Wywiad z Keirą Knightley, czyli z damą o gorsetach i przystojnych piratach
Piękna i utalentowana Keira Knightley w wywiadzie z Martynem Palmerem opowiada o pracy nad swoim ostatnim filmem Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka.
W wieku zaledwie 21 lat, Keira zapewniła sobie miejsce wśród wiodących aktorek w Hollywood. Urodziła się i wychowała w Londynie, jest córką aktora Willa Knightley i dramatopisarki Sharman MacDonald.
Po rolach w brytyjskiej telewizji zdobyła międzynarodowe uznanie za film „Podkręć jak Beckham”. Zagrała także w komedii romantycznej Richarda Curtisa „To tylko miłość” oraz w „Królu Arturze”, była również nominowana do Oscara z rolę w „Dumie i uprzedzeniu”.
Martyn Palmer: Jak, w porównaniu do części pierwszej, grało Ci się w kolejnej odsłonie „Piratów z Karaibów”?
Keira Knightley: To wszystko jest bardzo dziwne, nie pamiętam nawet, kiedy zaczęliśmy… Czuję jakby te ostatnie dwa lata wcale nie miały miejsca, że pracowaliśmy nad „Piratami” przez cały ten czas. Ale jest świetnie, to duże przedsięwzięcie – kręciliśmy przez ponad rok, nad niczym do tej pory tak długo nie pracowałam. Dlatego jest trochę inaczej, ale ekipa jest zgrana, więc bawimy się całkiem nieźle. PIĘKNA KEIRA W PIĘKNYCH SUKNIACH M.P.: Co możesz nam powiedzieć o „Skrzyni Umarlaka”?
Keira Knightley: Niewiele. Obowiązuje mnie tajemnica. Ujawnię tylko tyle, że mam dwie szable. Ta cześć jest też może trochę bardziej mroczna, są też fantastyczne sceny walk.
M.P.: Czy musiałaś dużo trenować?
Keira Knightley: Musiałam poświęcić treningowi parę tygodni przed zdjęciami, ale bardzo pomagali mi kaskaderzy, z resztą ci sami, co w poprzedniej części.
M.P.: Czy nalegałaś żeby sceny walki znalazły się w scenariuszu?
Keira Knightley: Nie nazwałabym tego naleganiem, nie sądzę, żebym mogła nalegać na cokolwiek... Ale tak, pytałam o to. Przy pierwszej części pytano mnie, czego bym pragnęła dla swojej postaci. Mówiłam wtedy, że chcę szabli. Nie dali mi jej wtedy, za to teraz dostałam dwie. I bardzo się z tego cieszę (śmiech).
M.P.: Jakie kostiumy nosisz w tej części, czy wróciłaś do gorsetów?
Keira Knightley: W trzeciej części mam orientalny kostium, bardzo skąpy. Muszę pokazać nogi, co jest lekko przerażające (śmiech). Ale tak naprawdę to się z tego cieszyłam, było tak potwornie gorąco, a wszyscy inni byli w swoich normalnych pełnych strojach piratów, jedynie ja byłam ubrana lekko. To było błogosławieństwo. Resztę czasu spędziłam w stroju pirata.
M.P.: Wolałaś to niż gorsety z „Klątwy Czarnej Perły”?
Keira Knightley: Lubię gorsety, dodają w jakiś sposób charakteru postaci. Można się poczuć bardzo kobieco, ale to w pirackim stroju czułam się naprawdę sobą. Jestem trochę „chłopaczycą”. W zasadzie oba kostiumy są w porządku.
M.P.: Kręciliście dwie części naraz, nie miesza Ci się?
Keira Knightley: O tak!
M.P.: Możesz coś o tym opowiedzieć?
Keira Knightley: Na początku graliśmy tylko część drugą i to było super. Potem kręciliśmy obie naraz. Wtedy zaczęło być trudniej, ciężko mi mówić o tych filmach oddzielnie, w pewien sposób jest to dla mnie jeden długi film a nie dwa… Ale nie było aż tak źle, bo kręcimy je dużymi partiami, nie zmieniamy filmu co dwa dni, ale raczej co kilka tygodni.
M.P.: Czy czas spędzony na Karaibach był dla Ciebie miły, czy wolisz jednak być tu w Los Angeles?
Keira Knightley: Wolę LA. Byliśmy w wielu pięknych miejscach, ale przygodę z wyspami można skończyć lekką niechęcią, zwłaszcza, gdy się bywa na tych turystycznych. Są świetne na kilka tygodni, wtedy każda plaża jest fantastyczna. Ale zaraz potem myślisz: zaliczyłam plaże, morze, przeczytałam wszystkie swoje książki, nic innego nie mam do roboty! Zaczyna się więc robić ciężko, choć oczywiście jest tam przepięknie i są na świecie gorsze miejsca. Świetnie się bawię w LA – jestem miastową dziewczynką i bardzo lubię ten zgiełk.
M.P.: Czy Twoja mama przyjechała z Tobą?
Keira Knightley: Tak, była ze mną.
M.P.: Czy pomaga Ci w karierze?
Keira Knightley: Nie i nigdy tego nie robiła. Jest pisarką, więc pisze. Tak naprawdę przyjechała tu tylko po to, żeby mi czasem przytrzymać kubek z kawą. Być mamą (śmiech) i mnie czasem ochrzanić!
