Jerzy Bińczycki: Granie wiele go kosztowało
Koledzy stawiali go za wzór
Niezwykle utalentowany, inteligentny, profesjonalista w każdym calu. Sławę przyniosła mu rola Bogumiła Niechcica w „Nocach i dniach”; jako Rafał Wilczur w „Znachorze” na dobre zapisał się w historii polskiego kina.
- Grając dla wielomilionowej widowni, nawiązał kontakt z 'pojedynczym widzem'. Jego oszczędne, kameralne aktorstwo stworzyło zniewalający nastrój intymności, w którym zwłaszcza małżeńskie upokorzenia Bogumiła znalazły niebanalny wyraz […]- pisał o *Jerzym Bińczyckim Krzysztof Demidowicz na łamach nieodżałowanego „Filmu”. W świadomości polskich widzów zapisał się pierwszorzędnymi rolami Bogumiła Niechcica w „Nocach i dniach” Jerzego Antczaka oraz doktora Wilczura w „Znachorze” Jerzego Hoffmana. Był także autorem słynnego powiedzonka „Żyję, żyję, ale co to za życie?”, które na stałe wpisało się w polszczyznę i zostało skwapliwie wykorzystane przez Wojciecha Młynarskiego w jednym jego utworów. Jego żona twierdziła, że aktorstwo było dla niego prawdziwym
wyzwaniem – codziennie musiał zwalczać swoją wrodzoną nieśmiałość. Ale nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, by porzucić scenę. Ze Starym Teatrem w Krakowie związany był aż do śmierci. Odszedł nagle, niespodziewanie, 2 października 1998 roku. Miał 61 lat.*