Benham Behzadi: "Bycie reżyserem w Iranie oznacza samotność" [WYWIAD]
- Wiemy, że jeśli będziemy pokazywać historie, które sami chcemy oglądać, jest szansa, że będą chcieli je oglądać widzowie na całym świecie - mówi irański reżyser *Benham Behzadi w rozmowie z Łukaszem Knapem. Jego film „Varoonegi” (Odwrócenie), pokazany na Festiwalu w Cannes w prestiżowej sekcji Un Certain Regard, opowiada o młodej kobiecie Niloofar, która zostaje postawiona przed trudną sytuacją. Jej rodzina postanawia, że zaopiekuje się ciężko chorą matką, co oznacza wyprowadzkę z Teheranu. Kobieta musi podjąć decyzję: podporządkować się i zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia czy zawalczyć o własną niezależność i wejść w konflikt z rodziną?*
26.05.2016 20:43
Łukasz Knap: Lubi pan mieszkać w Teheranie?
Benham Behzadi: Jak chyba każde miejsce na ziemi, Teheran ma swoje wady i zalety, ale kocham to miasto i nie wyobrażam sobie, że mógłbym mieszkać w innym. W najpiękniejszych miejscach na świecie możemy czuć się źle, jeśli sami czujemy się źle ze sobą. Jeśli lubimy siebie i rozumiemy swoje potrzeby, będzie nam dobrze choćby i na pustyni.
Pana bohaterowie jednocześnie kochają i nienawidzą to miasto.
Kochają miasto, bo kochają ludzi. Gdy relacje z ludźmi się psują, ich relacja z miastem staje się toksyczna. Poza tym Teheran zmaga się z różnymi problemami, to w końcu wielka metropolia, zamieszkała przez ponad osiem milionów ludzi.
Jednym z tych problemów jest zanieczyszczenie powietrza. Jak wygląda życie w jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie?
Dla mieszkańców Teheranu to gigantyczny problem, coraz więcej ludzi choruje na astmę i różne choroby płuc. Wzrosła też śmiertelność z powodu zanieczyszczenia powietrza. Czasami jest ono tak duże, że paraliżuje życie miasta, przestają działać szkoły i urzędy. Niestety na krótką metę nic się nie da z tym zrobić. Skąd pan jest?
Z Warszawy. Niestety polskie miasta również podbijają rankingi najbardziej zanieczyszczonych miast.
Sam pan widzi, jest dużo podobieństw między Teheranem i Warszawą, mimo że to miasto europejskie. Zanieczyszczenie miast to problem globalny.
Czy Teherańczycy próbują coś z tym zrobić?
80% zanieczyszczenia w Teheranie jest emitowane przez samochody. Gdy normy zanieczyszczania powietrza są drastycznie przekraczane, Teherańczycy protestują i próbują podejmować różnego rodzaju akcje. Poprawiono też jakość paliw, ale to za mało.
W filmie zanieczyszczenie powietrza jest też symbolem toksycznych relacji między członkami rodziny.
Filarem irańskiego społeczeństwa jest tradycyjna rodzina. Relacje w rodzinie są zawsze gorące albo bardzo zimne, nigdy chłodne.
To tak jak w Polsce. Rodzina dużo daje i również dużo wymaga, ale mam wrażenie, że w Iranie te wymagania są nieproporcjonalne względem kobiet i mężczyzn.
Miejsce w rodzinnej hierarchii w irańskiej rodzinie zależy nie tylko od płci, ale także od wieku. Na szczycie są zawsze starsi, młodsi muszą się podporządkować starszyzny i zwykle muszą dźwigać ciężary ich decyzji, nawet jeśli tego nie chcą. Mężczyzna również może być na słabszej pozycji.
Kobiety i mężczyźni w Iranie nie są równi, ale czy zna pan jakiś kraj, w którym panuje faktyczne równouprawnienie obu płci?
W większości krajów Europy Zachodniej kobiety mają taką samą możliwość samorealizacji jak mężczyźni. Z pana filmu wynika, że kobieta w irańskiej rodzinie ma słabszą pozycję tylko dlatego, że jest kobietą.
Owszem, ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Proszę zwrócić uwagę, że Niloofar jest naciskana nie tylko przez mężczyzn, ale także przez jej siostrę. Jej płeć oczywiście ma znaczenie, ale nie jest jedynym powodem, dla którego musi walczyć o swoją pozycję.
A jak wygląda pana pozycja w Iranie jako reżysera?
Bycie niezależnym reżyserem w Iranie, czyli takim, który nie idzie na żadne układy z państwowymi instytucjami, oznacza samotność. Przyjęcie finansowego wsparcia od władz wiąże się z założenia z cenzurą. Jeśli chcesz być wolnym reżyserem w Iranie, jesteś zdany tylko na siebie na każdym etapie pracy nad filmem - od rozwinięcia pierwszego pomysłu i pisanie scenariusza po casting aż po zdjęcia i dystrybucję. Aby nakręcić niezależny film w Iranie, trzeba wielkiego samozaparcia i determinacji.
Jak udało się panu sfinansować film bez państwowego wsparcia?
Zainwestowałem własne pieniądze, wsparli mnie też najbliżsi przyjaciele.
Czy pana rodzina dołożyła się do budżetu?
Tak moja rodzina też mnie wsparła, chciała udowodnić, że rodzina nie jest taka zła, jak pokazuję w filmie (śmiech).
Pana rodzina nie bała się, że ujawni pan jakiś rodzinny sekret?
Nie, bo wiedzą, że jeśli zdecydowałbym się na pokazanie jakiego fragmentu naszego życia, to tylko po to, aby coś w nim naprawić. Tak chyba zresztą było, bo moja rodzina film widziała i chyba dał nam wszystkim do myślenia.
Kino irańskie odnosi wiele sukcesów na festiwalach filmowych na całym świecie. Skąd bierze się siła irańskich twórców?
Na pewno pomogła nam pierwsza generacja irańskich reżyserów, których jesteśmy spadkobiercami. Oni dali nam wiarę w siebie i przekonanie, że język kina nie ma granic. Wiemy, że jeśli będziemy pokazywać historie, które sami chcemy oglądać, jest szansa, że będą chcieli je oglądać widzowie na całym świecie.