Ten rok obfitował w artystyczne porażki, frekwencyjne klęski i estetyczne makabry. Jak myślicie, jaki film zdobył „zaszczytne” miano najgorszej szmiry 2011? Czy w tym roku pojawił się godny następca „Ciacha”? Sprawdźcie!
Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, nadszedł więc czas na kolejne filmowe podsumowania. Od 5 grudnia mogliście głosować w ankiecie na najgorszy film tego roku, który pojawił się w naszych kinach!
Mijający rok obfitował w masę premier. Wśród nich znalazły się takie perełki, jak „Super 8”, „Drive”, „O północy w Paryżu” czy „Szpieg”. Jednak nie wszystkie filmy, jakie trafiły do polskich kin mogły poszczycić się entuzjastycznymi recenzjami i ciepłym przyjęciem wybrednej publiczności…
Ten rok obfitował również w artystyczne porażki, frekwencyjne klęski i estetyczne makabry. Jak myślicie, jaki film zdobył „zaszczytne” miano najgorszej szmiry 2011? Czy w tym roku pojawił się godny następca „Ciacha”? Sprawdźcie!
20. ''Anonimus''
Ranking 20 najgorszych filmów mijającego roku otwiera „Anonimus” Rolanda Emmericha, tematycznie odstający od wszystkiego, co dotąd nakręcił.
Rozgrywający się w politycznym kłębowisku żmij, jakim była elżbietańska Anglia, „Anonimus” podejmuje temat od lat zaprzątający umysły zarówno naukowców jak i najznamienitszych twórców m.in. Marka Twaina, Charlesa Dickensa czy Zygmunta Freuda.
Kto tak naprawdę stworzył dzieła przypisywane Williamowi Szekspirowi?
19. W imieniu diabła
Film zainspirowany został wydarzeniami sprzed kilku lat do jakich doszło w Kazimierzu Dolnym. Odbyła się tam wtedy bezprecedensowa eksmisja, zamieszkujących pobliski klasztor sióstr betanek. W rolach głównych zobaczymy m.in. Romę Gąsiorowską, Katarzynę Zawadzką oraz Marietę Żukowską.
Potencjał historii był bardzo obiecujący. Jednak wyszedł z tego słabej jakości thriller z niewystarczająco wiarygodną psychologią postaci oraz pustym zakończeniem.
Większa odwaga w podjętym temacie dałaby odbiorcom możliwość głębszej refleksji i zadumy. A tak film „W imieniu diabła” jest jak modlitwa: monotonny, zachowawczy i z wiadomym końcem.
18. ''Tożsamość''
Doktor Martin Harris budzi się po wypadku samochodowym w Berlinie i odkrywa, że jego żona go nie rozpoznaje, a jego tożsamość przyjął inny mężczyzna. Nie wierzą mu władze, przez które jest ignorowany, poluje na niego tajemniczy zamachowiec. Czuje się samotny i zmęczony. Musi uciekać. Z pomocą przychodzi mu niespodziewany sprzymierzeniec…
Fabuła "Tożsamości" jest tu misternie skonstruowaną bzdurą, której ze świecą szukać nawet w kinie b-klasowym. Harris traci tożsamość, żona go nie poznaje, a jego miejsce zajmuje obcy mężczyzna...
Byłoby całkiem na miejscu, gdyby do polskich kin film ów trafił pod tytułem "Skradziona tożsamość"…
17. ''Lincz''
W niewielkiej mazurskiej miejscowości dochodzi do krwawego morderstwa, którego sprawcą może być niemal każdy z okolicznych mieszkańców. Okazuje się, że ofiara, 60-letni recydywista, od lat okrutnie znęcała się nad sąsiadami. Rozpoczyna się śledztwo, w którym na jaw wyjdą skrzętnie ukrywane tajemnice miejscowych.
„Lincz” to dość pokraczna mieszanka thrillera, dramatu społecznego i… westernu. To również zmarnowany potencjał, dzieło niebezpiecznie dryfujące w kierunku taniej tabloidowej sensacji, pozbawionej jakichkolwiek odcieni szarości.
Mimo rzucających się w oczy niedociągnięć i momentami żenującej łopatologii, debiut Łukaszewicza pokazuje, że jeszcze o nim na pewno usłyszymy.
