Zagrał Donalda Trumpa w filmie "Wybraniec". "Spytałbym, co z nim jest nie tak"
"Wydaje mi się, że to nie jest tylko i wyłącznie pamflet, który ma na celu wyśmiewać byłego prezydenta. Ten projekt jest czymś znacznie więcej. I być może Trump nie do końca jest tego wszystkiego świadomy" – opowiada WP Film Sebastian Stan. Z aktorem o roli Donalda Trumpa i filmie "Wybraniec", który 18 października wchodzi do polskich kin, porozmawialiśmy podczas festiwalu filmowego w Londynie.
Jan Tracz: Jak to było stać się na jakiś czas Donaldem Trumpem?
Sebastian Stan: Dziwne uczucie. Wiem, że w tym wszystkim zależało mi na prawdzie i ukazaniu Trumpa takim, jakim był naprawdę. A to samo w sobie było ogromnym wyzwaniem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
„Wybraniec”; zwiastun PL; Sebastian Stan i Jeremy Strong w kinach od 18 października!
Sztuką jest – w filmie takiego kalibru – nie zagrać karykatury swojej postaci. Tym bardziej, że sam Trump dla swoich przeciwników z takową karykaturą się kojarzy. I pojawia się pewnego rodzaju paradoks. Jak sobie z tym poradziłeś?
Kiedy grasz prawdziwą postać, pojawia się swoisty problem w postaci nadmiaru informacji na jej temat. Zaczynasz robić research, materiałów na twoim biurku pojawia się coraz więcej i sam musisz podejść do tego metodą selekcji. W pewnym momencie odnosisz wrażenie, że twoja praca zaczyna przypominać zadanie śledczego, który musi połączyć fakty do kupy i dojść do jakichś własnych wniosków. Ja tego Trumpa musiałem urzeczywistnić w taki sposób, aby nie był wyłącznie pośmiewiskiem dla widzów. Aby (i być może wreszcie?) został przede wszystkim odebrany jako człowiek.
Sprawa do rozwiązania?
Właśnie tak. Zadajesz sobie pytania: jakie emocje stoją za twoim bohaterem? Dlaczego jest taki, a nie inny? Co go ukształtowało? Skąd biorą się te wszystkie decyzje? Poźniej dochodzą jeszcze tzw. aspekty techniczne, czyli przykładowo imitacja fizyczności. Musiałem nauczyć się ruchów, gestów, czy spróbować pobawić się swoim głosem. To repetytywna robota: powtarzasz ją aż do skutku.
To znaczy?
Musisz się zżyć z tymi nawykami. One w pewnym momencie stają się częścią twojej codzienności.
Między Donaldem Trumpem a Royem Cohnem, jego prawnikiem, w którego wciela się Jeremy Strong (m.in. "Sukcesja", "Dżentelmeni") pojawia się pewnego rodzaju uczucie. Ewentualnie takie seksualne napięcie, które czujemy jako widzowie. I które próbujemy następnie zrozumieć.
My sami jako aktorzy czuliśmy emocje związane z tymi rolami. W graniu z Jeremym podobał mi się fakt, jak nieprzewidywalne było to doświadczenie. Nieustannie improwizowaliśmy i nigdy nie byliśmy pewni, dokąd nas to doświadczenie zaprowadzi! On ciągle mnie stymulował i dzięki temu czułem, że żyję jako aktor. Że po prostu pragnę dawać z siebie wszystko i poświęcić całego siebie swojemu filmowemu Trumpowi. W trakcie pracy nad filmem znalazłem wiele analogii między relacją Cohna i Trumpa a tą naszą. O to chodzi w aktorstwie. W tym zawodzie chcesz zadziwiać innych, ale i nieustannie być zaskakiwanym. Co więcej, Ali dał nam masę swobody. Nasz reżyser zrobił z planu zdjęciowego miejsce, w którym mogliśmy czuć bezpiecznie i dzięki temu przekraczać własne aktorskie granice.
