Żywot inteligenta niepoczciwego
Są komedie, które bawią niemal wszystkich (no zawsze się może znaleźć jakiś „wapniak”...), ale są i takie, które dzielą publiczność na co najmniej dwa obozy – tych, co zaśmiewają się do łez, i tych, którzy wychodzą z filmu zdegustowani.
31.01.2013 18:58
Dla wielu osób „Dzień świra” z pewnością jest nie tylko mało zabawny, ale wręcz uznają go za odrażający – po prostu to film dla widzów, którym odpowiada poczucie humoru Marka Koterskiego (scenarzysty i zarazem reżysera). Faktycznie dużo w tym filmie wulgarnych słów (niestety współczesny inteligent „łacinę” zna dobrze i często jej używa) i dziwacznych pomysłów (jak choćby główny bohater w odwecie za psie kupy załatwiający się pod blokiem).
Moim zdaniem to wszystko ma swój cel – ukazanie inteligenta Miauczyńskiego w krzywym zwierciadle. Bo „Dzień świra” można uznać za próbę odpowiedzi na pytanie - jak wygląda w kapitalistycznej Polsce los „inteligenta pracującego”. I choć śmiejemy się z zachowań bohatera granego przez Marka Kondrata (genialna rola!), to diagnoza postawiona w filmie nie jest zbyt budująca – praca polskiego inteligenta nie jest doceniana przez nikogo (ani przez jego rodzinę, ani przez uczniów czy też sąsiadów)
, pensja też jest żałosna, a i samemu inteligentowi jego praca satysfakcji zbytniej nie dostarcza...
Dodajmy jeszcze kłopoty z życiem osobistym (samotność po rozwodzie, praktycznie brak porozumienia z dorastającym synem), chorobliwie usystematyzowany porządek dnia – faktycznie inteligentowi nie pozostaje nic innego jak "ześwirować". Jednym słowem – tragedia, ale na szczęście wszystko to ukazano w taki sposób, że można się całkiem dobrze bawić oglądając perypetie Miauczyńskiego w kapitalistycznej rzeczywistości, a jednocześnie po wyjściu z kina nie zapominamy od razu, o czym był film... Chyba jedyną pociechę może stanowić fakt, że wysiłki innego inteligenta - Marka Koterskiego nagrodzono Złotymi Lwami na festiwalu w Gdyni.