Arkadiusz Jakubik: ''Nigdy bym nie skoczył z wieżowca''

Długo walczył z łatką „aktor jednej roli”. W końcu udało mu się wydostać z postaci Rysia, z *„13 Posterunku”. A to za sprawą kilku wspaniałych ról w filmach Wojciecha Smarzowskiego. I dzięki temu polska publiczność poznała naprawdę ciekawe oblicze aktora, a właściwie kilka z nich, bo Jakubik to współczesny artysta renesansowy.*

Arkadiusz Jakubik: ''Nigdy bym nie skoczył z wieżowca''

22.05.2012 17:34

- Panie Arku, czy nadal Pana denerwuje to, że dla większości osób wciąż jest Pan Rysiem?

Nierozgarniętym policjantem-saperem z „13 Posterunku”. A jestem? (śmiech). Nie. Już nie. Jeszcze parę lat temu rzeczywiście mnie to irytowało. Ludzie zaczepiali mnie w czasie najróżniejszych prywatnych sytuacji, typu spacer w parku czy wyjście z rodziną do kina, krzycząc „Rysio, Rysio”. Miałem problem z taką aktorską „szufladą”, z której bardzo trudno było mi się przez długi czas wydostać. I powtarzam to często, że gdybym nie spotkał Wojtka Smarzowskiego i nie dostał propozycji zagrania w „Weselu”, to pewnie dalej bym w tej szufladzie siedział. Z czasem nabrałem dystansu do samego siebie i, o dziwo, polubiłem Rysia. Prawda jest taka, że aktor ma tylko jedną twarz i po prostu daje ją najróżniejszym postaciom, które gra.

- Uprzedził Pan moje pytanie, które miało brzmieć: Jak Panu się udało wyjść z szuflady. Rozumiem, że wystarczy jedynie spotkać dobrego reżysera z dobrym scenariuszem…

No właśnie, aktor musi mieć ogromnego farta, żeby w określonym czasie i w określonej przestrzeni spotkać tę właściwą osobę…

- Jednym słowem szczęściarz z Pana. I to taki, o którym można powiedzieć, że jest aktorem Wojciecha Smarzowskiego.

Chciałbym, żeby tak było, ale to już nie zależy ode mnie. Póki co zagrałem w „Weselu” i „Domu złym”, nie grałem w „Róży”. Teraz gram w „Siedmiu dniach”, zobaczymy co będzie dalej. Smarzowski jest dzisiaj u szczytu formy, jest klasą samą dla siebie, aż strach pomyśleć, co będzie w następnych filmach.

* - A proszę nam ujawnić, na tyle na ile Pan może, o czym jest „Siedem dni”?*

„Siedem dni” to historia o siedmiu policjantach, a właściwie sześciu policjantach i jednej policjantce. Główną rolę gra Bartek Topa. Akcja dzieje się w ciągu siedmiu dni. Każdy z tych policjantów nosi jeden grzech na plecach, jeden z siedmiu grzechów głównych... Właśnie kilka dni temu skończyłem zdjęcia do tego filmu. Dostałem w nim najfantastyczniejszą rolę pod słońcem.

- Jaki grzech Panu przypadł i na czym polega fantastyczność roli?

A jak Pan myśli? Grzech nieczystości. Moja postać, starszy aspirant Marek Petrycki to pies na baby. Ma wspaniałą rodzinę, cudowne dzieci, za którymi przepada i kochającą żonę, którą uwielbia. Natomiast cały czas mu mało, jest po prostu seksoholikiem. Idzie na kebab po pracy… i już musi iść w miasto szukać kolejnej seksualnej przygody. Nietrudno więc zrozumieć dlaczego to jest fantastyczna rola (śmiech). Oparta głównie, tak to ustaliłem z reżyserem, na ćwiczeniach fizycznych. Na pompkach, czasami na jakiejś innej wersji przysiadów. Mniej tu jest psychologii i ekstremalnych stanów emocjonalnych, które przerabialiśmy w „Domu złym”. Myślę, że w ogóle ten film będzie lżejszy. Raz, że to kino gatunkowe - kryminał z polityczną intrygą w tle - a dwa, że duchem bliższy „Weselu”. Będzie też dużo śmiesznych scen, ale jest to oczywiście humor a la Smarzowski.

- Te siedem wątków będzie się splatać i potem, na koniec, nastąpi ich rozwiązanie?

Wojtek bardzo precyzyjnie konstruuje historie drugiego planu i one znakomicie dopełniają główny wątek, tak, że widz przez te dwie godziny będzie z uwagą i napięciem śledził akcję.

- Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale muszę zapytać: czy będą sceny, w których jest Pan kompletnie goły i w trakcie aktu seksualnego?

Hmm, nie wiem co powiedzieć. Były takie sceny, kręciliśmy je, nie ukrywam. Ja grałem takie sceny po raz pierwszy w życiu. Chociaż nie, kiedyś miałem przyjemność w „Domu złym” z Kingą Preis, ale to było tak zręcznie filmowo oszukane, że mieliśmy tam luksus nie przekraczania granic intymności. Tu już było zdecydowanie gorzej, ponieważ starszy aspirant Petrycki szaleje po agencjach towarzyskich. No i tam to już jest na bogato...

