Koszmar w Norwegii i Szwecji. Skala niesprawiedliwości poraża
Wiedzieli o tym bliscy, znajomi, miejscowa policja, instytucje socjalne, nauczyciele, szkolna pielęgniarka i nic nie zrobili. Systemowo ukrywana pedofilia czy przemoc wobec kobiet nie omija tak równościowych krajów jak Szwecja i Norwegia. Na Krakowskim Festiwalu Filmowym można obejrzeć dokumenty, które pozbawią widzów złudzeń. Skandynawowie też mają swoje za uszami.
Kraje skandynawskie w powszechnym mniemaniu uchodzą za ostoje bezpieczeństwa i poszanowania różnorodności ze względu na płeć, rasę, religię czy orientację seksualną. To, co może wydawać się dla niektórych Polaków utopią, w rzeczywistości nie jest bez skazy. Bo nie ma na świecie idealnego wymiaru sprawiedliwości, który na swoim koncie nie miałby rażących zaniedbań.
Gdy w 2016 r. grupa norweskich dziennikarzy ujawniła historie 11 osób, które w dzieciństwie były wykorzystywane seksualnie w gminie Tysfjord, z artykułu przebijała myśl: to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Pierwsze medialne doniesienia w tej sprawie sięgały roku 1993, ale władze przez lata zaprzeczały, że posiadały wiedzę na temat konkretnych przypadków. Obalenie ich kłamstw odkrywa wieloletni proceder pedofilii na przerażającą skalę.
Większość ze 151 spraw z przeszłości wytoczonych w kolejnych latach dotyczy społeczności Saamów w rejonie Nordland zamieszkanym przez ok. 2000 osób. Twórcy dokumentu "Pod powierzchnią" podążając śladem dziennikarza gazety, próbują przybliżyć obraz Saamów jako obywateli drugiej kategorii. Ta grupa etniczna, zamieszkująca Laponię, przez dziesiątki lat była dyskryminowana przez Norwegów. Saamowie mieli trzymać się na uboczu, na północy kraju. Ich problemy nikogo nie interesowały, czego dowodzi fakt, że zgłaszane od lat 90. przypadki wykorzystywania dzieci nie były nawet raportowane przez policję.
Mona już w piątej klasie powiedziała nauczycielce o swoim domowym koszmarze. Ta nie zgłosiła tego dalej, bo dyrekcja odgórnie zarządziła niezajmowanie się podejrzeniami o pedofilię. Dziewczyna wykorzystywana przez swojego ojca i 11 innych mężczyzn od 9. roku życia pisze nawet list do Rzecznika Praw Dziecka. W jej domu pojawia się pracownik socjalny, który słyszy od matki Mony, że nastolatka musiała to wszystko zmyślić. Sprawa zostaje zamieciona pod dywan.
Trzydzieści lat później ojciec Mony staje przed sądem w sprawie molestowania swojej wnuczki. Wtedy na jaw wychodzi notatka z 1991 r., która dowodzi, że miejscowe służby wiedziały o jego przestępstwach. Mężczyzna do końca rozprawy nie przyznaje się do winy. Sąd skazuje go na… zaledwie trzy tygodnie więzienia. Po odsiadce oprawca chce utrzymywać kontakt z córką i wnuczkami, tak jakby nic się nie stało.
Również w Szwecji uważanej za najbardziej równościowe państwo na świecie dochodzi do systemowych niesprawiedliwości. Statystyki mówią same za siebie - blisko 25 proc. kobiet doświadcza przemocy w swoim najbliższym kręgu. Ofiarami często są cudzoziemki, które wiążą się ze Szwedami. Tak właśnie było w przypadku litewskiej reżyserki dokumentu "Obywatel pierwszej klasy" Diany Marii Olsson, której partner, szanowany wykładowca akademicki, notorycznie groził jej nożem i bił ją, gdy trzymała na rękach ich dziecko.
Obywatel pierwszej klasy reż./dir. Diana Maria Olsson - Trailer
Mimo że uciekła, zgłosiła się o pomoc do konkretnych instytucji i miała dowody przemocy w postaci nagrań ich rozmów, szwedzki system podważał jej wiarygodność, ufając, że prawowity Szwed o lepszym statusie materialnym i społecznym nie powinien być dyskryminowany np. podczas walki o prawa do opieki nad synem. Na nagraniu reżyserka słyszy wprost od pracownicy społecznej, że skoro jest z Litwy, to powinna tam wrócić. Tyle że bez dziecka, bo wywożąc je z ojczyzny bez zgody ojca, stałaby się kryminalistką.
W ośrodku dla samotnych matek dokumentalistka spotyka wiele cudzoziemek w podobnej sytuacji. System powinien wspierać ofiary przemocy, ale ich pochodzenie nie pozostaje bez znaczenia. Według relacji bohaterek dokumentu nawet dobro dzieci nie jest dla szwedzkich instytucji tak istotne, jak dobrobyt ich "obywateli pierwszej klasy".
Skoro w społeczeństwach uważanych za bliskie ideału dochodzi do tak rażących zaniechań, trudno uwierzyć, że wizja równego i sprawiedliwego świata kiedykolwiek może się ziścić. Błędów nie da się uniknąć, ale ważne jest też to, jak sobie z nimi radzimy. W 2018 r. Sąd Najwyższy w Norwegii orzekł, że zbrodnie na dzieciach Saamów nie spotkały się z odpowiednią troską państwa ze względu na rasizm. Po latach państwo chce zadośćuczynić krzywdy, na które przymykało oczy.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Filmy "Pod powierzchnią" i "Obywatel pierwszej klasy" znalazły się w programie Krakowskiego Festiwalu Filmowego, który odbywa się stacjonarnie w dniach 29 maja - 5 czerwca, a online 3-12 czerwca