Zawsze będzie jakaś wojna
Ten film jest kontynuacją przeboju "Azumi", określanego jako samurajski film akcji. Może i jest on samurajski, ale nie w klasycznym tego słowa znaczeniu. Nie przypomina wcale świetnych filmów Kurosawy o tej tematyce. Wszystkie japońskie filmy mają własny klimat. Specyficzną, nie zawsze do końca zrozumiałą dla nas poetykę. Tak jest i tym razem.
Feudalna Japonia. Wielkie, wpływowe i bogate rody toczą między sobą rywalizację siejąc w kraju strach i zniszczenie. W grę wchodzą ambicje, upokorzenia, pamięć krzywd, chęć dominacji. W grę wchodzi specyficznie pojmowany honor. Jedni dążą do wojny, inni pragną ją powstrzymać za wszelką cenę. Ci drudzy zlecają zabicie co bardziej krewkich przeciwników. Zadanie to mają wypełnić specjalnie wyszkoleni płatni zabójcy, dzieci-sieroty.
Sieroty wyszkolone przez mistrza miecza w celu położenia kresu wyniszczającej kraj wojnie. Z licznej grupy tych ostatnich pozostali już (po pierwszej części filmu) niestety tylko Azumi i Nagara. Azumi jest młodą, śliczną dziewczyną. Piękną i samotną. Z wystylizowaną fryzurą i dość kusym strojem. Wyglądającą raczej na kruchą i niewinną istotę niż bezwzględnego mściciela. Zabójca, co zostało jej głęboko wpojone, nie może kierować się uczuciami.
Jej pierwsza miłość Nachi nie żyje, zabity przez nią samą. A teraz jej serce znowu płonie, ona jednak wybiera obowiązek. I z zapałem używa swojego ostrego jak brzytwa miecza.
Zabójca musi mieć żelazną wolę i serce z kamienia. Taka jest jego droga.
W filmie sąsiadują ze sobą sceny liryczne i sceny wyjątkowo krwawe. Krew zresztą leje się... strumieniami (dosłownie). Przecinanie, rozcinanie, odcinanie... dzielenie na pół. Przeróżnymi, nawet dość fantastycznymi, rodzajami broni. Niektóre z tych scen są niesmaczne, inne raczej zabawne, choć utrzymane przez twórców w bardzo poważnej tonacji.
Jak dla mnie przestawiona historia jest dość bajkowa. Mimo ładnych zdjęć, wizualnego rozmachu, przeciętnej muzyki i całkiem ciekawych sekwencji niektórych walk (np. z ostrym jak brzytwa drutem w "sieci pająka") film nie spełnił moich oczekiwań. Nie przepadam bowiem za emocjami pokazywanymi bez subtelności i nachalnie, tak jak nie przepadam za rzeką krwi, która się tu leje. Nie jestem fanem dość prostej gry aktorskiej, która służy jako krótki, mało znaczący przerywnik pomiędzy kolejnymi pojedynkami.
Bohaterowie filmu są pokazani bez światłocieni. Wiadomo kto jest dobry, a kto zły. Aktorzy nie tyle grają co pokazują grymasy na twarzy. Ukazywane dylematy i czasami stawiane pytania rażą swoją naiwnością. Wydaje się, że treść filmu nie jest tu wcale ważna. Ważne są walki. Wszystko inne to tło.
Jest to typowe kino rozrywkowe bez większych ambicji. Film wydaje się propozycją skierowaną do zaprzysięgłych fanów sztuk walki oglądanych na ekranie, do tych którym podobała się pierwsza część historii zatytułowana "Azumi".
Nie wnosi wiele, nie pozostawia wiele, choć jest sprawnie zrealizowany i w sumie da się oglądać. Mając jednak jakiś sensowny wybór, bez żalu można pominąć tę produkcję.