16. ''Wyścig z czasem''
Akcja "Wyścigu z czasem" rozgrywa się w futurystycznym społeczeństwie, w którym problem starości został zlikwidowany.
Bohaterem "In Time" jest człowiek niezdolny do regulowania płatności, niesłusznie oskarżony o morderstwo (Timberlake). Zmuszony do ucieczki mężczyzna zabiera ze sobą piękną zakładniczkę (Seyfried).
Gdyby „Wyścig z czasem” był bardziej mroczny, „brudniejszy”, grający na znanej z m.in. „Blade Runnera” czy „Drogi” apokaliptycznej wizji przyszłości, mógłby zyskać prawdę, głębię. Niestety, banalne konstatacje i odgrzewane bon moty wygłaszane przez bohaterów, jakby były objawionymi prawdami ostatecznymi, są po prostu miałkie. Na ten wyścig nie warto marnować czasu.
15. ''Heca w zoo''
Dozorca z zoo niestety nie ma szczęścia do dziewczyn, jest samotny. Jednak zwierzęta, którymi się opiekuje i które go uwielbiają, postanawiają zdradzić mu sekrety natury i nauczyć jak można znaleźć wybrankę życia.
Tak, tak, to jeden z tych filmów, w których zwierzaki przemawiają ludzkim głosem. W oryginalne to właśnie tu zaczyna się prawdziwa heca, bowiem role ich obsadzono... laureatami przeszło 40 Złotych Malin. Ach, kogo tu nie ma! Wspomniany Sandler, Cher i Stallone dostarczają takiej kakofonii złego smaku, że decyzja o zdubbingowaniu całości polskimi głosami była dla odmiany jak najbardziej słuszna.
14. ''Podróże Guliwera 3D''
"Podróże Guliwera" uwspółcześniona ekranizacja słynnej powieści Jonathana Swifta, zrealizowana w cyfrowej technice 3D. Lemuel Gulliver, autor przewodników turystycznych, wyrusza w podróży służbowej na Bermudy, a trafia do krainy Liliputów, zamieszkałej przez miniaturowych mieszkańców, którym pomaga w wojnie z wojowniczymi sąsiadami.
To kolejny tytuł w obszernej filmografii Jacka Blacka, który bardziej niż rozrywką dla nas, staje się poligonem jego zdziecinnienia. To tutaj niechcący wydorośleć 41-letni flejtuch pograć może w Guitar Hero, podrapać się po wystającym ze znoszonych szortów tyłku, tutaj pobawić może się dużymi zabawkami i pośmiać z własnych dowcipów. Na naszych oczach, za nasze pieniądze.
13. ''Jestem numerem cztery''
Na pierwszy rzut oka to przeciętny młody mieszkaniec jednego z wielu prowincjonalnych miasteczek w USA. Johnowi daleko jednak do przeciętności. Naprawdę jest uciekinierem z pogrążonej w wojnie planety Lorien, który na Ziemi szuka schronienia. Gdziekolwiek ucieknie, narażony jest na śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony bezwzględnych prześladowców.
Jak na mało wyszukany melanż „Roswell” i „Zmierzchu” przystało, film D.J.Caruso ma w sobie wiele hollywoodzkiego zła: narracja z offu, patetyczne szarże, nieuzasadnione monologi i… no, wiecie - cały ten młodzieżowy zgiełk. Nie ma tu nic, czego już parę razy nie widzieliśmy, a o czym chciałoby się nam później pamiętać.
12. ''Kowboje i obcy''
Akcja filmu dzieje się w Silver City w Arizonie. Indianie i osadnicy muszą odłożyć wszelkie spory, gdyż w mieście rozbija się statek kosmiczny... Przybysze z odległej galaktyki oczywiście będą chcieli zdobyć Dziki Zachód!
Rozwiązania, które sprawdziłyby się jeszcze 10 lat temu, dzisiaj niczym nie zaskakują, stanowiąc nudny gatunkowy kolaż. Dziki Zachód w cieniu kosmicznego spodka? Nic specjalnego – w kinie widzieliśmy już wszystko, zaś połączenia tak specyficzne wymagają w roku 2011 czegoś więcej, niż tylko pomysłu niemożliwego. Tu potrzebna jest ręka fachowca. Ręka pełna pasji.
