"Śmierć Stalina" ("The Death of Stalin", 2017)
Moskwa, rok 1953. Nieoczekiwana śmierć Józefa Stalina wstrząsa Związkiem Radzieckim. Ludzie z jego bezpośredniego otoczenia zaczynają walkę o przejęcie władzy w państwie, ale najpierw muszą godnie pożegnać rządzącego od niemal trzydziestu lat zbrodniarza. I jednocześnie utrzymać porządek w kraju, gdzie do tej pory nikt nie był bezpieczny. A teraz może być bezpieczny jeszcze mniej.
Nie brzmi jak komedia, prawda? Tymczasem "Śmierć Stalina" została uwzględniona w tak wielu rankingach najzabawniejszych filmów nie tylko dekady, ale też wszech czasów, że obok tej produkcji nie sposób przejść obojętnie. Nawet pomimo dysonansu poznawczego, jaki serwuje nam satyryczne ujęcie wydarzeń, u wielu ludzi wciąż powodujących dreszcze na samo ich wspomnienie. Plejada gwiazd (m.in. Steve Buscemi, Michael Palin czy Olga Kurylenko) znakomicie oddała paranoicznego ducha tamtej epoki, błyskotliwie zamieniając ten mroczny okres w historii ZSRR w zabawną komedię, w której przerysowani Beria I Chruszczow grają pierwsze skrzypce.