- Jak się gra takie sceny? Bo chyba każdy aktor ma swój własny „patent” na to. Pan jest nagi, kobieta jest naga, musicie udawać, a jednocześnie pewnych rzeczy nie da się udawać. Jak to się robi?

Ponieważ to nie jest film pornograficzny, my tylko to gramy. To co grałem w „Siedmiu dniach” to były tylko ćwiczenia ruchowe. W tym nie ma żadnej psychologii, jest gimnastyka (śmiech). A tak serio, to najtrudniej pokonać barierę własnego wstydu… - Pan jest aktorem, scenarzystą, reżyserem i jeszcze na dodatek śpiewa w zespole „Dr Misio”. Prawdziwy artysta renesansowy. Zapytam o śpiewanie. Czy to jest kaprys, czy to jest odskocznia? Gra Pan bądź co bądź w prawdziwym zespole rockowym.

Bo ja tak naprawdę zawsze chciałem być wokalistą rockowym nie aktorem… (śmiech).

- Czyli to jest realizacja młodzieńczych marzeń?

Pewnie tak. Pamiętam jak to się zaczęło. Był koncert Tymona Tymańskiego i mówię do niego: „Stary, to moje największe marzenie, żeby wystąpić na scenie z zespołem rockowym, weź, pomóż mi”. A on mówi: „Przychodź”. I poszedłem na próbę, pamiętam śpiewałem: „Bo my jesteśmy rock and rollowcami, pijemy tanie wino, pijemy je litrami”. Taki mój kultowy numer zespołu Róże Europy. W czasie koncertu poczułem nieprawdopodobną energię, która bije z drugiej strony, od publiczności. To był zupełnie nowy rodzaj energii, której do tej pory nie znałem. Myślę, że Dr Misio jest konsekwencją tego, że ja szukam różnych środków artystycznego wyrazu. Czasami jest to aktorstwo, czasami reżyseria czy to filmowa czy teatralna, czasem próbuję popełnić jakiś scenariusz. To akurat idzie mi zdecydowanie najtrudniej, jest najbardziej pracochłonne, ale również takim środkiem wyrazu jest muzyka rockowa. A przekaz, który mamy, jest bardzo konkretny. Poprosiłem o współpracę najlepszych, śpiewam teksty Marcina Świetlickiego i Krzysztofa Vargi.
Nie są to łatwe teksty, ale ja do Dr Misio podchodzę bardzo, bardzo na serio.

- A teraz, która forma ekspresji artystycznej u Pana dominuje?

Do lutego był tylko i wyłącznie Dr Misio. Siedzieliśmy w studiu, nagrywaliśmy płytę. Płyta jest gotowa, teraz szukamy wydawcy. I wtedy moja głowa była zupełnie przestawiona na muzykę. Od lutego wpadłem w totalny ciąg aktorski. Najpierw „Piąty stadion” dla telewizji, serial z Tomkiem Karolakiem i Piotrkiem Adamczykiem. Skończyłem ten serial i następnego dnia zacząłem zdjęcia u Smarzowskiego w „Siedmiu dniach”; dwa i pół miesiąca ciężkich zdjęć. Potem próby z Kristofferem Rusem do krótkometrażowego filmu „Big Leap”. A dzisiaj proszę sobie wyobrazić przed przyjazdem na plan „Big Leap” byłem na planie teledysku u Kazika. Kazik jest moim idolem, nie mogłem mu odmówić. Totalne szaleństwo.

- Kogo Pan tam gra?

Dowódcę armii tureckiej, która napada na Polskę, a konkretnie na polskiego chłopa, którego gra Kazik.

- Nosi Pan te szerokie spodnie?

Tak, miałem piękne żółte hajdawery! Do tego były efekty specjalne. Zjeżdżałem z jakichś lin po drzewach, no po prostu naprawdę świetna zabawa. Tak więc teraz jest zdecydowanie czas wyzwań aktorskich, ale jak one się skończą, to coś nowego na pewno wymyślę.

* - W filmie „Big Leap” jest Pan jednym z trzech bohaterów, którzy skaczą z dachu wieżowca…*

Scenariusz dostałem dwa lata temu i przeczytałem go jednym tchem. Ten tekst uderzył w moją bardzo czułą strunę, może to jest kwestia wieku, może to jest kryzys wieku średniego, ja mając lat 43 zadaję sobie czasem takie pytanie.

- Czy nie skoczyć?

Czasami tak. To jest kwestia eschatologiczna, kwestia zadawania sobie prostych pytań: Co jest po drugiej stronie, po co żyjemy?

- Coś by Pana zatrzymało, gdyby Pan chciał skoczyć?

Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, to ja jestem prostej konstrukcji psychicznej facet rodem ze Śląska, dla mnie najważniejszą rzeczą w życiu jest moja rodzina. To jest mój port, do którego zawsze wracam. Każdą wolną chwilę spędzam z nimi. To przebywanie sprawia mi największą satysfakcję. I gdyby mnie zapytać czy prywatnie bym skoczył czy nie, to odpowiem: Nie skoczyłbym, bo nigdy bym ich nie zostawił. A gdybym był sam… To już tej pewności nie mam.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)