80. rocznica śmierci największego amanta kina
Dziś mija 80. rocznica śmierci Rudolfa Valentino, aktora uważanego za największego amanta kina.
Dokładnie 23 sierpnia 1926 roku zakończył się bezpowrotnie pewien etap w historii kina.
- Śmierć Valentino miała znaczenie symboliczne. Oto umierał bowiem nie tylko pierwszy wielki gwiazdor Hollywood, ale też aktor urodzony 1895 roku, a więc w roku wynalezienia kinematografu przez braci Lumiére. Od tej pory nic juz nie było takie samo jak wcześniej - pisze w "Dzienniku" Hubert Musiał.
Pogrzeb aktora był tak spektakularnym wydarzeniem, że od tej pory w modzie jest relacjonowanie uroczystości pożegnalnych znanych osobistości.
Gdy opuścił ten świat, miał jedynie 31 lat, a jego kariera była w pełni rozkwitu. Za swojego życia zdążył obrosnąć legendą.
- Valentino był pierwszym męskim gwiazdorem Hollywood, który swoją popularność zawdzięczał atrakcyjnemu wyglądowi oraz seksapilowi - czytamy w gazecie.
Śmierć tego uosobienia idealnego kochanka wywołała wiele spekulacji. Mówiono, że został zamordowany - otruty, postrzelony lub pchnięty nożem. Nikt nie chciał wierzyć, że ktoś taki jak on mógł umrzeć z powodu jakiejś choroby.
Tymczasem okazało się, że Valentino cierpiał na wrzody żołądka i zapalenie wyrostka. Z tego powodu znalazł się w szpitalu na stole operacyjnym. Podczas zabiegu aktor zmarł, a powodem śmierci było zakaźne zapalenie płuc i zapalenie wsierdzia.
Nowojorskie uroczystości pożegnalne Valentino, które trwały trzy dni, wywołały histerię fanów, a zwłaszcza fanek.