Bunt kin. Tego filmu nie chcą pokazywać
Podczas minionego weekendu duża część multipleksów w Stanach Zjednoczonych wznowiła działalność. Na otwarcie kin w swoim mieście mieszkańcy Nowego Jorku czekali ponad 50 tygodni. Od razu jednak pojawił się problem. Kina nie chcą wyświetlać nowego filmu Disneya.
Otwarcie nowojorskich multipleksów spowodowało, że frekwencja w amerykańskich kinach znacznie wzrosła. Wpływy z dystrybucji filmów w czasie minionego weekendu sięgnęły 25 mln dol. To najlepszy wynik od blisko pół roku. Niemniej, do powrotu do stanu sprzed pandemii droga jeszcze bardzo daleka. Przed rokiem, gdy pierwsza fala zakażeń koronawirusem zbliżała się do Stanów, wpływy w kinach wyniosły ponad 100 mln. dol. W Nowym Jorku obostrzenia sanitarne pozwalają na sprzedaż 25 proc. miejsc na sali kinowej.
Nie ulega wątpliwości, że frekwencja byłaby większa, gdyby nie pojawił się konflikt pomiędzy właścicielami kin a wytwórnią Disneya. Chodzi oczywiście o pieniądze. W tym tygodniu Disney wprowadził do kinowej dystrybucji animację "Raya i ostatni smok". Familijna produkcja jednocześnie trafiła także na platformę Disney+ i można ją oglądać bez wychodzenia z domu. Kiniarze spodziewali się więc, że słynna wytwórnia będzie rozliczać wpływy ze sprzedaży biletów na bardziej korzystnych dla kin warunkach. Tak, jak to robi ze swoimi tytułami Warner Bros. Disney nie zgodził się jednak na ustępstwa.
Raya i ostatni smok - zwiastun #2 [dubbing]
W efekcie wiele kin, w tym duże sieci multipleksów, odmówiły wyświetlania premierowego tytułu. I wygląda na to, że Disney sporo na tym stracił. W ciągu trzech pierwszych dni wyświetlania "Raya i ostatni smok" zarobił jedynie 8,6 mln dol. Podczas, gdy przed tygodniem nowość Warner Bros. (dostępna również w HBO Max) "Tom i Jerry" zgarnęła na starcie ponad 14 mln dol.
Tym sposobem Disney ma duży problem. "Raya i ostatni smok" to bardzo droga produkcja. Jej budżet sięgnął 100 mln dol. Ciężko będzie osiągnąć jakiś zysk z tego przedsięwzięcia.