Tłumaczka
Sydney Pollack chciał zrobić ambitny thriller polityczny z podtekstem psychologicznym i prawie mu się to udało.
04.12.2006 18:08
Biała Afrykanka Silvia Broome (Nicole Kidman)
jest zdolną tłumaczką w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Pewnego dnia przypadkowo słyszy wyszeptane w rzadkim narzeczu zdanie, informujące o planie zamachu na prezydenta jednej z afrykańskich republik. Kobiecie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony zamachowców, dlatego agenci federalni zapewniają jej ochronę. Agent Tobin Keller (Sean Penn) nie ufa jednak swej podopiecznej do końca, a piękna tłumaczka starannie ukrywa przed nim swą afrykańską przeszłość.
"Tłumaczkę" nakręcono z dużym rozmachem, akcja toczy się po raz pierwszy w historii kina na terenie siedziby ONZ. Zgrabnie poprowadzona fabuła nie pozwala widzowi na nudę. Film niestety ma poważną skazę - jest nią amerykańska propaganda. Teza, że ONZ to prawdziwa ostoja pokoju na świecie, w której schronienie znajdzie nawet kobieta pragnąca zapomnieć o swych korzeniach, brzmi fałszywie.
Jednak pomimo kilku nietrafionych dialogów, pomiędzy parą Kidman - Pean toczy się całkiem ciekawa psychologiczna walka. Biała Afrykanka Silvia (trudno wyobrazić sobie bardziej nieafrykańską urodę, niż ta, którą obdarzono Kidman) ma w swych oczach dzikość kraju, z którego pochodzi, a złamany przez życie twardziel Penn jest dla niej najwłaściwszym partnerem.
Gdyby oczyścić "Tłumaczkę" z nadmiernego patosu w kreowaniu rzeczywistości, mogłoby być znacznie lepiej. Zabrakło nieco dyplomacji, finezji i dystansu, ale wielbiciele Pollacka powinni wyjść z kina zadowoleni.