Aby osiągnąć wielkość, musiał przebyć długą i wyboistą drogę. Andriej Tarkowski, zdobywca wielu nagród, nazywany później "poetą ekranu", stał się wzorem do naśladowania dla kolejnych reżyserów z całego świata; inspirował między innymi Larsa von Triera, Krzysztofa Kieślowskiego czy Wima Wendersa. Ingmar Bergman, zafascynowany jego twórczością, pisał: - Wyraził to, co zawsze chciałem powiedzieć, lecz nie wiedziałem, jak to zrobić.
Poszukiwacz kłopotów
- Jego życie w Rosji było pełne kłopotów. Zresztą szukał ich sam, mając bardzo niezależny charakter i odwagę realizowania swoich wizji artystycznych - mówił na antenie Polskiego Radia publicysta Jerzy Ilg.
Miłość do sztuki i kultury odziedziczył po swoich rodzicach - jego ojciec był tłumaczem i poetą, matka zaś pracowała jako korektorka. Po rozwodzie rodziców wraz z mamą i siostrą zamieszkał w Moskwie, gdzie ukończył szkołę i uczył się malarstwa. W 1956 roku dostał się na wymarzony Wydział Reżyserii.
Problemy w kraju
Zaczynał od realizacji studenckich etiud, potem nawiązał współpracę z telewizją, a w 1960 roku nakręcił swój film dyplomowy, który zdobył uznanie na festiwalu w Nowym Jorku. Dwa lata później nakręcił świetnie przyjęte "Dziecko wojny", za które otrzymał Złotego Lwa w Wenecji oraz nagrodę w San Francisco i Acapulco. Potem powstały "Andriej Rublow", "Solaris" (które Tarkowski uważał za nieudane) i autobiograficzne "Zwierciadło".
Lecz chociaż zagraniczni krytycy byli reżyserem zachwyceni, w kraju nie traktowano go z równą estymą - utrudniano dystrybucję jego filmów, cenzorzy pastwili się nad nimi, a władze nie ukrywały swojej antypatii do Tarkowskiego.
Artystyczna emigracja
Kiedy w Moskwie do emisji dopuszczono tylko trzy kopie jego "Stalkera" z 1979 roku, zirytowany reżyser postanowił opuścić swój kraj i wyjechać do Włoch. Tam właśnie nakręcił "Nostalgię" i "Czas podróży". Lecz choć na obczyźnie miał większe artystyczne możliwości, nie był do końca zadowolony ze swojej emigracji.
- W jego rodzinnej Rosji najbardziej brakowało mu swobody twórczej. Nie mógł tam realizować swoich wizji, bo na każdym kroku napotykał na ograniczenia. Jednak na Zachodzie towarzyszyło mu poczucie obcości - twierdził Jerzy Ilg w Polskim Radiu. - Twierdził, że ludzie nie rozumieją tego, co dla niego było najważniejsze, czyli kwestii duchowości, rozwoju wewnętrznego i religii.
Reżyserska misja
Sam podchodził do swojego zawodu z namaszczeniem, uważał, że ma pewną ważną misję do wypełnienia. - Bardzo trudno być potrzebnym swojemu społeczeństwu i równocześnie być szczerym, trudno być przekonanym do tego, co się robi, jeżeli to nikomu nie jest potrzebne. Droga jest wszakże tylko jedna: robić to, co wydaje ci się słuszne. A czas pokaże - mówił w książce "Zwierciadło".
Współpracownicy twierdzili, że na planie filmowym zmieniał się w despotę, który był gotów zrobić wszystko, byle móc zrealizować swoją wizję.
Śmierć na obczyźnie
Chociaż na emigracji tęsknił za ojczyzną i pozostawioną w Moskwie rodziną, nie zamierzał wracać do kraju w obawie przed represjami i kolejnymi ograniczeniami. Gdy w 1985 roku Stowarzyszenie Filmowców ZSRR zaczęło nalegać na jego powrót, odmówił w obawie, że nie zdobędzie już więcej pozwolenia na wyjazd za granicę (w ramach zemsty odebrano mu obywatelstwo ZSRR).
W 1986 roku nakręcił w Szwecji "Ofiarowanie", które okazało się jego ostatnim filmem. 54-letni reżyser zmarł kilka miesięcy po premierze, w grudniu 1986 roku, przegrywając walkę z chorobą nowotworową.