Miejsce 8.
Wampiryczna sonata Jima Jarmuscha przechodzi lekceważąco obok gatunkowych trendów i oferuje doznanie odrębne – senny lament nad końcem świata, którego wampir jest tylko zmęczonym, bo doświadczającym go nie pierwszy raz, świadkiem.
Gdy bohaterowie przemierzają w nocy zrujnowane dzielnice przemysłowe Detroit, a w tle majaczy lutnia Jozefa Van Wissema, film Jarmuscha zyskuje iście apokaliptyczny wydźwięk. Ruiny amerykańskiej metropolii na krótką chwilę stają się ruinami czasu – dowodem na cykliczną powtarzalność otaczającego nas świata. My możemy jej nie odczuwać, ale dla wampira schyłek naszej epoki jest po prostu kolejnym dniem tygodnia; męczącą rutyną, z której – jak się ostatecznie okaże – bardzo trudno zrezygnować.