M.P.: Musisz być zadowolona z reakcji krytyki na „Dumę i uprzedzenie”, miała sporo świetnych recenzji…
Keira Knightley: Naprawdę? Świetnie, nie widziałam żadnej z nich. Jeśli miałabym wierzyć w te dobre recenzje, musiałabym też wierzyć w złe, a ani jedne ani drugie mi w niczym nie pomagają. Ale oczywiście, to fantastycznie, dobrze wiedzieć. Wszystko, co ostatnio przeżyłam było... zupełnie wyjątkowe. Świetnie jest wrócić do „Piratów”, głównie dlatego, że ten film jest bardzo znany i wzbudza tyle zamieszania. Z drugiej strony fantastycznie jest robić rzeczy, które są kompletnym ryzykiem i nie ma się pojęcia, jakie będzie ich przyjęcie.
M.P.: Sporo się wydarzyło w Twojej karierze od czasów pierwszych „Piratów”…
Keira Knightley: Tak, dostałam większą przyczepę, to o czymś chyba świadczy (śmiech)!
M.P.: Ale nie masz wrażenia, że coś się faktycznie zmieniło?
Keira Knightley: Pierwszy film kręciliśmy w 2003 roku i faktycznie sporo się od tego czasu zmieniło. Ale atmosfera na planie jest taka sama. Pracuję z tymi samymi ludźmi i nie ma znaczenia, czy się zrobiło w międzyczasie dużo filmów czy nie. Ekipa traktuje mnie tak samo jak wcześniej. I to jest super, tak powinno właśnie być. Tak więc praca się nie zmieniła, jedynie przyczepa.
M.P.: A masz teraz osobistego asystenta?
Keira Knightley: Tak.
M.P.: Kiedyś mówiłaś, że nie potrzebujesz go, bo jesteś wystarczająco dorosła, żeby poradzić sobie ze swoim życiem.
Keira Knightley: Nie, mówiłam, że nie chcę, bo jestem jeszcze na tyle młoda, że tego życia chcę się sama nauczyć. Asystenta mam tylko wtedy, gdy pracuję. Poza planem nie korzystam z jego pomocy. Przecież w takich momentach, kiedy od dłuższego czasu nie mam wolnego dnia, ktoś mi musi pomagać. Kupiłam mieszkanie, moje filmy wchodzą na ekrany, nie mam możliwości siedzenia przy telefonie i koordynowania tego wszystkiego. Dlatego potrzebuje kogoś takiego, kto czasem powie mi: idź w tym kierunku.
M.P.: Jak jesteś w stanie utrzymywać kontakt z prawdziwym życiem, jeśli ciągle pracujesz?
Keira Knightley: To jest moje prawdziwe życie. Nie wiem, co się dzieje w Twoim, przepraszam, ale na pewno wiem, co się dzieje w moim.
M.P.: Miałem na myśli to, co słychać w polityce, w świecie…
Keira Knightley: Mam jakieś pojęcie. Czytam gazety, jeśli o to Ci chodzi. Często siedzę godzinami w przyczepie – muszę coś robić.
M.P.: Co jeszcze robiłaś, kiedy miałaś wolne na Bahamach?
Keira Knightley: Czytałam świetną biografię Lucrezii Borgii, czytałam niezłą książkę „Bunkier Hitlera”. Czytam też sporo scenariuszy.
M.P.: Jak wybierasz filmy?
Keira Knightley: Sama nie wiem, coś mnie musi zainteresować. Jeśli to film, który sama bym chciała zobaczyć, to jest to dla mnie sygnał. A jeśli spotkam reżysera i go polubię to... impuls jest tym większy. Ale to zależy. Nie wybieram sądząc po gatunku, jeśli czytam dobrą komedię mogę chcieć w niej uczestniczyć, równie bardzo jak w dobrym dramacie. Nie mam jakiegoś planu. To się po prostu we mnie pojawia.
M.P.: Czy masz wrażenie, że z powodu wielkiego sukcesu pierwszej części „Piratów” jest jakieś napięcie?
Keira Knightley: Jest jakiś rodzaj napięcia, ponieważ ludzie tak bardzo nas pokochali, że chce się zrobić wszystko jak najlepiej. Ale chyba tak jest z każdym filmem. Ten poziom ekscytacji, towarzyszący oczekiwaniu na drugą część „Piratów”, jest niewątpliwie bardzo miły. Nigdy wcześniej nie miałam z czymś takim do czynienia. Fajnie być częścią czegoś, o co ludzie tak namiętnie wypytują.
M.P.: A czy „Skrzynia umarlaka” spełnia Twoje oczekiwania?
Keira Knightley: Jak na razie, najzupełniej! To jest tego typu film, którego scenariusz czytając, nie możesz sobie wyobrazić jak to będzie wyglądało na ekranie. Tak było z częścią pierwszą. Żadne z nas nie umiało sobie wyobrazić efektu finalnego. Sądzę, że film będzie fantastyczny.
M.P.: Jak Ci się grało z Johnnym Deppem i Orlando Boomem?
Keira Knightley: Świetnie, oni są tacy piękni (śmiech). Miło się na nich patrzy, poza tym to bardzo dobrzy aktorzy. Obserwowanie gry Johnny’ego jest fantastyczne. On jest, według mnie, aktorską klasą mistrzowską. A Orlando znam od bardzo dawna. Często w Londynie robiliśmy wspólnie jakieś rzeczy, fajnie było razem spędzić trochę czasu. To mój kumpel i jest okej.
Rozmawiał Martyn Palmer.