WP FILM: 16 lat temu w odległej galaktyce
Jest rok 2000. „Gladiator” szturmem podbija polskie kina, w których za bilet płacimy 10 zł. Jerzy Hoffman dopieszcza „Ogniem i mieczem”, a Tom Cruise jest tak samo młody jak dziś. Honorowy Oscar wędruje w ręce Polaka, zaś filmem roku zostaje „American Beauty”.
Internet dla wielu wciąż funkcjonuje tylko w sferze marzeń. Na szczęście w kinach jest zatrzęsienie filmów, z których niejeden dorobił się dziś miana kultowego. W takiej właśnie atmosferze Wirtualna Polska uruchamia swój serwis filmowy.
16 lat później WP Film staruje w nowej odsłonie. Nie umiem odmówić sobie tej frajdy i nie skorzystać z okazji, aby spojrzeć raz jeszcze na rok naszego debiutu. Co zmieniło się od czasu, gdy świat oglądał pierwszy odcinek „Pokemonów”, a śmieszne filmiki zgrywało się na CD? Które trendy umarły, a jakie są nadal aktualne?
Kamera zarejestrowała ich ostatnie chwile przed śmiercią
Historie na faktach zawsze dobrze się sprzedają. Dlatego filmowcy z uporem podkreślają autentyczność korzeni swoich produkcji. Nawet jeśli kłamią. W 2000 roku do Polski trafia film, który w swojej „prawdziwości” idzie o krok dalej – udaje, że jest nieobrobioną surówką materiału dokumentalnego, jaki nagrała grupa amatorów badająca legendę pewnej wiedźmy.
Rzeczony film to oczywiście „Blair Witch Project”, który z kilkudziesięciu tysięcy dolarów budżetu wygenerował ponad 140 mln zysku. Choć w horrorze nie zagrała ani jedna gwiazda, o produkcji mówił każdy. Film Daniela Myricka i Eduardo Sáncheza straszy do dziś i jest najsłynniejszym przedstawicielem zrodzonego w nowym millenium nurtu kina found fotage.
Dziś w tej stylistyce kręci się filmy o tajnych organizacjach, kosmitach, psychopatach, a nawet Wielkiej Stopie. Śmiało korzysta z niej również mainstream, czego przykładem jest „Projekt: Monster” czy reporterskie wstawki w „Dystrykcie 9”. W 2016 roku historia tego gatunku zatacza koło - już 16 września pod patronatem WP.PL do kin wejdzie „Blair Witch” w reżyserii Adama Wingarda.
Aktorzy, którzy usunęli się w cień
14 stycznia 2000 roku, dwa lata przed premierą „Dnia świra”, do kin wchodzi „Prawo ojca”, a Marek Kondrat wciąż jest aktywny zawodowo. Sytuacja, w której gwiazda zaczyna grywać w coraz słabszych filmach, nikogo szczególnie nie dziwi, ale gdy aktor nagle porzuca zawód, to zupełnie inna sprawa. Choć takie zachowanie pozostaje rzadkością, Marek Kondrat nie jest jedyny.
W ciągu minionych 16 lat z zawodem mniej lub bardziej oficjalnie pożegnało się wiele gwiazd. Od 2003 roku na ekranach praktycznie nie pojawia się Sean Connery, tuż przed rozpoczęciem nowego millenium z zawodu wycofał się Joe Pesci, zaś Gene Hackman i Goldie Hawn w cieniu pozostają już od ponad 10 lat. Od sześćiu lat nie pojawił się również żaden nowy film z udziałem Jacka Nicholsona.
Od dawna nie mieliśmy także okazji oglądać Anny Majcher. Zniknięcie polskiej seksbomby zrodziło kilka lat temu wiele plotek. Aktorka po raz ostatni pojawiła się na małym ekranie w 2009 roku, grając w jednym w odcinków popularnego serialu. Być może nowe światło na jej losy rzuci premiera „Powidoków” Andrzej Wajda, w których wcieliła się w rolę sąsiadki. Polska premiera w styczniu 2017.
Król polskiej komedii w szczytowej formie
W 2000 roku do kin trafia gangsterska komedia Olafa Lubaszenki, czyli „Chłopaki nie płaczą”. Laska bawi nas do rozpuku, teksty bohaterów cytowane są w autobusach, na przystankach i podwórkach. Z kolei Cezary „Fred” Pazura i Zbigniew „Grucha” Zbrojewicz są brani są przez ludzi z półświatka za kolegów po fachu i zmuszani do picia wódki.
W tym czasie Lubaszenko jeszcze jest na topie, ale nie cieszy się już taką swobodą jak w latach 90. Do kin trafiają jego kolejne komedie, które niestety spotykają się z dużą krytyką. Artysta podupada na zdrowiu. W prasie plotkarskiej można znaleźć niepochlebne komentarze na temat jego wyglądu.
