"Bloodshot": Klęska, której nie tłumaczy nawet koronawirus

Vin Diesel pociągnął na dno kolejną hollywoodzką produkcję. Tak źle jeszcze jednak nie było. ”Bloodshot” w czasie premierowego weekendu zarobił w amerykańskich kinach zaledwie 9,3 mln dol. To nie wyłącznie efekt koronawirusa. Winę ponosi także zgrana do granic możliwości formuła stosowana w filmach akcji.

"Bloodshot": Klęska, której nie tłumaczy nawet koronawirus
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Tytułem wstępu. W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie wszystkie kina wciąż pozostają otwarte. Nie da się już jednak nie zauważyć znacznego spadku widowni. W ubiegłym roku podczas trzeciego weekendu marca utarg ze sprzedaży biletów wyniósł 140 mln dol. Podczas minionego weekendu wpływy sięgnęły zaledwie 60 mln dol. Różnica nie pozostawia wątpliwości, że pandemia bardzo mocno uderzyła także w amerykański przemysł kinowy. Wg statystyk, był to najgorszy dla branży filmowej weekend od 22 lat.

Choć warto zauważyć, że przed rokiem w kinach wyświetlany był superprzebój "Kapitan Marvel", który, stając się jednym z największych hitów marca w historii (426,8 mln dol. wpływów), mocno zawyżył statystyki. W czasie trzeciego weekendu marca sam jeden wygenerował wpływy w granicach 70 mln dol. Bez tego tytułu frekwencja w amerykańskich kinach w 2019 i 2020 roku byłaby na zbliżonym poziomie.

Tak czy inaczej, wiele wskazuje jednak na to, że kina za oceanem wkrótce i tak zostaną zamknięte, a premiery minionego weekendu mogą być ostatnimi w tym miesiącu, a może nawet tej zimy i wiosny.

Ponad 70-procentowe spadki

Najpopularniejszym filmem minionego weekendu stała się animacja Pixara "Naprzód", która w ciągu ostatnich trzech dni zarobiła 10,5 mln dol. (w sumie – 60,3 mln dol.). Drugie miejsce zajął muzyczny dramat "Wierzę w Ciebie". Premierowy tytuł zgarnął 9,5 mln dol. Dobry wynik, jak na produkcję, której budżet sięgnął jedynie 10 mln dol. Dopiero na trzeciej pozycji sklasyfikowany został nowy film z Vinem Dieselem.

"Bloodshot" w ciągu trzech pierwszych dni wyświetlania zarobił jedynie 9,3 mln dol. Fatalny rezultat, zwłaszcza jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że mamy tutaj do czynienia z ekranizacją komiksu. Wiadomo, że amerykańscy widzowie mają wyjątkową słabość do tego typu produkcji. Nie jest więc łatwo odszukać w pamięci tytułów innych filmów opartych na komiksie, które w Stanach sprzedały się aż tak słabo. Nawet spektakularne swego czasu finansowe klapy "Kobiety-Kota" (2004) czy "Elektry" (2005) zgromadziły na starcie dwa razy więcej widzów niż najnowsza adaptacja komiksu. Podobną klęskę co "Bloodshot" (spośród komiksowych produkcji dużych wytwórni) poniósł chyba tylko "Spirit – Duch miasta" z 2008 roku.

"Bloodshot" nie jest może wysokobudżetowym filmem, ale nie można też powiedzieć, że jest filmem tanim. Koszt produkcji sięgnął bowiem 45 mln dol. Aby uniknąć strat musiałby zarobić w kinach przynajmniej 90 mln dol. Tymczasem w Stanach zbierze około 20 mln dol. A na rynek zewnętrzny, w obliczu zamknięcia kin w wielu krajach, producenci zbytnio liczyć nie mogą.

Fatalne recenzje

Recenzenci, wbrew opinii zwykłych widzów, wytykają ekranizacji komiksu ułomność niemal każdego elementu, na który składa się film. Oczywiście w ogniu krytyki znalazł się także Vin Diesel, który "jest jeszcze bardziej drewniany niż zwykle". Problem z tym gwiazdorem polega na tym, że w ostatnich latach już nawet nie stara się, choć trochę, zmienić swój aktorski wizerunek (może z wyjątkiem roli w filmie "Najdłuższy marsz Billy’ego Lynna) i zawsze gra tą samą postać – Dominica Toretto z kultowej serii o złodziejach w samochodach.

Efekt jest taki, że kolejne części "Szybkich i wściekłych" zarabiają miliardy dolarów, zaś inne produkcje z udziałem Diesela ponoszą spektakularne klęski… "xXx: Reaktywacja", "Łowca czarownic", "Babylon A.D.". Nawet dwa ostatnie filmy o Riddicku sprzedały się znacznie poniżej oczekiwań. Prawda jest taka, że Vin Diesel jest żyłą złota dla producentów "Szybkich i wściekłych", a przy tym w ostatnich latach zatapia (zwłaszcza w Stanach) każdą inną hollywoodzką produkcję. W spin-offie wspomnianej serii nie pojawił się zaś w ogóle.

Warto przypomnieć, że Diesel potrafił kiedyś stworzyć ciekawe i zróżnicowane kreacje aktorskie i wcale nie miał zamiaru dać się zaszufladkować. Na uwagę zasługują przede wszystkim drugoplanowe role w filmach "Szeregowiec Ryan" (1998) i "Ryzyko" (2000) oraz najambitniejszy projekt w jego karierze – główna rola w dramacie sądowym Sidneya Lumeta "Uznajcie mnie za winnego" (2006). Ten ostatni tytuł powstał w momencie, gdy Diesel był już gwiazdą. Miał wówczas na koncie kilka hitów, w tym komediowy przebój "Pacyfikator" (2005).

Widać, że aktor poszukiwał nowych wyzwań. Dlatego też odrzucił rolę w kilku odsłonach "Szybkich i wściekłych". Jednak finansowa porażka dramatu Lumeta oraz "Kronik Riddicka" (2004), których Diesel był współproducentem sprawiły, że Dominic Toretto powrócił do wysokooktanowego kina z podkulonym ogonem. I pozostał w kolejnych pięciu odsłonach "samochodowej epopei".

Co dalej z Hollywood?

W obliczu pandemii koronawirusa wiele projektów, nad którymi pracowano w Hollywood, zostało wstrzymanych. Niektóre pewnie zostaną anulowane całkowicie. Każdy film, który na ekrany wszedł przed tygodniem notuje rekordowe spadki widowni (przynajmniej 60 proc. widzów mniej), dlatego też wiele gotowych już obrazów zostało przesuniętych na kolejny nawet rok. Spotkało to m.in. dziewiątą odsłonę "Szybkich i wściekłych", na którą widzowie będą musieli poczekać aż do kwietnia 2021 roku.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (19)