Miała tylko 22 lata. Minuty dzieliły ją od śmierci. Media przypominają mroczną przeszłość Demi Moore

Nie jest tajemnicą, że od rozstania z Ashtonem Kutcherem Demi Moore kiepsko sobie radzi.

- Od rozstania z Ashtonem w 2011 r. Demi nie była ani razu szczęśliwa. Jest emocjonalnym wrakiem, tykającą bombą! - mówił kilka miesięcy temu współpracownik aktorki na łamach "RadarOnline".

Teraz serwis wraca do sprawy, opisując tragiczną młodość aktorki. Serwis przytacza wywiad z matką Moore, Virginią Guynes, która zmarła pod koniec lat 90.

W rozmowie z jednym z amerykańskich tabloidów Guynes przyznała, że córka od wczesnej młodości zmagała się z uzależnieniem od narkotyków, a* w wieku 22 lat nawet otarła się o śmierć.*

Chodzi o sytuację z 1985 r., kiedy Demi grała w filmie "Ognie św. Elma". Na planie poznała Emilio Esteveza, Ally Sheedy, Judda Nelsona i Roba Lowe'a – paczkę młodych aktorów cieszących się złą sławą.

- Demi pracowała na planie i pewnego dnia po prostu zniknęła. Trzeciego dnia od zaginięcia dostałam telefon, że została zabrana do szpitala w Redondo Beach.

Lekarze poinformowali przerażoną Guynes, że jej córka miała atak padaczki spowodowany przedawkowaniem kokainy, a od śmierci dzieliły się minuty. Producenci filmu postawili warunek – albo narkotyki, albo kariera. Przerażone córka i matka, która też miała problem z narkotykami, stawiły się razem na odwyk.

Jednak skłonność aktorki do autodestrukcji jeszcze wielokrotnie dawała o sobie znać. Np. w 2012 r., kiedy Demi trafiła do szpitala z zapaścią wywołaną narkotykami, które zażyła na imprezie. Tydzień później wylądowała na odwyku. Dodatkowo, kiedy aktorka dowiedziała się, że Kutcher poślubił Milę Kunis, znów sięgnęła po środki odurzające oraz wydała pół mln dol. na operacje plastyczne. Od tego czasu gwiazda nie wróciła do psychicznej równowagi.