Widzieliśmy "Pitbull: Ostatni Pies". Pasikowski zrobił to lepiej niż Vega
W wielkim pojedynku na gangsterskie filmy to Patryk Vega, jako pierwszy odsłonił swoje karty. Bilety na jego "Kobiety Mafii" rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, ale teraz do kin wchodzi "Pitbull: Ostatni Pies", w którym reżyserską schedę po Vedze właśnie przejął Władysław Pasikowski. Kto wygra ten bratobójczy pojedynek? Znamy już odpowiedź.
Kontrowersje wokół najnowszej części "Pitbulla" sprawiły, że od blisko roku o filmie mówiło się tylko w kontekście odejścia Vegi i angażu Dody. Oba te wydarzenia miały, w oczach tabloidów, pogrążyć ostatni rozdział popularnej serii i udowodnić, że mafijne kino potrafi w Polsce robić tylko Vega. Ktoś jednak zapomniał, że jego miejsce w tej produkcji zajęła prawdziwa legenda. Seans najnowszego "Pitbulla" nie pozostawia wątpliwości, że uczeń nie przerósł jeszcze mistrza. Dlaczego? Wypunktujmy.
1.Pasikowski zrezygnował praktycznie ze wszystkiego, co cechuje tzw. typowy film Patryka Vegi. Wielowątkowość jego produkcji owocuje często wrażeniem, że oglądamy bardzo długi teledysk. Składają się na niego luźno, bądź wcale niepowiązane sekwencje. Fabuła "Ostatniego Psa" jest natomiast dość linearna, a wprowadzane kolejno wątki są dla widza czytelne. Mimo efektownego tłumu na plakacie promocyjnym, głównym bohaterem filmu jest bezsprzecznie Marcin Dorociński. Triumfalnie powraca do "Pitbulla", jako legendarny Despero i niemal całą historię obserwujemy z jego perspektywy.
2.Kolejną, chyba najbardziej uderzającą różnicą w stosunku do "Kobiet Mafii" jest oszczędny humor, szczególnie ten budowany na naszpikowanych wulgaryzmami dialogach. Wiadomo, gangsterzy i policjanci muszą sobie czasami zakląć, ale w filmie Pasikowskiego nie traktują k** jak przecinków, co służy nie tylko polskiej gramatyce, ale i widzom.
3.Nie ujrzymy też dzikiego seksu, do którego przyzwyczaił nas poprzedni reżyser. To wręcz symboliczne rozdzielenie - w jednej ze scen bohaterka grana przez Agnieszkę Kawiorską opowiada w "Pitbullu" o brutalnym seksie. Opis robi wrażenie, ale resztę muszą dopowiedzieć nam zakamarki wyobraźni. Gdyby taki wątek pojawił się u Vegi, to jestem pewien, że bylibyśmy świadkami wyjątkowo dokładnie sfilmowanej sceny.
4.To wiemy już, czego nie da nam w nowym "Pitbullu" Pasikowski. A na co możemy liczyć? Na zgrabnie opowiedzianą historię, klimat gangsterskich filmów lat 90., ale w tym dobrym, klasycznym wydaniu i świetną obsadę. - Marcin Dorociński, jako Despero to uczta dla fanów serii, Cezary Pazura w końcu zagrał to, co potrafi najlepiej, Adam Woronowicz ugruntował po raz kolejny swoją pozycję wyrachowanego sukinsyna, a Iza Kuna jest aktorskim saperem, który absolutnie nigdy się nie myli. Nawet epizod Kasi Nosowskiej, choć krótki, to uczta dla widzów.
5.Celowo pomijałem do tej pory Dodę, bo jej angaż to dla "Pitbulla" spory ciężar. Na szczęście, tylko w wymiarze medialnym, bo aktorsko Rabczewska pod skrzydłami Pasikowskiego poradziła sobie... dobrze. Nie jesteśmy świadkami narodzin jakiegoś wielkiego, nieodkrytego dotąd aktorskiego talentu, ale też nie na jej barkach miał spoczywać ten film. Doda w roli Miry rozkręca się podobnie jak jej postać - w momencie, gdy dochodzi do władzy, widzimy ją w pełnej krasie i jest to nader przyjemny widok. Rabczewska ma spory potencjał dramatyczny, ale widz musi dać jej szansę i zapomnieć na te dwie godziny, że na ekranie widzi Dodę. Jeśli spojrzymy na nią jak na członka drużyny, wykonującego po prostu swoją robotę, to nikt z kina nie wyjdzie zawiedziony. Artystka naprawdę dała radę.
Wniosek po seansie i "Kobiet Mafii", i "Pitbulla" jest tylko jeden - to naprawdę dwie różne produkcje. Vega stworzył sobie niszę, która mimo krytyki, wciąż jest magnesem dla widzów lubiących takie kino. Pasikowski z kolei przypomni im na pewno, za co pokochali oryginalnego "Pitbulla" i udowodni, że rezygnując z „veganizmu”, wciąż można zrobić dobry gangsterski film. Ostatecznie, najbardziej skorzystają na tym widzowie. Nic, tylko iść do kina!