Powrót do kiczu i uproszczeń
Oba filmy Tima Burtona odniosły finansowy sukces, jednak Warner Bros. miał do nich zastrzeżenia. Zwłaszcza w drugiej części, w której Burtonowi pozostawiono całkowitą wolność, pojawiało się zbyt wiele treści dla dorosłych. Postać Pingwina była na przykład zbyt przerażająca. Zaś ubrana w obcisły, seksowny kostium Kobieta Kot bardziej przypominała bohaterkę pokręconego filmu erotycznego, niż opowieści o superbohaterach dla nastolatków.
Dlatego nakręcenie kolejnych dwóch części zdecydowano się powierzyć Joelowi Schumacherowi - reżyserowi gwarantującemu wysokie wpływy. Niestety filmy Schumachera rozczarowały wszystkich. Być może dlatego, że były zbyt bliskie klasycznemu wizerunkowi Batmana i zbyt mało nowoczesne.
Znów pojawił się więc kicz znany z lat 50. i 60. i fabularne uproszczenia. I znów chodziło przede wszystkim o dobrą zabawę, a nie podteksty i dwuznaczności.
Spektakularną porażką wizerunkową okazał się zwłaszcza "Batman i Robin", uznawany dziś za jeden z najgorszych filmów w historii Hollywood. Obraz się co prawda zwrócił i jeszcze sporo zarobił, ale plastikowe dekoracje, idiotyczny scenariusz i groteskowe postaci odstraszyły fanów. I pokazały wytwórni, że nie tędy droga - Batman nie może być po prostu zabawny, musi być mroczny.