11. ''Transformers 3''
Przeszłość kryje tajemnicę, a wydarzenia sprzed lat mają wpływ na to, co się dzieje teraz.
Być może wrak statku kosmicznego znaleziony na Księżycu sprawi, że Ziemia stanie na krawędzi wojny. Wojny tak wielkiej, że siła Transformerów będzie zbyt mała, by nas ocalić.
10. ''Inwazja: Bitwa o Los Angeles''
Ziemia zostaje zaatakowana przez nieznane siły. Podczas gdy ludzie są świadkami upadku największych miast świata, Los Angeles staje się ostatnim bastionem ludzkości w bitwie, której nikt się nie spodziewał.
Fabuły trudno się doszukać. Bohaterowie? Dowódca z traumą, piękna pani weterynarz, grupka dzielnych marines, bez wyjątku gotowych zginąć za swój kraj. Wszyscy powycinani z tej samej, zalegającej gdzieś w magazynie dykty. Rozwój zdarzeń? Standardowy: najpierw dostajemy łupnia, ale wystarczy odkryć gdzie przeciwnik ma serce, by siedmioosobowy skład zabijaków wygrał bitwę samodzielnie… Schemat na schemacie. Z amerykańskim sztandarem w tle. Zupełnie jak w podrzędnym kinie propagandowym.
9. ''Green Lantern''
W ogromnym wszechświecie, od wieków istnieje elitarny oddział obrońców pokoju i sprawiedliwości, zwany Korpusem Green Lantern. Kiedy nowy wróg, Parallax, grozi, że zniszczy wszechświat, los Ziemi oraz los Korpusu leży w rękach ich nowego rekruta, pierwszego człowieka zwerbowanego do grupy obrońców pokoju: Hala Jordana.
Scenariusz autorstwa aż czterech osób (!) to źle napisana, naiwna historia pozbawiona jakiejkolwiek dramaturgii, będąca zlepkiem wyświechtanych klisz i motywów. Opowieść snuta przez Martina Campbella nie budzi żadnych emocji, jeśli nie liczyć rosnącej z każdą minutą seansu frustracji.
Losy bezbarwnych bohaterów są nudne i nużące, a Ryan Reynolds tylko potwierdza, że skończył się na „Wiecznym studencie” - tam przynajmniej był zabawny.
8. ''Listy do M.''
"Listy do M.", to film w którym pogubieni życiowo bohaterowie odkryją, że to, co ich spotkało, to właśnie miłość! W jeden, wyjątkowy dzień w roku, pięć kobiet i pięciu mężczyzn przekona się, że przed miłością i świętami nie da się uciec. Paweł Małaszyński, Maciej Stuhr, Piotr Adamczyk, Tomasz Karolak, Roma Gąsiorowska, Agnieszka Dygant i Katarzyna Zielińska pokażą, jak kochać, w najbardziej romantycznym przeboju tego roku.
W "Listy do M." trudno uwierzyć. Gdzieś, pomiędzy straszliwą scenariuszową kakofonią zdarzają się bowiem perełki: chwile, w których widz ma możliwość się szczerze wzruszyć czy zaśmiać. Niestety to także produkcja z gruntu schizofreniczna – obok bardzo rzadkich dobrych momentów rozpościera się nieskończona połać straszliwej beznadziei, która zalewa widza aż po czubek biednej głowy.
7. ''Agent XXL: Rodzinny interes''
Martin Lawrence po raz trzeci wciela się w rolę agenta do zadań specjalnych, który musi przebrać się za energiczną starszą panią i incognito rozwiązać zagadkę morderstwa popełnionego w szkole dla dziewcząt.
Problem z trzecią odsłoną serii jest taki, że producentom Lawrence przestał wystarczać. Po załamaniu się jego box office'owego potencjału, w trzeciej części aktor dostał do pomocy młodszego kolegę, który - kto wie - być może przejąć ma od niego pałeczkę w ewentualnych sequelach. Niestety, zły dowcip jest w jego ustach złym dowcipem, a banał pozostaje banałem.
