Trwa ładowanie...
dms09kz
06-06-2011 01:00

Wdów miażdżyciel, kurtyzan poskromiciel

dms09kz
dms09kz

Gliniarz. Postrach typów spod ciemnej gwiazdy i skorumpowanych policjantów. Używa niekonwencjonalnych metod śledczych, często balansując na granicy prawa. Gardzi autorytetami. Nie, to nie Brudny Harry i jego 44 Magnum. Przed wami Hanzo Itami – bezwzględny policjant z czasów feudalnej Japonii. On również ma swoją „spluwę”– nosi ją pod kimonem, między nogami i nigdy nie waha się jej użyć!

Hanzo Brzytwa: Miecz sprawiedliwości” to film wyreżyserowany przez Kenji Misumi’ego, twórcę ekranizacji słynnej mangi „Samotny wilk i szczenię”. „Hanzo” to również ekranizacja popularnego komiksu dla dorosłych. W tytułową rolę wcielił się Shintarô Katsu – aktor, który 10 lat wcześniej wykreował inną kultową postać, ślepego masażystę zwanego Zatoichi. Produkcja miała premierę w 1972 roku i jest przedstawicielem jidai-geki – gatunku filmowego, którego akcja rozgrywa się w Japonii, przeważnie w epoce Edo (1603-1868), a bohaterami są najczęściej samurajowie. Jednak nie myślcie, że „Hanzo” to drugie „Harakiri” czy „Siedmiu samurajów”. Filmowi bliżej do najlepszych dokonań kina exploitation.

Cały, charakterystyczny dla filmów jidai-geki, samurajski szafarz został potraktowany wyjątkowo pretekstowo. Akcja „Hanzo” równie dobrze mogłaby rozgrywać się na ulicach San Francisco czy Nowego Jorku, a tytułowym gliniarzem mógł zostać zarówno zgorzkniały właściciel wielkiego 44 Magnum, jak i Shaft. Właściwie Hanzo to wypadkowa tych dwóch postaci – jest obcesowy, twardy i gardzący mocodawcami. Hanzo nie posługuje się jedynie mieczem – bohater na wzór Agenta 007 używa wymyślnych gadżetów niosących ból i zniszczenie. Włócznie wyskakujące z sufitu czy pełne broni schowki w ścianach – tak przecież nie wyglądała typowa rezydencja samuraja.

Z Shaftem i Jamesem Bondem łączy go coś jeszcze – słabość do pięknych kobiet. Jednak, gdy ci zostali przez scenarzystów obdarzeni jedynie zwierzęcym magnetyzmem, postać Hanzo potraktowano znacznie szczodrzej. Samuraj włada świetnie nie tylko mieczem – na kobietach wyjętych spod prawa zeznania wymusza swoim… monstrualnie wielkim penisem, o którym krążą w mieście legendy. Stróż prawa każde przesłuchanie rozpoczyna gwałtem, oczywiście w miarę upływu „śledztwa” podejrzane błagają, aby nie przestawał i wyśpiewują, a właściwie wykrzykują, wszystko, co chce wiedzieć. Warto wspomnieć, że w odróżnieniu od produkcji amerykańskich, sceny erotyczne ukazane są bardzo dosłownie, nie pozostawiając widzowi miejsca na zbędne domysły.

dms09kz

Jak wspomniałem, film nie jest typowym obrazem samurajskim – poza oczywistymi odwołaniami do amerykańskich produkcji, „Hanzo Brzytwa” obfituje w kuriozalne sceny erotyczne (m.in. tę, gdzie penetrację obserwujemy z perspektywy „pierwszej osoby”), przerysowaną, niekiedy do granic możliwości, przemoc i funkową muzykę, przywodzącą na myśl najlepsze dokonania Isaaca Hayesa czy Lalo Schifrina. Wszystko to tworzy razem wyborny, acz dla niektórych na pewno ciężkostrawny, koktajl.

„Hanzo Brzytwa” nie ma nic wspólnego z rozważaniami na temat honoru czy meandrów ludzkiej natury. To niepoprawne, odważane i szalone widowisko, nastawione na czystą rozrywkę. Dlatego zastanów się dwa razy, jeśli oczekujesz arcydzieła na miarę Kurosawy czy Kobayashi’ego. Za to fanatycy perwersyjnych azjatyckich kuriozów spod znaku różowego kina będą na pewno usatysfakcjonowani. Liczę, że Blink wyda pozostałe dwie części tej trylogii.

dms09kz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dms09kz