Zrobiła film akcji ze starszą panią w roli głównej. Nie wszystkim się to podoba
Film akcji ze starszą panią w roli głównej bohaterki – taki pomysł przyszedł do głowy filipińskiej reżyserce Martice Ramirez Escobar. A to dopiero początek szalonych rozwiązań, których "Niech żyje Leonora!" jest pełna. - Gdy byłam małą dziewczynką, filipińskim prezydentem był gwiazdor kina akcji - mówi w rozmowie z WP Escobar. - To pokazuje, jak ludzie mają zaszczepioną wiarę w to, że uratuje ich jakiś nieskazitelny bohater.
Karolina Stankiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski: Twój film jest naprawdę szalony. Skąd się wziął pomysł na niego?
Martika Ramirez Escobar, reżyserka "Niech żyje Leonora!": Pomysł narodził się podczas warsztatów filmowych, które prowadzili ludzie związani z branżą kina akcji. Kiedy przychodzili na zajęcia, wszyscy wyglądali tak samo – mieli takie same fryzury i styl ubierania się - i zastanawiałam się, czy naprawdę kino akcji ma aż taki wpływ na ich tożsamość. Gdy byłam małą dziewczynką, filipińskim prezydentem był gwiazdor kina akcji (Joseph Estrada - przyp.red.), który nie miał żadnego doświadczenia w polityce. Wygrał wybory tylko dlatego, że był sławny. To się zdarzyło wiele razy. Nawet po ostatnich wyborach - około 30 proc. nowych polityków to celebryci. To bardzo dziwne, ale pokazuje, jak kino może realnie oddziaływać na rzeczywistość, oraz jak ludzie mają zaszczepioną wiarę w to, że uratuje ich jakiś nieskazitelny bohater.
Mam wrażenie, że scenariusz twojego filmu mocno się zmieniał w trakcie pracy nad nim.
Na początku miał to być po prostu film akcji ze starszą panią w roli głównej, ale później ten pomysł rzeczywiście mocno ewoluował. Myślę, że ostatecznie wyszedł nam film o kryzysie egzystencjalnym, ale też o tym, jak piszemy swoje życie i jak staramy się wydobyć jego najlepszą wersję. Dlatego Leonora próbuje przepisywać lub nawet na nowo przeżywać niektóre sceny, by wprowadzić poprawki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Gray Man". Ryan Gosling opowiada o przyjmowaniu ciosów na planie
Film akcji, w którym główną bohaterką jest starsza pani. Dlaczego zdecydowałaś się na taką postać?
Inspiracją była moja babcia. Bardzo ją kocham, choć jesteśmy zupełnie różne. Ona widzi wiele piękna w życiu, a ja postrzegam je jako coś rozczarowującego. Kiedy się spotykamy, ona stara się wpłynąć na moje postrzeganie świata, zmienić nieco jego kierunek. Uważam, że to jest mądrość, której ja nie posiadam, ale chciałabym kiedyś ją mieć. Dlatego chciałam, by bohaterka mojego filmu była mądra i przypominała moją babcię. Leonora ma bogatą przeszłość i doświadcza kryzysu, którego doświadczam też ja, choć jestem od niej młodsza.
Jak długo pracowaliście nad "Leonorą"?
Osiem lat. Nie jestem z tego dumna.
Ale ostatecznie dostałaś nagrodę na festiwalu Sundance.
To było bardzo zaskakujące. Wszystko, co związane z tym filmem, nawet mój pobyt tutaj, na festiwalu w Polsce, nie ma sensu. Ten film powstał dzięki pomocy mojej rodziny i przyjaciół. Nie mieliśmy takich ambicji, by wysyłać "Leonorę" na festiwale. Zgłosiłam ją na Sundance i zapomniałam o tym. Nie powiedziałam producentom ani współpracownikom. No i okazało się, że się dostała na festiwal. Tak naprawdę naszym celem było pokazanie tego filmu na dużym ekranie w Filipinach. Chciałam, by zobaczyło go chociaż 10 osób.
Udało się?
Tak. Ale nie cieszy się dużą popularnością. Jest o wiele lepiej przyjmowany za granicą. Mamy więcej reakcji, postów, komentarzy, wiadomości, bardziej wesołą atmosferę na pokazach. To jest dziwne, ale chyba też wynika poniekąd z przyczyn ekonomicznych. Bilety do kina w Filipinach są bardzo drogie. A jako że jesteśmy krajem trzeciego świata, te pieniądze ludzie wolą przeznaczyć na bardziej praktyczne rzeczy. Zdarzyło nam się wycofywać film z lokalnych kin z powodu braku zainteresowania. Ale tutaj widziałam, że sala jest pełna, więc jestem szczęśliwa z tego powodu.
Branża filmowa jest mocno zdominowana przez mężczyzn. Czy było ci trudniej odnaleźć się w niej dlatego, że jesteś kobietą?
Zdecydowanie. To nie jest w porządku, ale jako kobieta cały czas masz poczucie, że musisz pracować ciężej, starać się bardziej, by ktoś cię zauważył. Musisz walczyć, by dostawać szanse i nieustannie udowadniać, że potrafisz robić filmy. Doceniam to, że kobiety są teraz bardziej aktywne w tej branży i że teraz bardziej wspierają siebie nawzajem niż wcześniej. Moja producentka wyszła z inicjatywą, byśmy zatrudniły więcej kobiet, oraz by bardziej wyeksponować kobiece postacie. A ja bardzo chciałam sfeminizować ten maczystowski gatunek. Oczywiście wiele osób patrzyło na to wszystko z powątpiewaniem, bo jestem młodą kobietą, która próbowała zrobić film akcji. W historii kina filipińskiego są setki filmów akcji i tylko jeden z nich został nakręcony przez kobietę. To dziwne i smutne. To wciąż bardzo męski gatunek i bardzo męska branża, bez względu na to, co zdołałam osiągnąć. Ale wsparcie rośnie.
Co twoim zdaniem można zrobić, by funkcjonowanie w tej branży było łatwiejsze dla kobiet?
Na pewno ważne jest wsparcie innych kobiet. Cenię też festiwale filmowe prowadzone przez kobiety. Wprowadzają nową jakość do programu. Być może chodzi o pewną wrażliwość?
Wiele festiwali kładzie teraz nacisk na to, by filmy tworzone przez kobiety trafiały do programu.
Wiem, że powinno być tak, że film trafia na festiwal dlatego, że się podoba selekcjonerom. Ale doceniam też taką formę wsparcia. Na przykład na Sundance są inicjatywy przeznaczone tylko dla kobiet, bo wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo ta branża jest zdominowana przez mężczyzn. Myślę, że to wsparcie ma sens i działa.
Film "Niech żyje Leonora!" można oglądać w ramach Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków