Wszystko na dobrej drodze
Ewa Gawryluk jest aktorką wszechstronną. Ma na koncie wiele dobrych ról teatralnych i filmowych. A telewidzowie znają ją m.in. z serialu "Dom" i "Matki, żony i kochanki". Również w życiu osobistym powodzi jej się wspaniale. Wkrótce zostanie mamusią...
Edyta Karczewska-Madej: Proszę o podanie recepty na sukces w tym specyficznym zawodzie.
Ewa Gawryluk: Aby odnieść sukces, trzeba przede wszystkim wierzyć w siebie i w swoje możliwości. Ważne jest też szczęście, czyli spotkanie odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie.
E.K.-M.: Kogo pani miała szczęście spotkać na swej drodze?
E.G.: Spotkałam wielu wspaniałych i ważnych dla mnie ludzi. Już w szkole aktorskiej poznałam Tadeusza Łomnickiego, dzięki któremu dostałam się do teatru, gdzie dość szybko zostałam zauważona przez reżyserów. Na mojej drodze artystycznej miałam szczęście spotkać także Edwarda Dziewońskiego, Konrada Szołajskiego, Jerzego Markuszewskiego.
E.K.-M.: Jest pani atrakcyjną kobietą. Czy uroda pomogła w karierze?
E.G.: Lepiej być ładną i zgrabną, niż charakterystyczną i grubą. Przede wszystkim na początku kariery, kiedy to aktorka dostaje zazwyczaj role ozdobników. Wtedy uroda pomaga.
E.K.-M.: Powiedziała pani kiedyś, że, ze względu na wykonywany zawód, boi się upływu czasu...
E.G.: Z prostego powodu. Urodziłam się w Polsce i w tym kraju pracuję. Reżyserzy i panie od castingów zaglądają w dowód osobisty aktorek, więc boję się... Gdy aktorka kończy trzydzieści lat, zaczyna czuć się zagrożona, bo przychodzą młodziutkie absolwentki szkół teatralnych, które mają po dwadzieścia lat i to one dostają role. Na Zachodzie data urodzenia aktorki nie jest ważna. Meryl Streep czy Sandra Bullock mają dawno po trzydziestce, a nadal obsadzane są w rolach pięknych kobiet. W Polsce, niestety, jest inaczej.
E.K.-M.: Oglądając panią w ostatnim filmie "Operacja koza" można przypuszczać, że świetnie się pani czuje w rolach komediowych.
E.G.: Tak, to prawda, lubię komedie. Myślę, a nie jestem w tym poglądzie osamotniona, że gatunek komediowy jest najtrudniejszą sztuką teatralną czy filmową. Lecz, niestety, nie są to filmy cenione jeśli chodzi o prestiżowe nagrody. Cieszą się za to największym powodzeniem u publiczności, a to jest dla mnie najważniejsze i wynagradza wszystko inne.
E.K.-M.: W filmie "Operacja koza" gra pani rosyjską agentkę, która w wyniku niefortunnego eksperymentu młodego naukowca (rola Olafa Lubaszenko) otrzymuje duszę mężczyzny. Czy trudno było zagrać tę rolę i jaki mężczyzna był dla pani wzorem do naśladowania?
E.G.: W tym filmie z Olafem Lubaszenko zamieniliśmy się duszami, od niego więc uczyłam się męskich zachowań. Zresztą na planie filmu podpatrywaliśmy się z Olafem wzajemnie. Próbowałam naśladować go w sposobie chodzenia, palenia papierosów, gestykulacji, itd. W ogóle to film bardzo rzetelnie przygotowany. Aby się ustrzec wpadek, prowadziliśmy wiele prób. Nie było miejsca na improwizacje.
E.K.-M.: Jak się pani współpracuje z Olafem Lubaszenko, bo nie jest to pierwszy film, który razem robicie?
E.G.: Zagrałam jedną z głównych ról w debiucie reżyserskim Olafa - filmie "Sztos". W "Operacji koza" był moim partnerem-aktorem. Lubię profesjonalistów na planie, dlatego zawsze pracuje mi się z nim wspaniale. Ale nie wiem, co Olaf na to powie....
E.K.-M.: W pani życiu osobistym wiele się zmieniło...
E.G.: Jestem w ciąży, wyszłam za mąż, zmieniłam mieszkanie, a na ekrany kin wchodzi śmieszny film z moim udziałem. Same dobre nowości.
E.K.-M.: Z jednej strony macierzyństwo, z drugiej zawód nie pozwalający na zniknięcie z pola widzenia reżyserów. Jak zamierza pani pogodzić te obowiązki?
E.G.: Chciałabym wykorzystać urlop macierzyński. Przez trzy miesiące pragnę zajmować się tylko dzieckiem i nauczyć się nowej dla mnie roli - roli mamy. Mam taką cichą nadzieję, że przy pomocy dwóch babć oraz niań bez problemu po trzech miesiącach będę mogła wrócić do pracy.
E.K.-M.: Grała pani wiele ról kochanek. Czy teraz reżyserzy będą widzieli panią w rolach matek?
E.G.: Już raz grałam matkę w filmie niemieckim. Wcieliłam się w rolę kobiety, która ma dwie duże córki. Bardzo dobrze współpracowało mi się z dziewczynkami i na planie i poza nim. Myślę, że role matek mogą być bardzo przyjemne.
E.K.-M.: Czy czuje się pani kobietą spełnioną?
E.G.: Wszystko jest na dobrej drodze, abym pod koniec życia nie żałowała tego, co robiłam i była zadowoloną.