6. ''Conan Barbarzyńca 3D''
Kolejna część cyklu, który sprawił, że Arnold Schwarzenegger stał się gwiazdą. Przesiąknięty klimatem magii i tajemnicy, obfitujący w spektakularne sceny walk i efekty specjalne, "Conan Barbarzyńca 3D" nie jest kontynuacją cyklu sprzed lat lecz zupełnie nowym otwarciem opowieści o przygodach herosa z Cymmerii.
Niestety, chcieć nie znaczy móc. Film Marcusa Nispela to zmarnowany potencjał, epatujący przeszarżowanymi scenami gore, które zupełnie nic nie wnoszą do opowiadanej historii.
5. ''Skyline''
Kiedy NASA wysyłała w przestrzeń kosmiczną sygnał mający doprowadzić do kontaktu z obcymi cywilizacjami, jeden z czołowych ziemskich uczonych ostrzegał, że takie spotkanie może mieć dla ludzi skutki podobne do tych, jakie na życie rdzennych amerykanów miało przybycie na ich kontynent Kolumba. Trzeba było go posłuchać...
„Skyline” to film z 2010 roku, jednak zadebiutował na naszych ekranach dopiero 4 lutego 2011 roku. Tandetne efekty, uboga scenografia, trzecioligowe gwiazdy telewizji (Eric Balfour z "Sześciu stóp pod ziemią", David Zayaz z "Dextera"). Także bohaterów nie da się tu w żaden sposób polubić - to grupka bogatych idiotów, którym przyzwoitości i rozumu nie starcza nawet na lojalność względem siebie. Wymieniać można długo.
4. ''Baby są jakieś inne''
Dwóch prawdziwych facetów, których połączyła ekscytująca nocna wyprawa (Robert Więckiewicz i Adam Woronowicz), stawia czoło zmasowanemu atakowi perfidnych przedstawicielek płci przeciwnej i rozprawia się ze wszystkimi okowami męskiej swobody w sfeminizowanym świecie.
Zwiastuny „Bab” sugerowały, że w sali kinowej czeka na nas prawdziwy ubaw. Tymczasem jest smutno, przygnębiająco, a niemal wszystkie sceny, w których publiczność ma okazję się pośmiać, zostały nam już zaprezentowane w zwiastunach.
3. ''Jeż Jerzy: The Movie''
Pierwszą trójkę otwiera ekranizacja kultowego komiksu Rafała Skarżyckiego i Tomasza Lwa Leśniaka. Życie Jeża Jerzego to nie tylko przelewki – ma na pieńku z osiedlowymi skinheadami i okolicznymi Wietnamczykami. Pewnego dnia w skomplikowany żywot Jerzego wkracza tajemniczy Profesor. Dzięki z trudem i bólem zdobytemu DNA tworzy on klona Jeża.
Filmowy bohater budzi zażenowanie, zamiast zmuszać do myślenia namawia do pustego rechotu. "Jeż Jerzy: The Movie" jest płytki, pozerski i nieaktualny. I bardzo nieśmieszny. Czym wpisuje się najgorsze tradycje polskiej komedii.
2. ''Weekend''
Miejsce drugie przypadło reżyserskiemu debiutowi Cezarego Pazury. "Weekend" powstał na podstawie scenariusza Lesława Kaźmierczaka. Opowiada o przygodach dwójki młodych przestępców - Maksa i Gula, które rozgrywają się w trakcie trzech dni weekendu.
Zrealizowana w quasi-reklamowej manierze, według prymitywnego, drewnianego scenariusza komedia Pazury, to w najlepszym wypadku zbiór piwnych gagów, których na trzeźwo nikt nie powinien usłyszeć.
1. ''Wyjazd integracyjny''
I tym sposobem dotarliśmy do miejsca pierwszego naszego rankingu. Zdaniem internautów Wirtualnej Polski, najgorszym filmem mijającego roku jest komedia „Wyjazd integracyjny”.
Nieudane „Jak to się robi z dziewczynami” sugerowało, że Angerman nie ma pojęcia o kobietach. „Wyjazd…” idzie o krok dalej, dowodząc, że w ogóle nie zna się na ludziach. Jego film bazuje na stereotypach, tym razem biurowych – jest tu szef z klasą, ambitny cwaniak i piękność, która okazuje się mądrzejsza niż wszyscy wokół myślą. Plus kilkanaście innych szablonów osobowych. (WP/gk/mf)