na szczególną uwagę – wykreował jedną z najciekawszych postaci diabła w historii kina – złego, okrutnego, zabawiającego się kosztem ludzi, ale też zdolnego do pewnego rodzaju przyjaźni i bądź, co bądź – uczciwego. Wspomnieć trzeba też o trzech aktorach, którzy uratowali ten film, zgadzając się zagrać role alter ego Tony’ego, gdy zabrakło Ledgera: Johnny Depp, Jude Law i Collin Farrel. Zagrali bardzo przekonująco i wyśmienicie, a film dzięki nim jest zaskakujący i nieprzewidywalny. Terry Gilliam w swoim dziele wskrzesił zapomniany świat wędrownych teatrów, jarmarcznych przedstawień, kuglarskich sztuczek i
objazdowych gabinetów dziwów. Świat, którego relikty istnieją jeszcze w egzotycznych miejscach, gdzie żyje karnawał, ale który jest już tylko przeżytkiem, pamiątką po minionych epokach i tradycjach. Przedstawiona przez niego wędrowna trupa jest archaizmem, a dziwaczny doktor Parnassus i jego „Imaginarium” pochodzi (dosłownie) z zamierzchłych czasów. Odstaje od wszystkiego, nie pasuje do współczesności i nowoczesności. Dlatego też jego przedstawień nikt nie chce oglądać. Możemy w tym odnaleźć nostalgiczny smutek Gilliama za przeszłością, za utraconą dziecięcą krainą baśni, marzeń, czarów. Gdzie wszystko, nawet najbardziej banalne rzeczy i sprawy budzą ciekawość i zachwyt, a człowiek jeszcze potrafi się nad czymś zadumać i czemuś dziwić. We współczesnej – dorosłej – rzeczywistości nie ma na to miejsca, a oferujący cuda Parnassus, który swoją wyobraźnią zdolny jest kreować światy – jest zgorzkniałym starcem, uciekającym w pijaństwo. Jego pełne przepychu i kiczowatej teatralności „Imaginarium” prawie nikogo już
nie pociąga... Ale dla pocieszenia – ten niechciany świat ożywa dla nas na srebrnym ekranie – magicznym miejscu, gdzie wszystko staje się możliwe. I w tym kryje się cała magia kina, które w pewnym stopniu zostało tu zilustrowane jako „Imaginarium”. Terry Gilliam wprowadza nas w świat swojej nieskrępowanej niczym wyobraźni. I jako wizjonerski Parnassus – może w nim czarować do woli i opowiadać nam swoje baśnie. I nie traci nadziei, że zawsze znajdzie się ktoś, kto tak jak Bastian z książki Michaela Ende – uwierzy całym sobą w prawdziwość snutej nieprzerwanie od wieków „Niekończącej się historii”.

d40tar4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d40tar4