Dziś wiemy, że Lubaszenko najgorsze ma już za sobą. Wygląda coraz lepiej, znów pojawia się w telewizji i pracuje w teatrze. Michał Milowicz, aktor, który swoją popularność w największej mierze zawdzięcza komediom Lubaszenki, zdradził nam niedawno, że wraz z Olafem szykuje na 2017 rok prawdziwą bombę. Czy kultową? Czas pokaże.
Pierwszy honorowy Oscar dla Polaka
50 lat i 40 filmów od rozpoczęcia swojej kariery 75-letni Andrzej Wajda wkracza na scenę Shrine Auditorium w Los Angeles i z rąk Jane Fondy przyjmuje Oscara. Choć wcześniej do nagrody Akademii nominowany był trzykrotnie, jest to jego pierwsza i jak dotąd jedyna statuetka. W przemówieniu wygłoszonym po polsku reżyser podkreślił, że nagrodę za całokształt twórczości traktuje nie tylko jako wyraz uznania dla siebie samego, ale również polskiego kina.
W ciągu kolejnych lat Wajda nie spoczywa na laurach. Do kin wchodzą m.in.
oparty na prozie Iwaszkiewicza „Tatarak”, nominowany do Oscara „Katyń” czy biograficzny „Wałęsa. Człowiek z nadziei”.
Przed rokiem Wajda w słowach „Jestem szczęśliwy, że polska kinematografia daje o sobie znać” gratulował oscarowego sukcesu Pawłowi Pawlikowskiemu, zaś aktualnie 90-letni reżyser odlicza dni do światowej premiery „Powidoków”. Czy tak jak zdarzało się to wielokrotnie w przypadku jego wcześniejszych obrazów, świat zachwyci się filmową historią wybitnego Polaka, Władysława Strzemińskiego (w tej roli Bogusław Linda)? Odpowiedź na to pytanie poznamy już we wrześniu, podczas MFF w Toronto.
Telewizja lepsza od kina
W 2000 roku „Przyjaciół” ogląda się na bieżąco, a „Rodzina Soprano” ma dopiero dwa sezony. Jednak seriale wciąż traktowane są jak rozrywka gorszego sortu. Fakt, że mogą jakością przewyższać kino, jeszcze nikomu nie mieści się w głowie. W nowym tysiącleciu telewizyjne hity przyciągają przed szklany ekran całe pokolenia. Producenci szybko to wykorzystują, dokładając wszelkich starań, aby wypuszczać produkty perfekcyjne. Wychowują tym samym nowych widzów, doceniających wszystkie zalety seriali i stawiających je ponad kinem.
Telewizja inwestuje w seriale coraz większe pieniądze. Wysoki budżet przestaje więc być domeną wyłącznie filmów. Na szklanym ekranie dzieją się rzeczy niemożliwe do osiągnięcia w kinie – historie są przedstawianie lepiej, ciekawiej, inaczej. Oczywistym staje się, że opowieści takich jak „Mad Men”, „Breaking Bad” czy „The Wire” w kinie zaprezentować nie sposób.
Dziś twórcy telewizyjni są coraz śmielsi. Do niektórych produkcji nie kręci się nawet pilotów. A fakt, że serial o żywych trupach bije rekordy popularności i doczekał się spin-offu, mówi sam za siebie.
Seksualna rewolucja, czyli porno wkracza na salony
Początek XXI wieku to moment, w którym gwałtownie przesuwają się granice pokazywania nagości i seksu na ekranie.
I wcale nie chodzi o „romans” gwiazd filmów dla dorosłych z popkulturą. W historii kina nie brakuje bulwersujących filmów, które pełne były „momentów” i debiutowały w atmosferze skandalu. Jednak w nowym millenium pojawia się coraz więcej obrazów, w których seks pokazywany jest jak nigdy dotąd.
To właśnie w pierwszej dekadzie XXI wieku pojawiają się takie produkcje jak nazwany pornografią „Gwałt” czy nagrodzona Złotym Niedźwiedziem „Intymność”. W 2002 roku głośnym echem odbijają się szokujące „Nieodwracalne” oraz „Ken Park” niezmordowanego Larry’ego Clarka. Kilka miesięcy później debiutuje „The Brown Bunny” ze sceną miłości francuskiej, a po roku publiczność rumieni się w zwykłych kinach na „9 Songs”, również zawierających sceny niesymulowanych zbliżeń.
Czy się to komuś podoba, czy nie, bez tych filmów nie byłoby kontrowersyjnej „Nimfomanki”, nagradzanego i poruszającego „Życia Adeli”, czy trójwymiarowego „Love”, a może nawet „Gry o tron”.
Narodziny gwiazd
Pierwszych dwanaście miesięcy nowego tysiąclecia nieodzownie kojarzy mi się z narodzinami dwóch wielkich gwiazd amerykańskiego kina. Na ekrany trafia „Pitch Black”, mroczne sci-fi z Vinem Dieselem. Fani gatunku pieją z zachwytu, zaś Vin przebija się na pierwszy plan. W tym samym czasie Angelina Jolie, wówczas niegrzeczna gwiazdeczka, dostaje Oscara.
