W stylu ''Gwiezdnych wojen''
Postawiony przed nowym wyzwaniem Mendez od razu wiedział, że standardowa akcja nie wchodzi w grę. Operacja komandosów była zbyt ryzykowna, gdyż w amerykańskiej ambasadzie wciąż uwięzionych było 52 innych zakładników. Szóstkę trzeba było więc wydostać z Teheranu nie tylko tak, by wszyscy przeżyli, ale i tak, by nikt nie domyślił się, kim oni są. Ważny był też pośpiech, gdyż pomagający Amerykanom kanadyjski ambasador narażał własne życie.
Plan, który Mendez zaproponował swoim szefom był szalony, ale miał szansę się powieść. Zakładał on, że szóstka wydostanie się z Iranu normalnymi, rejsowymi lotami. Dla pilnujących lotnisk żołnierzy mieli oni być członkami ekipy filmowej, którzy poszukiwali w Iranie plenerów do nowego obrazu science fiction w stylu "Gwiezdnych wojen". Mendez potrzebował jednak porządnej przykrywki - wszak Irańczycy bez problemu mogli sprawdzić, czy rzeczywiście w USA kręcony jest jakiś film. Dlatego poleciał do Los Angeles, gdzie zwerbował do misji Johna Chambersa, charakteryzatora, zdobywcę Oskara z 1969 roku za pracę przy filmie "Planeta małp". Chambers zgodził się na współpracę o tyle chętnie, że już wcześniej pomagał CIA jako wolny strzelec - przygotowywał charakteryzacje dla agentów udających kogoś innego.
Do tej dwójki wkrótce dołączył jeszcze Bob Sidell, kolejny uzdolniony charakteryzator, który w 1982 roku zostanie zatrudniony na planie filmu "E.T.".