Trwa ładowanie...
d35qtul
wesele
04-12-2006 18:07

Wesele

d35qtul
d35qtul

Kiedy Jerzy Rogalski, odgrywający w dziele Wojciecha Smarzowskiego rolę jednego z weselników - weterynarza Edmunda, otrzymał scenariusz filmu, podsumował go słowem "szok". Nic dodać, nic ująć. Szokujące to wesele.

Gdyby Stanisław Wyspiański żył w naszych czasach, to taki scenariusz miałby właśnie jego dramat. Akcja filmu rozgrywa się w ciągu jednej nocy - wesela córki bogatego, ale skąpego ogrodnika Wojnara. Z pomocą szwagra księdza, udzielającego ślubu, okazyjnie sprowadza młodej parze wysokiej klasy samochód. Nie dotrzymuje jednak innej umowy, gdyż oprócz pieniędzy miał jeszcze oddać dwa hektary ziemi.

Podstawową zaletą filmu Smarzowskiego jest fakt, iż reżyser stawia odbiorcę w dość osobliwej pozycji. Oglądając jego dzieło ma się wrażenie, iż każdy kiedyś brał udział w podobnym weselu. Oglądamy wiejską imprezę w remizie, z bigosem, bijatyką, żenującymi zabawami, kiczowatą muzyką oraz morzem alkoholu. To tak znajomy obrazek, iż widz niemal staje się uczestnikiem wesela. Wrażenie o znajdowaniu się wewnątrz akcji potęguje również zestawienie klasycznego obrazu ze zdjęciami nakręconymi kamerą cyfrową, których autorem jest jeden z bohaterów filmu - wynajęty na tę okoliczność operator. Rzeczywsitość jaką on rejestruje pozbawiona jest ozdobników. To plotki, intrygi i żale, które są zawsze obecne za kulisami podobnych imprez.

Doskonały montaż tych różnych, ale uzupełniających się zdjęć dyktuje tempo produkcji, które - trzeba przyznać - jest zawrotne. Rytm akcji wyznaczany jest także przez perypetie Wojnara (w tej roli świetny Marian Dziędziel), który kilkakrotnie opuszcza remizę, aby pojechać do domu po pieniądze i spłacić wierzycieli. Nie da się ukryć, że to właśnie kwestie finansowe uruchamiają lawinę kolejnych wydarzeń, a stosunek biesiadników do bogactwa staje się jednocześnie oceną polskiego społeczeństwa. To gorzka pigułka, którą Smarzowski każe przełknąć widzom. Reżyser dawkuje ją niemal bezboleśnie, prowokując do śmiechu przez zastosowanie dowcipu słownego, jak i stawiając bohaterów w niecodziennych sytuacjach. Jednak po chwili radości przychodzi refleksja, iż tak naprawdę śmiejemy się z samych siebie.

Nie dziwi więc fakt, iż komisja wybierająca w tym roku polskiego kandydata do Oscara, postawiła na "Pręgi" - uniwersalną opowieść o cierpieniu, miłości i przebaczeniu, a nie na obraz, który w oczach obcokrajowców mógłby stać się etykietką naszej ojczyzny.

d35qtul
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d35qtul