Od tamtego czasu pomimo wielu prób Diesel nie wydostał się z szufladki prawego przestępcy, który na wielkim ekranie spuszcza wszystkim spektakularny łomot. Jednak stan konta z pewnością wynagradza mu ten "przykry" fakt. Dziś ma 49 lat, kręci hit za hitem i promuje rodzinne wartości. Jego profil na Facebooku śledzi 100 mln fanów. Nie zanosi się również, aby w najbliższym czasie wyrosła mu znacząca konkurencja.
Angelina Jolie przeszła za to wielką wizerunkową przemianę. Od rozbijającej małżeństwa gwiazdy kina akcji do przykładnej żony, matki, reżyserki oraz ambasadorki ONZ.
Komiksowy renesans
Ekranizacje komiksów to jeden z największych fenomenów popkultury XXI wieku. Nikogo to nie dziwi, bo trudno znaleźć drugi tak dochodowy podgatunek w kinie. Ale warto pamiętać, że jeszcze w latach 90. ich twórcy zrobili naprawdę wiele, aby skutecznie obrzydzić trykociarzy widzom.
W roku 2000 do kin wchodzą „X-Meni”, złośliwi wciąż drwią z hełmu Magneto, ale nie da się ukryć, że to pierwsza od dawna udana adaptacja komiksu. W kolejnych latach z filmami na podstawie powieści graficznych jest różnie, ale daje się zauważać pozytywny trend. Pomiędzy krytykowanymi „Daredevilem”, „Kobietą-Kotem” czy „Fantastyczną czwórką”, pojawiają się takie przeboje jak „Sin City - Miasto grzechu”, „300”, albo „Mroczny Rycerz”. Wraz z opiewającą na 4 miliardy dolarów transakcją zakupu wydawnictwa Marvel przez Disneya w adaptacjach komiksów nastaje nowa, złota era.
Dzięki ludziom od Myszki Mickey Marvel znalazł nową formułę na superbohaterskie opowieści. Kolejne filmy osiągają sukces za sukcesem, a ruch w interesie pobudził do działania także twórców z konkurencyjnego uniwersum. DC Comics stawia dziś na filmy, jakich w kinie jeszcze nie było. Najnowsze liczby pokazują, że nawet przy niezbyt przychylnych recenzjach „Legion samobójców” czy „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” są filmami, obok których widz XXI wieku nie potrafi przejść obojętnie.
Dobry, zły i brzydki
Patrząc, jak 16 lat temu wyglądały kariery niektórych hollywoodzkich aktorów, można dojść do zaskakujących wniosków. W 2000 roku Ben Affleck nie jest jeszcze dobrym aktorem, Nicolas Cage nie jest jeszcze aktorem złym, zaś przystojny Matthew McConaughey dopiero będzie brzydki.
Oglądając filmy z Affleckiem sprzed kilkunastu lat trudno uwierzyć, że to ten sam aktor, który zgarnął Oscara za „Operacją Argo” i stał się największą, a dla wielu jedyną, zaletą „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”.
Jeszcze większe zmiany zaszły w karierze Matthew McConaughey, kiedyś etatowego macho i chłopaka od komedii romantycznych, dziś zdobywcy nagrody Akademii za rolę w „Witaj w klubie”. Jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Odwrotny trend nastąpił w karierze Nicolasa Cage’a. Artysta, który od dawna umiejętnie lawirował między gatunkami i przyciągał do kin tłumy, z biegiem lat stał się synonimem filmowej tandety. Dziś aktor-bankrut gra jeszcze więcej niż kiedyś, ale jego filmy łatwiej znaleźć w hipermarketowym koszyku „wszystko za 5 zł” niż na kinowym afiszu.
Odwiedzajcie nowy serwis!
W XXI wieku dokonała się również rewolucja na rynku informacji. Po 16 latach od debiutu WP Film, nie ma już w Polsce gazet poświęconych kinu i popkulturze adresowanych do szerokiego odbiorcy. Czytelnicy masowo wybierają internet jako pierwsze źródło informacji. Od lat wykorzystujemy jego szybkość i technologiczną przewagę, aby pokazywać wszystko co ważne, ciekawe i godne uwagi w polskim i światowym kinie.
Nowy WP Film to codzienna, bogata porcja filmowych newsów, rankingów, recenzji i artykułów. Specjalnie dla was przepytujemy polskie i światowe gwiazdy, relacjonujemy wielkie wydarzenia i opiniujemy najnowsze produkcje. Dzięki autorskim formatom wideo, możecie nas nie tylko czytać, ale i oglądać. Do czego gorąco was zachęcamy. Koniecznie zajrzyjcie do naszej części magazynowej.