Nie boisz się, że zamieszanie wokół "Wybrańca" będzie dla filmu swoistą antyreklamą?
Rozmawiamy o filmie o człowieku, który powiedział, że nie istnieje coś takiego jak zła reklama. Trump od zawsze trzyma się zasady "nie ważne, jak mówią, ważne, żeby mówili". Więc raczej nikt z nas się o to nie martwi (śmiech). Wszyscy mówią i piszą, że ten film to będzie jedna wielka porażka. Nie zgadzam się. Już sam fakt, że powstał, świadczy o jego sukcesie i naszym triumfie. Ali Abbasi i reszta ekipy poświęcili naprawde wiele, aby ten film w ogóle otrzymał jakąkolwiek dystrybucję i następnie trafił do kin! Trump odniósł się do "Wybrańca" w swoim poście na Twitterze. Tym samym po prostu połknął haczyk, na który się dał złapać. W końcu dla nas to jest promocja sama w sobie. Nasz film w humanistyczny sposób portretuje Trumpa. Wydaje mi się, że to nie jest tylko i wyłącznie pamflet, który ma na celu wyśmiewać byłego prezydenta. Ten projekt jest czymś znacznie więcej. I być może Trump nie do końca jest tego wszystkiego świadomy.
Nazwał was oszustami.
Tak i pewnie liczy na to, że sami odniesiemy się do tego w jakiś konkretny sposób i tym sposobem pokażemy nasze "prawdziwe oblicza". Nic z tych rzeczy: to jest typowy bait pogłębiający mowę nienawiści, w której nie mamy zamiaru uczestniczyć. Cieszę się jednak, że w ogóle wspomniał o naszym filmie. To jedynie udowadnia, że koniec końców rusza go ta premiera i wciąż go dotyczy.
Poznałeś kiedyś Trumpa?
Nie miałem okazji.
A co byś mu powiedział (albo o co spytał), gdybyś go dzisiaj spotkał?
"Co z tobą jest nie tak? W jaki sposób jesteś w stanie codziennie budzić się i spojrzeć w lustro? I tak nieustannie kłamać? Czy ty w ogóle czujesz coś innego niż nienawiść do samego siebie? Powiedz mi, ponieważ chciałbym cię wreszcie zrozumieć". A do tego podziękowałbym za to, że pomyślał o mnie o pierwszej w nocy, kiedy pisał tamtego wspomnianego tweeta. Przecież są ważniejsze sprawy niż ja i ten film (śmiech).
A czułeś presję, kiedy podpisywałeś kontrakt związany z filmem? Ktoś odradzał ci rolę w "Wybrańcu"?
Szczerze? Na ten moment usłyszałem wyłącznie pozytywny feedback i to aż z obu stron politycznej barykady. Wiele osób mówiło mi, że podziwia moją odwagę i zaangażowanie w tak kontrowersyjny projekt, który w teorii może wpłynąć na dalszy przebieg mojej kariery. Wydało mi się to piękne i chyba nie oczekiwałem takiego odzewu. To był trudny wybór, ale kiedy postanowiłem wcielić się w Trumpa, to powiedziałem sobie, że żadna siła nie powstrzyma mnie w kontekście realizacji tego filmu.
Czy po nakręceniu "Wybrańca" zrozumiałeś coś więcej o samych Stanach Zjednoczonych?
"Wybraniec" pozwolił mi zrozumieć ideę amerykańskiego snu. Dziś wiem, że to broń obosieczna, która zarówno wynagradza, jak i może cię skrzywdzić. Ideologia Trumpa i Cohna, chociaż tak mocno jej bronili, stała się ich największym wrogiem.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o hitowej polskiej komedii "Rozwodnicy" na Netfliksie, zastanawiamy się, czy Demi Moore dostanie Oscara, czy Złotą Malinę za "Substancję" i zdradzamy, co dzieje się na planach filmów i seriali. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: